Do gospody weszliśmy w dobrych nastrojach. Całą drogę żartowaliśmy i wspominaliśmy stare czasy.
- Jaskier, czy był byś tak miły i oddał moje ubrania?
- Hmmm... Niech pomyśle... Nie. Jesteś taka sama jak Geralt. Nosisz jedno ubranie dopóki go całkiem nie zniszczysz.
- Nie mam siły ani ochoty się z tobą kłócić, więc oddaj po dobroci.
- Nie ma mowy, wreszcie wyglądasz porządnie.
- Dawaj bo za chwilę coś ci zrobię.
- Nie.
Wykorzystując fakt że stał do mnie tyłem, podbiegłam i wskoczyłam mu na plecy. Zaskoczony bard lekko przykucnął pod moim ciężarem. Zaczęłam targać jego idealnie ułożone włosy. Gdy to nie dało efektu jedną ręką przytrzymałam się szyj mężczyzny, a drugą go łaskotałam. Jaskier zaczął śmiać się jak opętany.
- I jak? Oddasz?
- N-nn-nie - powiedział ledwo chwytając oddech.
- Oddawaj, bo cię ugryzę.
- Nie o-o-dważysz się.
- Jesteś pewny?
Nachyliłam się, i lekko go ugryzłam w szyję. Wywołało to jeszcze większy wybuch wesołości.
- P-pp-przestań, rozejm.
Puściłam go, i uradowana zeszłam na ziemię.
- Wygrałam, a teraz oddaj co moje.
- Nie powiedziałem, że oddam ci twoje stare ubranie. Weźmiesz coś z tej skrzyni co przypadnie ci do gustu, zgoda?
- ... Mówiłam ci że jesteś denerwujący?
- Tak, i to nie raz. A teraz choć.
Bez entuzjazmu powlokłam się za Jaskrem do jego pokoju. W izbie dokładnie rozglądałam się w poszukiwaniu moich ubrań, które dziwnym trafem zniknęły. Niechętnie zaczęłam szukać czegoś co nie było zbyt strojne, i eleganckie. Wszystko co mi się nie podobało lądowało na podłodze. W końcu po dłuższym grzebaniu w kufrze, udało mi się wydobyć zieloną haftowaną tunikę z długim rękawem i kapturem, oraz pasujące brązowe spodnie. Wygrzebałam również całkiem ładną sakiewkę. Przed wyjściem wzięłam swoją broń leżącą na stole, i z udawaną obrazą pożegnałam się z Jaskrem. Dopiero po wyjściu uświadomiłam sobie jak bardzo jestem zmęczona. W izbie zastałam Triss. Ostatnio nie miałam zbyt wielu okazji do rozmowy z kobietą, więc ucieszyłam się że jeszcze nie śpi.
- Witaj. -powiedziałam zmęczonym, ale radosnym tonem.
- O, Alira. Właśnie się zastanawiałam gdzie byłaś.
- Razem z Jaskrem byliśmy muzykami na rocznicy ślubu pewnego mieszczanina, który swoją drogą sporo nam zapłacił.
- To ty umiesz śpiewać? - zapytała zdziwiona.
- Trochę, powiedz mi lepiej czy są jakieś wieści?
- Hmm... Podobno na barce więziennej przetrzymywany jest Ciaran aep Easnillien, prawa ręka Iorwetha.
- Musimy z nim koniecznie porozmawiać, on może być kluczem do kontaktu z Iorwethem! - prawie krzyknęłam.
Przemilczałam fakt że widziałam się z elfem już dwa razy.
- Wiem, jutro z Geraltem do niego pójdziemy. Lepiej by było jak byś poszła z nami, z tobą prędzej porozmawia.
- Zgoda, aczkolwiek nie wiem czy moja obecność coś pomoże.
CZYTASZ
Wiedźmin: Lis Puszczy (KOREKTA)
FanfictionZamykam oczy i jedyne, co usłyszałam to przeraźliwy krzyk. Łzy spływają po moich policzkach a wyrzuty sumienia, uderzają we mnie z całą swoją siłą. Po chwili zapada głucha cisza. Już wiem, że zostałam sama. Poczucie winy rośnie, a ja czuję, że nie...