Miałem serdecznie dość tego ciągłego polegiwania, więc zabrałem Kubusia nad Odrę. Pojechaliśmy tam moim zdezelowanym miejskim autkiem.
Usiedliśmy nad kamienistym brzegiem rzeki i bezmyślnie zapatrzeni w zielonkawe wody piliśmy oranżadę ze szklanych butelek, i było tak bardzo błogo, że aż Kubuś sobie westchnął:
— Weź, zatrzymaj czas.
I ja westchnąłem nieco rozbawiony.
Oparłem głowę o miękkie ramię Kubusia. Łaskawie pozwalałem, aby mnie kochał.
Niech dwóch takich niewydarzonych jak my siedzi sobie ramię przy ramieniu nad brzegami tej czy tamtej rzeki. Iluż takich niewydarzonych jak my siedziało nad brzegami rzek, wzdychając sobie: chwilo trwaj wiecznie? Iluż po nas podobnie westchnie wznosząc oczy ku niebu?
Czy doprawdy rezygnuję z czegoś istotnie ważnego dla tego drugiego, który u mego boku teatralnie zaciąga się papierosem, by spojrzeć na mnie z ukosa i przyciągnąć do swych ust?
A niech tam.
Lodowaty wiatr, który zawsze wieje w moim ciele, on tam wiał, a jakże! Lecz ja spokojnie pozwoliłem się objąć Kubusiowi i poprowadzić w tamtym osławionym kierunku, jedynym dozwolonym człowiekowi. I mając jego dłoń na ramieniu przyjemnie mi się tam zdążało — wy zresztą doskonale wiecie gdzie.
I tak idąc, obiecałem sobie solennie nie wątpić w Kubusia, nie zadręczać się obecnością Kubusia, ani jego nieobecnością, kiedy przyjedzie godzina jego nieobecności. Powiedziałem do niego: „Jedz i pij, dopóki smakują ci moje dłonie i uśmiechy, a słońce i rzeka nam sprzyjają. Gdyż nie będą nam sprzyjać wiecznie."
Więc pił i jadł, odprowadzając mnie w tamtym kierunku. A iść tam z Kubusiem było naprawdę miło i przyjemnie, choć nic a nic nie przyczynialiśmy się do rozwoju światowej transplantologii lub do wzrostu PKB.
*
Kubuś posadził mnie na swoich kolanach, jak dużą lalkę o zmęczonej twarzy, i zakwilił do mojego ucha:
— Kiedy zaczynasz jeść, to spuszczasz wzrok. I już cię nie ma, cały znajdujesz się na talerzu i z każdym przełkniętym kęsem znikasz coraz bardziej, jakbyś sam siebie zjadał. Czasem, kiedy mówisz do mnie, nie patrzysz mi w oczy, a wtedy to ja znikam. I zostajesz tylko ty.
O czym wówczas myślisz, wolę nie pytać.*
Dość niefrasobliwe, być może za sprawą znużenia albo chcąc naświetlić pewne sprawy, a przede wszystkim pragnąc pochwalić się moją twórczością, przeczytałem Kubusiowi wszystko, co do tej pory o nas napisałem.
Na koniec Kubuś oświadczył, drżącym głosem:
— Kurwa, ty jesteś jakimś popieprzonym psychopatą!
I fajnie.
*
Chyba mi wybaczył albo zapomniał. Albo jeszcze coś innego...
Po dwóch dniach rozłąki, znów począł do późnych godzin wieczornych przesiadywać w moim pokoju.
Te codzienne nasiadówy najpewniej drażniły wszystkich domowników, ale najbardziej moją ukochaną babunię.
Znienawidziła biednego chłopczyka na antydepresantach, pracującego dorywczo w Tesco.
Jej twarz była zatrzaśniętą przyłbicą nienawiści.
CZYTASZ
JA-MI-MOJE
EspiritualTytuł nie mówi wszystkiego... Ruina. Matka mi nigdy na nią nie pozwoli. Przynajmniej dopóki przynależę do jej domowego inwentarza, do jej rodowej zastawy. Dopóki jestem jej ulubionym bibelotem. Nie. Ona każe mi nazrywać śliwek na przetwory, kompot i...