Decydujący dzień

888 69 22
                                    

- Musimy wracać, wiesz? - szepnąłem do kobiety, którą trzymałem w ramionach.

- Mhmm... - mruknęła przytłumionym głosem.

- Mam nadzieję, że skutecznie zachęciłem cię do pozostania w mieście. - rzuciłem, zawijając jeden z jej warkoczy wokół swojej ręki.

- Może tak, może nie...

- A teraz? - spytałem, lekko muskając jej wargi swoimi.

- Masz mocne argumenty... - odparła ze śmiechem. - Mówiłeś, że musimy już wracać do miasta.

- Owszem, mieliśmy. Ale nikt nie mówił, że musimy się z tym spieszyć. - stwierdziłem, wciąż bawiąc się jej warkoczem. - Możemy zostać tu jeszcze tę minutę lub dwie. - dodałem niskim tonem.

- A co z Henseltem i jego wojskiem?

- Mgła jeszcze nie opadła, więc jest jeszcze dostatecznie dużo czasu, by zająć się przygotowaniem obrony. - powiedziałem,patrząc na niebieskawą łunę w oddali. - Gdyby nie to zamieszanie, miałbym kilka ciekawszych pomysłów na spożytkowanie energii...

- Jakich na przykład?

- No wiesz, niech pomyśle... W pierwszej kolejności zająłbym się gruntownym szkoleniem twoich umiejętności bitewnych. No, a potem zdecydowanie trzeba by było zrobić coś z twoim niewyparzonym językiem, który w końcu wpędzi cię w kłopoty... - zacząłem, ale w tym momencie dziewczyna mi przerwała.

- I mówisz to ty, który wcale nie ustępujesz mi pod tym względem. - odparła z sarkastycznym uśmieszkiem. - Mów dalej.

- A co konkretnie chciałabyś usłyszeć?

- Sądzę, że oboje myślimy o tym samym... - mówiąc to, wspięła się na palcach i tym razem to ona pocałowała mnie.

- Dziewczyno... - westchnąłem, zatapiając twarz w jej włosach. - Gdyby nie okoliczności... - wymamrotałem mocno stłumionym głosem.

- To co... ? - zapytała, znacząco unosząc przy tym brew.

- To... - zacząłem, ale w tym momencie od strony mgły zaczęło słyszeć huki. - To będzie musiało zaczekać. Musimy wracać. - dodałem, niechętnie się od niej odsuwając.

- Nie brzmiało to dobrze. - stwierdziła, po czym szybkim krokiem ruszyła z powrotem do miasta.

Szedłem kilka kroków za nią, zastanawiając się, dlaczego tyle czasu zwlekałem z wykonaniem ruchu w jej stronę, mając świadomość, że ta mnie kocha. Przez te kilka krótkich chwil, które spędziliśmy razem, uświadomiłem sobie, że zdecydowanie mi nie wystarczą. Jej obecność stała się dla mnie niezbędna. Miękki głos kobiety był dla mnie ukojeniem, a dotyk jej delikatnych dłoni pozwolił zapomnieć o demonach dnia codziennego. Przyrzekłem sobie, że gdy tylko to wszystko się skończy, otoczę ją należytą uwagą, na którą zresztą w pełni zasługiwała. Zamierzałem wynagrodzić jej każdą straconą minutę, której nie wykorzystaliśmy z mojego powodu. Teraz zamierzałem to zmienić i nie zaprzepaścić szansy, która została mi dana. Z lubością patrzyłem na jej rdzawe warkocze, które lekko odbijały się od odsłoniętych ramion, na jej idealną figurę i krągłe biodra, którymi delikatnie kręciła podczas chodu. W tym momencie dziękowałem bogom, że wtedy w Flotsam, postawili ją na mojej drodze. Dziewczyna była nie tylko piękna, ale też mądra, a Roche był kretynem, nie doceniając skarbu który był w jego zasięgu. Opamiętał się, dopiero gdy ją stracił, uprzednio dotkliwie ją krzywdząc.

- Tu jesteśta! - krzyknął Zoltan, gdy tylko podeszliśmy pod mury miasta. - Saskia cię szukała elfie. Lepiej się pośpiesz, nie była w zbyt dobrym nastroju.

Wiedźmin: Lis Puszczy (KOREKTA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz