Kłopoty w raju

792 72 24
                                    


Zaintrygowana słowami sukkuba ostrożnie zbliżyłem się do wskazanej wcześniej skrzyni. Szybkim ruchem uchyliłam misternie wyrzeźbione wieko. Na wierzchu leżała prosta, skórzana kamizelka która wykończona została subtelnymi zawijasami, długie rękawiczki posiadające delikatne zdobienia, naramienniki które znaczył wzór podobny do tego na rękawicach oraz kilka wąskich pasów składających się w jeden szerszy. Pod spodem znajdowały się skórzane spodnie i pasujące do nich ochraniacze na uda. Przeglądając zawartość kufra natknęłam się również na zieloną koszule, jednak moją uwagę przykuł malachitowy płaszcz na samym dnie skrzyni. Gdy go wyjęłam okazało się że okrycie posiada długie rękawy i sięga mi niemal do kostek. Całość niewątpliwie była całkiem sporo warta, śmiałam twierdzić że nawet zbyt dużo.

- Nie mogę tego przyjąć. - Powiedziałam, zwracając się do sukkuba.

- Ależ oczywiście że możesz. Tylko w taki sposób mogę ci się jakoś odwdzięczyć za twoją fatygę. Zresztą pomyśl, widziałaś kiedyś sukkuba w zbroi? - Odparła dobitnie moja rozmówczyni.

- Nie... Choć uważam że to zbyt wiele warte. - Mruknęłam krótko.

- Zapłata ci się należy, a pancerz to jedyne co mogę zaoferować. My sukkuby nie przywiązujemy dużej wagi do rzeczy materialnych.

- W takim razie skąd masz tę zbroje? - Wtrącił zaciekawionym głosem Jaskier.

- Jeden z moich adoratorów był płatnerzem i ofiarował mi ją w darze, piękny poeto. - Wymruczała. - Zupełnie niepotrzebnie. - Dodała kpiącym głosem.

***

Gdy tylko wyszliśmy z leża demonicy przełożyłam zbroję do jednej reki, po czym tą wolną strzeliłam Jaskra w tył głowy.

- Ałaaa, a to za co?! - Zapytał z wyrzutem, posyłając mi zdziwione spojrzenie.

- Za twoją bezmyślność baranie! Ja wiedziałam żeś głupi, ale nie że aż tak! Życie ci niemiłe!? - Krzyknęłam, patrząc prosto w oczy mężczyzny.

- No już spokojnie, przecież żyję, nic mi nie jest. - Odparł lekko trubadur.

- No nie wierzę... Ty jesteś niereformowalny. Ciesz się że mam ręce zajęte. - Mruknęłam, obdarzając go groźnym spojrzeniem.

- Słoneczko, nie gniewaj się na mnie. Nie mogłem sobie odmówić takiej okazji. - Powiedział skruszonym tonem.

- Tylko mi tu nie słoneczkuj, zlekceważyłeś potencjalne ryzyko. Głupi jesteś i tyle. - Rzuciłam, kręcąc głową ze zrezygnowaniem.

- Mimo to mnie uwielbiasz. - Stwierdził z rozbrajającym uśmiechem.

W odpowiedzi jedynie spiorunowałam go wzrokiem.

- No już, nie dąsaj się. Daj, wezmę od ciebie część rzeczy. - Oznajmił, przejmując ode mnie większość zbroi.

Nie powiedziałam już ani słowa i jedynie patrzyłam na niego zdziwiona. Zaczęłam się zastanawiać od kiedy zrobił się taki pomocny. Może chciał odkupić swoje winy. W sumie nie miałam na co narzekać, w razie czego łatwiej mogłam dobyć miecza. Całą drogę Jaskier wypełniał swoją paplaniną, gdzie ja jedynie co jakiś czas mu potakiwałam. Byłam zmęczona psychicznie po wydarzeniach tego dnia, nurtowała mnie też sprawa róży pamięci. Prędzej czy później będę musiała przyznać że ją mam. Obawiałam się jednak reakcji Iorwetha, którą trudno było mi przewidzieć. W emocjach robi się rzeczy które normalnie są nie do przyjęcia. Wszystko zaczęło się komplikować, jednak postanowiłam stawić temu czoła bez względu na wszystko.

Gdy wreszcie dotarłam do pokoju uświadomiłam sobie że jest już grubo po północy i wypadało by się przespać chociaż te kilka godzin. Odłożyłam zbroję na najbliżej stojące krzesło po czym ociężale powlokłam się w stronę łóżka, zrzucając po drodze ubrania. Na posłanie padłam z myślą że zasnę bez problemu, jednak gdy tylko moja głowa zetknęła się z poduszką, zmęczenie zniknęło bez śladu. Przez głowę zaczęło przelatywać mi setki myśli, związanych głownie z osobą Iorwetha i tą cholerną różą. Miałam coraz mocniejsze wrażenie że kwiat sprowadzi na mnie kłopoty, tylko nie wiedziałam jeszcze jak poważne. Westchnęłam z rozdrażnieniem przekręcając się na bok, zastanawiając się co tak właściwie widziałam w czarnowłosym elfie. Pomijając wygląd zewnętrzny nie miałam kompletnie pomysłu co mnie do niego ciągnęło. Mężczyzna był moim kompletnym przeciwieństwem, w czasie gdy ja żyłam z dnia na dzień i musiałam martwić się tylko o siebie, on wszystko dokładnie planował był odpowiedzialny nie tylko za siebie ale również za swoich towarzyszy.

Wiedźmin: Lis Puszczy (KOREKTA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz