15

7K 236 32
                                    

Uśmiechnął się, wstał z ławki i wyciągnął rękę w moim kierunku.

podałam mu moją a on mnie lekko przyciągnął, tak, że wstałam z ławki.
Uśmiechnęłam się lekko do niego a on do mnie.

Pierwszy raz widzę Nathana z tej strony. Zawsze był dupkiem z zadużym ego, ale teraz nie. Teraz był inny. MIŁY.

-Chodź- nie puszczając mojej ręki zaczął iść w kierunku szkoły.

-Nie chce tam iść- zaczęłam wyrywać swoją rękę i chamować butami. Jak małe dziecko, które nie chce iść do dentysty.

-Idziemy po samochód- zaczął mocniej ciągnąć.

-Nie pójdę tam z rozmazanym makijażem!- stawiałam większy opór.

Nathan stanął. Odwrócił się w moją stronę. Popatrzył na mnie. Po chwili wyciągnął z kieszeni chusteczki i zaczął wycierać mi makijaż. Był bardzo skupiony na tym, co mnie bardzo śmieszysło. Stałam i patrzyłam się mu w oczy.

-Już- powiedział zabierając rękę.

-I tak się nie pokarze, bo ochydnie wyglądam bez makijażu- spojrzał mi w oczy.

-Ładnie wyglądasz. Nawet bez makijażu.- po tych słowach, aż mi się dziwnie zrobiło. Uśmiechnęłam się, stanęłam na palcach, zbliżyłam moją twarz do jego i pocałowałam.

-Ale i tak tam nie pójdę powiedziałam.

-Pójdziesz- odrzekł.

-Nie- założyłam rękę na rękę.

-Tak- uśmiechnął się podejrzanie.

-Nie zmusisz mnie

-Zmusze

-Niby jak?- przechyliłam głowę na bok.

-O tak- jednym szybkim ruchem mnie podniósł i niósł na rękach. Oplotłam jego szyje rękoma, żeby nie spaść. Całą drogę patrzyłam mu w oczy, on czasami zerknął w moje.

Dotarliśmy do samochodu. Postawił mnie ma ziemi i szukał kluczyka, żeby otworzyć auto.

Podeszła do nas Mercedes.

-Kochanie. Gdzie zabierasz tą debilke?!- spytała. Przez jej słowa ścisnęłam mocno pięść. Miałam tak wielką ochotę jej przywalić.

-Idź z tąd Mercedes- powiedział obojętnie i otrorzył samochód. Otworzyłam drzwi i do niego wsiadłam. Nathan też tak postąpił.

-Gdzie jedziemy?- spytałam, gdy wyjechaliśmy z parkingu szkolnego.

-To niespodzianka- uśmiechnął się i popatrzył na mnie.

Nie zadawałam więcej pytań, tylko czekałam, aż dojedziemy.

-To tu- zgasił samochód, wyszedł z niego i szybko pobiegł otworzyć moje.

-Jaki dżentelmen- powiedziałam, wysiadając z pojazdu.

-Nie znasz mnie, aż tak dobrze, żeby o tym wiedzieć- powiedział.

-Już znam- uśmiechnęłam się do niego. Złapał moją rękę i wprowadził do budynku. Był to jego dom. -Co zamierzasz robić?- spytałam.

-Zobaczysz- otworzył drzwi i zaprosił do środka.

Zdjęłam buty i czekałam co on zrobi.

-Choć- podszedł do schodów, wszedł na pierwszy stopień i podał mi rękę.

Weszliśmy na górę. Zobaczyłam tam wielki korytarz.

-Tutaj- powiedział, otwierając drzwi do jakiegoś pokoju, gdy już minęliśmy kilka pokoi.

To (nie) tylko zakładOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz