– Stark, nie mam już do ciebie sił. – Kapitan nieskutecznie próbował ukryć swoją rezygnację gdzieś między dłońmi.
– To muzyka dla moich uszu, Kapitanie.
Spora doza sarkazmu i czegoś na kształt zawodu połączonego z jadem, nie umknęły uwadze wszystkich zgromadzonych. Może z wyjątkiem Lux, którą mało obchodziły prywatne sprawy Avengers więc nie zwracała zbytniej uwagi na uszczypliwe teksty Iron Mana i Steve'a Rogersa. Nie za bardzo przejęła się nawet kiedy oboje udali się na stronę, by – dosyć burzliwie – przedyskutować kwestię Lokiego, w której najwidoczniej mieli różne zdania.
– Skąd masz pewność...
– Po prostu ją mam, okej?! – Podniesiony głos Tony'ego wywołał niemałą konsternację na twarzy Steve'a. Powietrze ewidentnie zgęstniało. – Jezu, Rogers, dlaczego zawsze musisz wszystko analizować?
– A dlaczego ty próbujesz odkupić swoje winy z przeszłości litując się nad kimś takim jak Loki?
Kapitan uderzył w samo sedno i wiedział to każdy. Nawet Stark już od jakiegoś czasu był świadomy tego, że spora część jego decyzji jest motywowana chęcią poprawy tego, jak okropną był osobą. Wciąż nie mógł sobie tego wybaczyć. Prawdopodobnie nigdy nie będzie mógł.
– Skończyliśmy – rzucił do swojego przyjaciela po fachu po chwili wymownego milczenia – Lux, Loki. Osobiście przetransportuję was do Greenhills.
I wyszedł z pomieszczenia, pozostawiając za sobą przykrą woń nadpalanego od jakiegoś czasu mostu. Mostu o nazwie „Przyjaźń ze Stevenem Rogersem".
•~•
– Co powiedziałeś Starkowi? – zapytała Lux, gdy nie mogła już wytrzymać męczącej ciszy.
Od czasu pożegnania z miliarderem, nie mogła oprzeć się wrażeniu, że bóg mocno wpłynął na przykry nastrój Tony'ego. Przypomniała sobie, jak ten odsunął się od Kłamcy z widocznym na twarzy skonfundowaniem, jakby to, co usłyszał nie tylko go dotknęło, ale i wystraszyło. Lecz nie to było najgorsze. Zazwyczaj wygadany i pewny siebie mężczyzna, w tamtym momencie po prostu skinął delikatnie głową jakby na niechętne, choć ewidentne, przyznanie racji czarnowłosemu.
Loki wyprostował się nieco na krześle i wciąż wpatrując się w kubek z zimną już herbatą, wyraźnie zastanawiał się nad odpowiedzią.
– Podzieliłem się obserwacjami – odpowiedział i uzupełnił słowa o pewny siebie uśmiech, który nie spodobał się dziewczynie.
– A dokładniej, jeśli można?
Być może to zbyt duża dawka ironii lub niepodobna do dziewczyny szorstkość, spowodowały u Lokiego natychmiastową zmianę. Jego wzrok przeniósł się ponad blat stołu i spoczął na jasnym obliczu Lux. Mężczyźnie przemknęło przez myśl, by w tej chwili sprawdzić za pomocą swoich sztyletów czy blondynka ma organy wewnętrzne równie śliczne jak twarz i ciało, jednak natychmiast odpędził ją od siebie. Nie może pozwolić sobie na to, żeby jedna, nawet nie tyle niemiła, co po prostu nieuprzejma ironia, doprowadziła go na skraj szaleństwa. Kimkolwiek był i kimkolwiek jest obecnie, nie dopuści do ataku tego Potwora, którego namiastkę pokazał w Stark Tower. Nie w tak błahym momencie.
Wziął jeden głębszy wdech i poddał się pod wpływem naciskającego spojrzenia towarzyszki.
– „Boże, chroń mnie od przyjaciół. Przed nieprzyjaciółmi obronię się sam." Wyczytałem to w jednej z tych waszych gazet.
Lux miała niedoparte wrażenie, że Loki chciał powiedzieć coś jeszcze, dlatego starała się pomimo wstrząsu, zachować niewzruszoną minę.
– Wy, ludzie, jesteście jak otwarte księgi. Można z was czytać i czytać. Nawet nie próbujecie ukrywać swoich emocji – kontynuował z coraz większą odrazą, która w końcu przerodziła się w obrzydzenie – Avengers się sypią. Być może wspomniałem też o tym. – Zakończył, a na jego oblicze znowu wstąpił ten okropny, pewny siebie uśmieszek.
CZYTASZ
Loki Laufeyson || MARVEL
Fanfiction" - Wiesz co było twoim największym, najbardziej niewybaczalnym kłamstwem Loki? - mówi ciepło jak zwykle, działając tym uspokajająco na boga kłamstw. Ten tylko zerka na nią niepewnie, obawiając się, że za chwilę usłyszy słowa raniące mocniej niż pam...