Siedziałam koło Ciarana na fragmencie rozwalonej ściany. Pomimo jego towarzystwa myślami byłam zupełnie gdzie indziej. Ciągle zastanawiałam się czy powinnam się podzielić z kimkolwiek swoimi podejrzeniami. Westchnęłam ciężko, głowiąc się czy róża pamięci faktycznie mogła wchodzić w skład antidotum i w czym miała by pomóc otrutej kobiecie. Im dłużej zastanawiałam się nad tą całą sprawą, tym coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu iż to że Saskia przeżyła próbę otrucia to nie była tylko kwestia szczęścia. To była zbyt silna trucizna, odbierała życie w ciągu kilku minut. Możliwe było że dziewczyna po prostu miała nadzwyczaj dobrą odporność a ja wszędzie widziałam podstęp. Dodatkowo nie wiedząc czemu, moje myśli krążyły wokół dziwnego zachowania Iorwetha. Szczerze, nie powinno mnie to w ogóle obchodzić, jednak nie mogłam na stałe wyrzucić go z głowy. Uparcie czaił się w najdalszych zakamarkach mojego umysłu, nie dając skupić się na czymkolwiek innym.
- Alira, słuchasz mnie? - Spytał Ciaran stając przede mną.
- Hmm...? Co...? Tak, tak... - Potaknęłam, nie wiedząc nawet o czym mówił wcześniej.
- Czyli nie słuchasz. Cały czas jesteś nieobecna duchem. Powiedz mi o co chodzi a być może będę w stanie ci pomóc. - Powiedział, opierając ręce koło moich bioder.
Wiedziałam że szczerze chciał mi pomóc, jednak wahałam się czy powinnam była mówić mu o moich wątpliwościach. Uznałam że najlepiej jeśli przemilczę całą sprawę, przynajmniej na razie.
- To nic z czym nie poradziła bym sobie sama. - Odparłam, skupiając swoją uwagę na ściąganiu niewidzialnych meszków z koszuli.
Elf odezwał się dopiero po krótkiej chwili, zmieniając kompletnie ton głosu jakim mówił.
- Popatrz na mnie. - Poprosił poważnym tonem.
Nie zareagowałam na jego słowa, nadal siedząc ze spuszczoną głową. Milczenie było niemal przytłaczające, jednak nie miałam najmniejszego zamiaru go przerywać. W pewnym momencie mężczyzna chwycił mnie za podbródek zmuszając mnie do uniesienia głowy choć i tak skrupulatnie unikałam jego spojrzenia.
- Spójrz na mnie. - Powtórzył, tym razem jednak nieco ciszej.
Z oporem wykonałam jego prośbę i spojrzałam w ciemnobrązowe oczy mężczyzny. Czułam że Ciaran byłby skłonny uwierzyć w moją wersję, jednak ciągle miałam opory z ujawnieniem swoich wątpliwości.
- Przecież widzę że coś jest nie tak, powiedz o co chodzi. - Rzekł przekonująco, nie spuszczając wzroku z mojej twarzy.
- A co ci mam powiedzieć? Może to, że za grosz nie ufam Filippie. Albo to, iż jestem pewna że róża pamięci nie jest częścią antidotum. Przecież to absurdalne... - Wymamrotałam cicho, odwracając wzrok.
- Wcale nie... Też mam co do niej wątpliwości. - Odparł po kilku chwilach Ciaran. - Trzeba spokojnie zaplanować kolejne kroki. Zresztą na razie i tak nie mamy róży pamięci. Nie ma co się martwić na zapas. - Dodał.
- Hmmm... A co jeśli jednak mamy? - Mruknęłam, wyciągając kwiat z sakiewki.
Zdziwiony elf cofnął się o kilka kroków i z szeroko otwartymi oczami patrzył na roślinę w moich rękach. Róża pomimo transportu w sakiewce nie tylko nie zwiędła i nie uległa zniszczeniu, ale również mogła bym przysiąc, że nieco rozkwitła. Nadal jednak była jedynie małym pąkiem.
- Zaskoczyłaś mnie... Sprawa nieco się skomplikowała. - Powiedział zamyślonym głosem.
- Zatem co proponujesz? - Spytałam, gładząc palcami delikatne płatki róży.
CZYTASZ
Wiedźmin: Lis Puszczy (KOREKTA)
FanficZamykam oczy i jedyne, co usłyszałam to przeraźliwy krzyk. Łzy spływają po moich policzkach a wyrzuty sumienia, uderzają we mnie z całą swoją siłą. Po chwili zapada głucha cisza. Już wiem, że zostałam sama. Poczucie winy rośnie, a ja czuję, że nie...