JA Część I - odc. 4

6 0 0
                                    

Dziadkowie szurają kapciami po całym mieszkaniu. Sprawdzają działanie kranów. Coś im nie sztymuje w tym łazienkowym. Dzwonią po hydraulika. Miauczą. Psioczą. Przekrzykują się nawzajem lub krzątają się niezdarnie. Potrącają krzesła. Zamykają — otwarte przeze mnie okno. Chciałem przewietrzyć zatęchły smrodek starości. Ale oni znów spiskują przeciwko mnie. Czy widzieliście ich kończyny powykręcane reumatyzmem? Niech was nie zwiedzie ich rachityczny wygląd.

Nasłuchuję, jak w dużym pokoju debatują nad dzisiejszym obiadem. Pochyleni nad stołem. Podobni starym generałom. Planują ruchy wojsk. Sporządzają listę zaopatrzeniową. Roztrząsając każdy jej punkt z niepotrzebną przesadą. Szukają nazw dla warzyw. Jak kalafior. Jak to podłużne i zielone. Ogórek? Nie. Szparagi? Nie. Cukinia? Tak. Marszczą brew, próbując przypomnieć sobie zapomniane. W końcu dziadek ociężale wychodzi do sklepu, wspierając się na lasce wykonanej własnym sumptem z popsutego parasola.

Przykucnąłem z kubkiem zielonej herbaty. Opatulony kocykiem z lat dziecięcych. W dołku, który zdążyłem sobie wymościć, zaciekle wystukuję raport. Ten-oto-tu raport. Szukam nazw dla zapomnianego, przetrząsając moją własną spiżarkę.

Później wszedłem do kuchni i zostałem dodany do ich konania, odmłodziłem cały proces ― stanąwszy naprzeciw ich białych, pomarszczonych twarzy. Nastawiłem czajnik z wodą.

„Kim jestem?" Spojrzał na mnie, Kamil, za trzy miesiące skończy siedemnaście lat. Przysiedliśmy na ławce w lesie nieopodal cmentarza. Słońce padające poprzez liście drzew barwiło jego uśmiech młodej dziewczyny.

*

„Kim jestem?" Spojrzał na mnie tak miękko i wsparł brodę na kolanie podkurczonej nogi. „Kiedyś miałem mnóstwo kolczyków, chodziłem w glanach, byłem łysy, miałem długie włosy, paliłem marihuanę, przeklinałem, plułem ludziom w twarz, chciałem zostać ministrantem, malowałem akwarelki, od roku uczę się na kucharza, ale po wakacjach zmienię szkołę, bo już wiem, że to nie to. Mam dość udawania. Próbowania tego i tamtego. Chciałbym być po prostu sobą. Sobą... Czyli kim?" I zmrużył oczy, spoglądając na cmentarne nagrobki za metalowym parkanem. I na sztuczne kwiaty, które zdobiły nagrobne płyty.

„Kim jestem? Nie wiem. Zaglądam w siebie i nic nie znajduję. Nic konkretnego. Nie dowiem się, dopóki nie spróbuję. Ale próbować wszystkiego, bez wyjątku, jak leci? To męczące i niebezpieczne. Gdzie szukać odpowiedzi? W innych ludziach, też bezsensu, każdy mówi co innego, każdy ciągnie w swoją stronę. Co ma być, to będzie, czekam, żyję swoim nudnym życiem nastolatka. Z dnia na dzień. Szkoła, dom, praktyki kucharskie, w wolnych chwilach znajomi. Nie szukam już odpowiedzi. Przestałem. Nie dręczę się pytaniami. Lubię dzieci. Chciałbym zostać panem przedszkolanką. Czasem myślę, że fajnie byłoby się urodzić kobietą. Ale jest, jak jest." I uśmiechnął się tak promiennie i czule, że i ja się uśmiechnąłem.

*

„Musiałam odcedzić kartofle. Gotowały się w dużym garnku już od dwudziestu minut. Więc musiałam. Ale jestem stara i niezdarna. Poparzyłem sobie rękę. Jestem stara i zniszczona. Oblałam się wrzątkiem. Zaślepia mnie biała furia. Zaślepiona patrzę na poparzone miejsce. I widzę, jak bardzo jestem stara, niezdarna, zniszczona." Babka rozciera bolące nadgarstki. Skrzeczy zirytowana bólem. Odpycha mnie i dziadka. Cały dzień kuleje z wystudiowaną teatralnością. Od stoliczka do szafki. Od szafki do stołka. Przenosi siebie i przedmioty. Cierpiętnicza parodystka, którą pragnąłbym zabić. Waląc długo i dobitnie jakimś ciężkim, żelaznym przedmiotem w jej siwą czaszkę.

JA-MI-MOJEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz