Rita część IV - odc. 1

2 0 0
                                    

Rita zbudowana jest ze szkła i wysokości. Z pustyni i z głodu. Ma sześć głów. Czworo rąk. Leży w białym łożu długim jak pusta niedziela.

Nie posiada życia osobistego ani zawodowego. Żadnych pasji. Przez cały tydzień służy w ekskluzywnym modowym butiku. W złotej obroży, w kagańcu wysadzanym diamentami jest nielitościwie piękna niczym bezkresny kosmos.

Po robocie wraca na piechotę do sterylnego apartamentu jak białe, sześcienne pudełko na ślubne pantofelki. Używa w tym celu pary niedosiężnych nóg.

Kolację spożywa samotnie.

*

Na chude ramiona narzuciła elegancki płaszczyk i postanowiła przejść się po parku. Stopy wsunęła w miękkie, skórzane półbuty z jagnięcej skóry.

Mogłaby zrobić wszystko ― dosłownie i w przenośni. Ale na przekór wszystkiemu, co mogłaby uczynić, kładzie się jeszcze bardziej, wprost na podłodze wyściełanej grubym i śnieżnobiałym dywanem.

Nigdzie nie idzie.

Leży i patrzy w otchłań sufitu. Jeśli za chwilę się nie ruszy, biały szum wypełni ją izolującą, szklaną watą i niedziela będzie stracona.

Połknie proszki. I znieruchomieje na dobre. Sięgając od czasu do czasu po szklaną butelkę wody Evian. Tak oto mnogie wszystko — Rita przemieni w boleśnie konkretne nic.

Podniosła się do pozycji pionowej i jednak wyszła na spacer. Jest świadoma ludzkich spojrzeń, omiatających jej modliszkowaty korpus. Znajduje ławkę w cieniu kasztanowców. Stamtąd przygląda się obcym ludziom z psami. Patrzy szklanym wzrokiem z wysokości wielokondygnacyjnego ciała. Spacerowicze omijają Ritę szerokim łukiem. Każdy woli zająć się własnym psem, dzieckiem lub towarzyszem.

*

Trzy godziny później siedzi przy szklanym biurku. Za oknem szara wiosna. Rita wkracza dostojnie we wzburzony przestwór muzyki Tomasza Opałki. Pisze kolczasty wiersz. Zapomniała, że kiedy była dziewczynką i chciała zostać poetką: Pawlikowska-Jasnorzewska.

Czy była? Czy chciała?

Rita zgniata pragnienia jak zużyte chusteczki higieniczne, które wyrzuca do metalowego kosza, stojącego pod biurkiem.

Odkłada pióro. Dotyka liter, ranią jak kolce — nie widać kropel krwi jedynie czarne plamy atramentu. Rita dotyka palcami twarz. Później ją umyje w łazience.

Drze kartkę z napisanym wierszem.

*

Otulona w lekki płaszczyk udała się na miejski rynek. Przystanęła w znacznej odległości od sceny, na której za pół godziny odbędzie się koncert Margaret, popularnej młodzieżowej wokalistki.

Plac powoli gęstnieje od ludzi: przeróżne indywidua, które Rita rzeczowo kataloguje. Na przykład trójka gimnazjalistów. Chłopaczki. Modnie ubrani. Te zwężające się porcięta z gumeczkami u kostek. I błyskający skrawek nagiej pęciny.

Ten najbardziej hardy zaczyna tańczyć: czarne spodnie i bluza z białym, geometrycznym nadrukiem ― jak logos umarłego Boga. Rita mlasnęła, skoncentrowana na tym jednym okazie, sięgającym jej ledwie do biustu. Chłopak musiał wyczuć przenikliwy wzrok kobiety, jednak nie spłoszył się, przeciwnie: rozkwitnął. Tańczył wyłącznie dla Rity. Kiedy ze sceny popłynęła muzyka, zakręcił swoją drobną dupcią i wzniósł do góry ręce. Rita mlasnęła po raz drugi.

JA-MI-MOJEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz