Ciało obudziło Ritę o świcie. Niespokojne trele w pewnych partiach mięśni. Spróbowała je zignorować.
W kuchni nalała sobie szklankę wody. Piła łapczywie. Myślała, że to pomoże. Wzięła trzy głębsze oddechy i wróciła do łóżka. Wtedy to poczuła: Metafizyczny Ogień objął ją i sprawił ból.
Poczęła się szamotać. Nieświadomie wybałuszyła oczy i trochę śliny pociekło z kącika jej ust. Gdyby mogła, to by zawyła, dziko i wściekle, ale głos uwiązł jej w gardle. Rita zacisnęła oczy, napięła mięśnie, próbując zapanować nad ich drżeniem. Nic nie pomogło. Przerażona poczęła się modlić, nie bardzo wiedząc do kogo ― niewypowiedziane słowa niosły się martwym echem w jej głowie: niech ustanie, niech minie, niech się skończy, niech odpuści, niech...
Zwyciężona zasnęła.
W kolejnych dniach poranne ataki powtarzały się z różną intensywnością. Rita nawykła do nich. Ostrożnie obwąchiwała smutek i drżenie, które zaczynały przez nią przepływać, kiedy tylko znieruchomiała na dłużej. Ale nim drżący smutek zdążył zdobyć pełną władzę nad jej ciałem i umysłem, ona odskakiwała. Śmiejąc się nerwowo, biegła pomóc matce w przygotowaniu obiadu.
*
Zapomniała się i przysiadła w ogrodzie w bezcelowym bezruchu. Bujała myślą w obłokach. Właśnie w takim dziwnym stanie zastała ją Sylwia, i huknęła:
― Rita, ach Rita, czy ja wierzę własnym oczom? Mój Boże, nie wierzę. Rita to ty? Tyle lat, tyle lat — potok słów ocucił Ritę. Postawna blondyna o falującej piersi szła przez ogród, w teatralnym geście rozpościerając ramiona. Oto Sylwia, jej dawna koleżanka ze szkolnej ławki. Dopadła Ritę i zamknęła w ciepłym uścisku mięsistych ramion, nie przestając przy tym perorować:
― Znikasz na całe lata, bez słowa pożegnania, zostawiasz przyjaciół, kradniesz serce matki, a kiedy powracasz, nawet się nie odezwiesz do najlepszej przyjaciółki. Dobrze, że przypadkiem spotkałam twoją matkę. Boże! Rita, ty się nic nie zmieniłaś. Wciąż zachwycająca, wciąż niesamowita!
Rita ze zdziwieniem przyjęła podniecenie, które wywołała w niej bliskość Sylwii, jej bujna, złocista fizyczność. Natomiast sposób bycia Sylwii sprawił Ricie przykrość: zmrużyła oczy i przyglądała się koleżance, która przytaszczyła ogrodowe krzesło i bezpardonowo przysiadła się do Rity.
— Wiesz Rita, ja nigdy, ale to przenigdy nie miała wątpliwości, że ty osiągniesz sukces, że dokonasz czegoś naprawdę dużego, a tu proszę, taka niespodzianka. Przynajmniej znów możemy sobie pogadać jak równa z równą, siedząc w tym ogrodzie, zresztą wiesz, jak uwielbiałam tu przychodzić i spędzać czas, to miejsce zawsze było dla mnie azylem, ty pamiętasz tę ciasną klitkę, w której gnieździła się moja rodzina i jeszcze ten mój ojciec, Boże, jakżeż ja go nienawidziłam, Panie świeć nad jego duszą. Rita, ty koniecznie musisz mi coś opowiedzieć o sobie i tych wszystkich latach. Bo ja, cóż ja, wyszłam za mąż, ty pamiętasz Tadeusza, dobry chłopak, dobry człowiek, dobry ojciec, urodziłam mu syna, Tomusia, Boże, jakiż Tadeusz był szczęśliwy, ten mój synek to prawdziwy balsam na nasze zgorzkniałe serca, moje słoneczko, poza tym, cóż, poza tym prowadzę mój mały biznesik, wiesz, otworzyłam...
Rita przez chwilę pomyślała, że Sylwia powie „burdel" i aż się zatrzęsła na tę myśl.
— Lumpeks... taki mały sklepik z używaną odzieżą, więc sama widzisz, ale ja cię pewnie muszę zanudzać.

CZYTASZ
JA-MI-MOJE
SpiritualTytuł nie mówi wszystkiego... Ruina. Matka mi nigdy na nią nie pozwoli. Przynajmniej dopóki przynależę do jej domowego inwentarza, do jej rodowej zastawy. Dopóki jestem jej ulubionym bibelotem. Nie. Ona każe mi nazrywać śliwek na przetwory, kompot i...