Trudne początki

759 75 19
                                    

- Doskonale wiesz, co mam na myśli, widziałem jak wczoraj patrzyłaś na Iorwetha.

- Patrzyłam na niego tak samo, jak na ciebie. - Wymamrotałam, ignorując fale gorąca która mnie ogarnęła.

- Doprawdy? Jakoś umknęło mojej uwadze, byś i na mnie patrzyła równie pełnym uczucia wzrokiem co na niego. - Odparł elf, wygodnie rozkładając się na mojej poduszce.

- Z jakim uczuciem?! Masz jakieś urojenia. - Powiedziałam podniesionym głosem, momentalnie tego żałując, bo głowę przeszył mi tępy ból, niedający zapomnieć o wydarzeniach poprzedniego wieczoru.

Ciaran w odpowiedzi posłał mi pobłażliwy uśmiech i zaczął kontynuować swoje niestworzone wywody.

- Oh daj spokój, mnie możesz oszukiwać, ale bądź chociaż szczera z samą sobą, jeśli Iorweth faktycznie byłby ci kompletnie obojętny, na wiadomości, że kocha Saskie, nie zareagowałabyś tak jak wczoraj. - Rzekł pewny swoich racji.

- Oświeć mnie i powiedz, jak niby zareagowałam. - Rzuciłam nieco zirytowana.

- Hmm zacznijmy może od tego, że momentalnie zrobiłaś się blada jak ściana...

- Bo było gorąco i zakręciło mi się w głowie. - Wtrąciłam, nim ten zdążył dokończyć.

- ... A poza tym nie zdołałaś ukryć zazdrości która pojawiła się w twoich oczach. - Dokończył swoją wypowiedź pewnym głosem, kompletnie ignorując moje wyjaśnienie.

- Nic się nigdzie nie pojawiło, bo nie miało ku temu powodów. - Warknęłam, mając coraz bardziej dość tej bezsensownej dyskusji.

- Oj Alira, Alira. Przestań się wypierać, im szybciej oswoisz się z tą myślą, tym lepiej. W innym wypadku zeżre cię to od środka. - Mruknął cicho.

Poruszyły mnie jego słowa, jednak nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogłoby mi zależeć na Iorwethcie. Moja umiejętność kochania czegokolwiek odeszła wraz ze śmiercią matki.

Skąd zatem to dziwne uczucie kłębiące się wewnątrz mnie? Dlaczego ostatnimi czasy elf coraz częściej pojawiał się w moich myślach? Z jakiego powodu nie potrafiłam wyrzucić go z głowy?

W mojej głowie rodziło się coraz więcej pytań bez odpowiedzi.

Czyżby Iorweth zdołał obudzić we mnie to, co umarło dawno temu?

- Ja nie kocham nikogo, miłość potrafi jedynie niszczyć. - Odparłam zimnym tonem.

- Najwidoczniej twoje serce ma inne zdanie w tej kwestii. - Stwierdził Ciaran, uderzając w samo sedno.

- A co ty kurwa wiesz o moim sercu?! I jakim prawem mnie do cholery oceniasz!? - Powiedziałam podniesionym głosem, ledwie powstrzymując się od krzyku.

Elf lekko uchylił powieki i rzucił mi krótkie spojrzenie. Na mężczyźnie mój wybuch nie zrobił większego wrażenia, bo ten jedynie lekko się uśmiechnął.

- Widzisz, właśnie o tym mówię. Na samą wzmiankę o Iorwethcie zrobiłaś się nerwowa. Wiedz, że nie chce zrobić ci na złość, ani tym bardziej zaszkodzić, jeśli taka twoja wola nie poruszę już tego tematu. Jednak jeśli będziesz chciała porozmawiać, zawsze będziesz mogła do mnie przyjść.

Po tych słowach poczułam lekkie wyrzuty sumienia, że tak na niego naskoczyłam. W końcu miał dobre intencje. Zaczęłam się poważnie zastanawiać czy aby w jego słowach nie ma odrobiny prawdy. Nie mogłam zaprzeczyć, że pomimo stosunkowo krótkiego czasu, jaki spędziłam z komandem, zdążyłam się niezaprzeczalnie przywiązać do Iorwetha i na swój sposób stał się dla mnie ważny. Ale czy to mogła być miłość? Nie byłam już niczego pewna. Nagle niespodziewanie rozległo się pukanie do drzwi. W chwili, gdy miałam zaprosić nieznajomego do środka usłyszałam przyciszony szept Ciarana.

Wiedźmin: Lis Puszczy (KOREKTA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz