Było upalne czerwcowe popołudnie i tak parno, że wyraźnie zanosiło się na burzę. Laura szła przed siebie bardzo szybko. Niewiele rejestrowała z otaczającego ją świata, z trudem powstrzymywała łzy. Płaczem wybuchła, dopiero kiedy zamknęła za sobą drzwi ekskluzywnego apartamentu, który przywitał ją powietrzem o idealnej temperaturze. W sypialni stanęła przy balkonowym oknie. Zapatrzyła się na park. Ponad linią drzew zbierały się granatowo-fioletowe chmury, tworząc niezwykły spektakl.
Ostatnimi czasy niezbyt jej się wiodło. Najpierw podjęła trudną decyzję o rozstaniu się z Rafałem, studentem ostatniego roku farmacji. Tak, był uroczy, inteligentny, poukładany, ale też nieznośnie skoncentrowany na sobie, kapryśny, wyzuty z pozytywnej energii. Nie czuła się przy nim kobietą. A teraz... Zaszlochała i rzuciła się na biały dywan o długim i gęstym włosiu, które poczęła szarpać konwulsyjnie. Cichutko jęczała, ale nie chciała z tym przesadzać. Być może widziała kiedyś podobną scenę w filmie, która dosyć jej się spodobała, nawet przez chwilę wyobraziła sobie, że jest aktorką... jednak rozpacz pociągnęła ją w dół i Laura zupełnie utraciła nad sobą kontrolę. Od trzech tygodni spotykała się z przystojnym policjantem, Piotrem, którego poznała na jednym z portali społecznościowych. Piotr był męski, zuchwały oraz posiadał ukształtowane poglądy polityczne. Wydawał się człowiekiem z zasadami. Już po dwóch tygodniach znajomości oboje oficjalnie ogłosili, że są parą. Jednak raptem trzy godziny temu z zaufanego źródła otrzymała informację, że Piotr nadal umawia się na spotkania z innymi kobietami. Dowody, które jej przedstawiono były twarde i miażdżące. W Laurze coś pękło.
Dwie potężnie rozgałęzione błyskawice przecięły sine mięso nieba. Zerwał się huraganowy wiatr, który naparł na balkonowe okno, aż tafla szkła stęknęła. Po chwili lunął sążnisty deszcz. W tym czasie drobne i kruche ciało Laury zmęczyło się szlochem i spazmami, niby porcelanowy bibelot leżała niewinnie na miękkiej wyściółce dywanu. Nawałnica uderzała w okna. Laura słabiutko pochlipywała, w końcu zupełnie umilkła, a jej oddech uspokoił się. Zasnęła.
Po przebudzeniu stwierdziła, że niebo zdążyło się wypogodzić, a nad parkiem zabłysło słońce. Usiadła, rozejrzała się po sypialni i doszła do wniosku, że nienawidzi tego hermetycznego mieszkania, urządzonego z chirurgiczną precyzją.
*
Renata ocknęła się. Przepocona i wymięta drżała pośrodku łóżka. Koszmarna migrena na długie godziny wyłączyła ją z życia. Poczuła ostrą woń wymiocin. Przypomniała sobie, że zwymiotowała raz wprost na podłogę w korytarzu, drugi raz do jakiejś miski na kuchennym stole.
Teraz zapragnęła gorącej herbaty i już chciała zawołać Ritę, kiedy uprzytomniła sobie, że córka wyjechała na kilka dni do innego miasta, aby uporządkować sprawy z jej poprzedniego życia.
Przełknęła suchość w ustach i zacisnęła powieki. Za chwilę weźmie się w garść i wstanie, za parę minut, góra za pięć, no może dziesięć.
*
Na finalną konfrontację umówili się w eleganckiej restauracji. Laura z zadowoleniem odnotowała fakt, że Piotr już na nią czekał. Szarmancko odsunął krzesło, nie omieszkał również zachwycić się porcelanową urodą Laury, połyskującą tego wieczoru czymś szlachetnym i jakby nie z tego świata. Laura doceniła starania Piotra, co oczywiście nie wpłynęło na jej podstawowy plan.
Usiadła naprzeciwko niego z nieporuszoną twarzą, by bez słowa zatopić się w lekturze karty dań. Ściągnęła brwi i zmarszczyła jakże kształtny nosek. Piotr cierpliwie czekał.
CZYTASZ
JA-MI-MOJE
SpirituellesTytuł nie mówi wszystkiego... Ruina. Matka mi nigdy na nią nie pozwoli. Przynajmniej dopóki przynależę do jej domowego inwentarza, do jej rodowej zastawy. Dopóki jestem jej ulubionym bibelotem. Nie. Ona każe mi nazrywać śliwek na przetwory, kompot i...