18. Losing hope

3.3K 267 86
                                    

Zobowiązanie, które zawisło nad Lokim w momencie niespodziewanych słów, które usłyszał od Lux w Green-Wood, dało o sobie znać szybciej, niż mógł się tego spodziewać. Wtedy, na cmentarzu, mógłby przysiąc, że wręcz zemdliło go na myśl o tym, że blondynka właśnie wyznała mu, że jej na nim zależy. Takie deklaracje zobowiązują, a on nienawidził czuć się zmuszany do czegoś.
Zabawne, jak krótki czas musiał minąć, by zmienił nastawienie.

Fala zimnego potu uderzyła jego ciało z taką siłą, że prawie osunął się na ziemię, w momencie, gdy przekroczył próg sypialni dziewczyny, zaraz po usłyszeniu dziwnych dźwięków wydobywających się z pomieszczenia. Od początku czuł, że coś jest nie tak i teraz ganił się w myślach, że nie zareagował wcześniej. Mógł chociaż zapytać, upewnić się, czy wszystko w porządku, kiedy kątem oka dostrzegł jej niepewne kroki na schodach oraz zbyt blade oblicze.

Dziewczyna rzucała się niespokojnie na łóżku, jedna z poduszek znalazła się na podłodze, a jej głowa, co chwilę uderzała o metalową ramę. Na rozpalonym czole tańczyły kropelki potu, pozlepiane i splątane włosy rozlały się po bokach głowy. Co chwilę z jej ust wydobywał się syk, który odbijał się paraliżującym echem w głowie boga. Nie mógł ani chwili dłużej znieść cierpienia, które oglądał. W ułamku sekundy zmaterializował się tuż przy jej boku, amortyzując głowę podniesioną poduszką. Jej chłód zdawał się na chwilę ukoić jej ciało, bo przestała się rzucać i wyrównała oddech.

— Hej, hej. Już dobrze. — Ułożył zimną dłoń na mokrym od potu czole blondynki, ale zaraz miał ochotę ją cofnąć, bo poraziło go nieopisane gorąco. Dziewczyna rozwarła lekko powieki, majacząc niewyraźnie. Przez chwilę Lokiemu zdawało się, że każe mu wyjść, ale nie był do końca pewien. — Masz okropną gorączkę. — Poczuł jak sam zaczyna się pocić ze strachu. — Kurwa. Jak ci pomóc?! — krzyknął, ale na nic się to zdało, bo Lux ponownie zamknęła oczy i odpłynęła.

Loki przez chwilę miał wrażenie, że znalazł się w jednym ze swoich sennych koszmarów, w którym traci ukochaną Friggę. W każdym z nich, kobieta umiera na jego rękach, plamiąc szkarłatną krwią jego szaty i dłonie, którymi usilnie próbuje zasłonić ranę na jej brzuchu. Gdy bóg orientuje się, że jego dłonie są nieproporcjonalnie małe, na powrót jest małym niepozornym chłopcem. Czarnowłosym Lokim Odinsonem, bratem Thora. Chłopcem, który żegna matkę, która była najważniejszą osobą w jego życiu, a teraz umiera z jego winy.

Obezwładniony wizją, która w rzeczywistości nigdy nie miała miejsca, również traci na chwilę kontakt ze światem. Słysząc kolejny syk bólu, postanawia jednak wziąć się w garść.

Jest potężnym magiem, a nie zna zaklęcia, które mogłoby pomóc dziewczynie. Wychowywał się w Asgardzie, wśród bogów, którzy nie chorowali. Jasnym więc było, że Loki studiował tylko zaklęcia leczące rany, a nie choroby. Zapisuje w pamięci, by nigdy więcej nie popełniać tego błędu i jak najszybciej nadrobić zaległości. Teraz jednak musi podjąć jakieś inne działania.

Stan Lux z każdą sekundą wydawał się pogarszać. Po chwili do gorączki i braku świadomości, dołączyły skurcze ciała. Kłamca, z niemałym rozgoryczeniem, spoglądał na spowitą w bólu twarz dziewczyny.

— Mała. Otwórz oczy. Telefon. Gdzie masz telefon? — powtórzył pytanie kilkakrotnie, jednocześnie klepiąc dziewczynę po czym się dało. W przebłysku świadomości, jasnowłosa ostatkiem sił wskazała na szufladę w szafce nocnej. — Zostań ze mną. Zostań, Lux. — powtarzał to jak mantrę, wybierając numer Starka i zaciskając gorącą dłoń Lux wewnątrz własnej. Nie chciał pozwolić, by jego ostatnia nadzieja również odeszła. — Cholera, Stark zabiję cię! — wrzasnął, kiedy po drugiej stronie rozbrzmiał głos Tony'ego proszący o pozostawienie wiadomości.

Loki Laufeyson || MARVELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz