Czarnowłosy mężczyzna z twarzą do połowy skrytą pod kapturem ciemnego płaszcza, powoli realizuje swój niecodzienny plan. Przytłaczająca świadomość, że istnieje jakieś dziewięćdziesiąt procent szans na niepowodzenie, ciąży mu niemiłosiernie, dokładając na plecach jakiegoś niewidzialnego ciężaru, jednak jego postawa pozostaje niewzruszona. Dobrze wie, że śmieszna iluzja, którą zbyt często zwykł traktować swoje ciało, może zwodzić każdego, ale w obliczu starcia z Czarnym Zakonem nie może uciekać się do sztuczek, przynajmniej tych magicznych. Tylko tak ma minimalne szanse na ujście z życiem i wydobycie potrzebnych informacji. Każdy kolejny krok po niestabilnej skalnej nawierzchni jednej z asteroid krążącej gdzieś w czeluściach wszechświata, napawa go jednak większą pewnością siebie. Wrócił, bogatszy o nowe, cenne doświadczenia i wyposażony w kilka asów w rękawie. Ta rozmowa musi pójść po jego myśli.
Zewsząd odczuwalna jest pustka, ale dobrze wie, że to tylko złudzenie. Oni tu są i prawdopodobnie już wiedzą o jego przybyciu. Każda minuta spędzona na owej planetoidzie, zwiększa jego szanse. Brak na horyzoncie członków Czarnego Zakonu świadczy o tym, że się zastanawiają. A myślenie to wahanie. A wahanie to słabość.
W końcu ich dostrzega. Kątem oka przyuważa delikatny ruch po swojej prawej stronie, zwiastujący obecność sług Thanosa. Ani na chwilę nie zwalnia kroku, gdy orientuje się, że to wzrok Ebonego Mawa dokładnie śledzi każdy jego ruch. Ebony Maw jest dla niego chyba najgodniejszym przeciwnikiem, a co za tym idzie – takim, z którym trzeba od początku grać według własnych zasad w taki sposób, by ten jednak niczego nie dostrzegł. Idzie więc, a cień pozostaje wciąż za nim, bacznie obserwując i oceniając, ewentualnie czekając na rozkazy. Nie mija dużo czasu, a dołączają do nich jeszcze dwa cienie. Choć nie podnosi wzroku, dobrze wie, że są większe i potężniejsze – nastawione na walkę do rozlewu krwi. Jednak ani Proxima Midnight ze swoimi ogromnymi zdolnościami wojowniczymi, ani Corvus Glaive, ślepo i na wieki oddany swojemu panu, ani nawet Ebony Maw, czyli największy krętacz i manipulator, nie mogą się równać z istotą, której służą.
— Przyjaciele. — Przemawiając do istot wytrenowanych przez samego Thanosa, sam nie wie jakim cudem wykrzesał z siebie aż nadto pewny ton. — Moje zamiary mogą być dla was niezrozumiałe, jednak proszę o chwilę uwagi, a wszystko skrupulatnie wyjaśnię.
— Srebrny język tym razem cię nie uratuje, Laufeyson. — Zniekształcona twarz Mawa pozostaje równie niewzruszona jak dotychczas, podczas gdy słodko-gorzka barwa głosu obiecuje najstraszniejsze męczarnie. — Pobyt w Midgardzie chyba odebrał ci rozum, Kłamco. Przychodząc tu, podpisałeś na siebie wyrok.
— Ty, drogi Ebony, powinieneś najlepiej znać wartość posiadania srebrnego języka. — Dopiero teraz zdejmuje kaptur całkowicie, a boskie oblicze zwraca w kierunku wojowników. — Choć przyznaję, że miałem wątpliwości co do osobistej wizyty.
Wojownicy pozostają równie nijacy jak przedtem, wyraźnie czekając na rozwój wydarzeń, a Loki zastanawia się przez moment czy miałby jakiekolwiek szanse przy bezpośrednim starciu. Mierząc ich pełnym nieuzasadnionej wyższości spojrzeniem, niechętnie przyznaje, że nie minęłaby sekunda, a leżałby martwy z wypranym mózgiem. Thanos starannie dobiera sobie pachołków i dba o ich solidne "wykształcenie". Lojalność wobec Pana jest wystarczająca, by zgładzić choćby potencjalne dla niego zagrożenie. W ogóle Tytan bardzo ceni sobie oddanie, a osoby, które jego zaufanie choćby nadszarpnęły zostają szybko eliminowane. Bóg chaosu dobrze o tym wie, bo służby u Thanosa doświadczył na własnej skórze. Dodatkowo, jest jednostką, która zawiodła i jednocześnie jednostką, która wciąż żyje. Prawdopodobnie jedyną taką we wszechświecie.
Bóg strzepuje z rękawa niewidzialny pyłek, jakby cała sytuacja nieprawdopodobnie go nużyła. Gdy czuje wzbierającą w gardle blokadę, natychmiast usiłuje przypomnieć swojemu ciału, po co właściwie się tu pojawił. Ryzyko jest wysokie, ale i powody ważne.
CZYTASZ
Loki Laufeyson || MARVEL
Fanfic" - Wiesz co było twoim największym, najbardziej niewybaczalnym kłamstwem Loki? - mówi ciepło jak zwykle, działając tym uspokajająco na boga kłamstw. Ten tylko zerka na nią niepewnie, obawiając się, że za chwilę usłyszy słowa raniące mocniej niż pam...