– Loki?
Łypnął do połowy rozwartymi oczami na źródło dźwięku.
– Mogę cię o coś spytać?Nienawidził tego pytania. Mało tego, że z reguły nigdy nie zwiastowało niczego dobrego, to wprowadzało niepotrzebne napięcie, jeszcze przed właściwą tragedią.
– Pewnie. – Starał się brzmieć jak najspokojniej. Na powrót zamknął powieki i schował ręce pod głową. Chciał schować tam również niepewność oczekiwania i setkę innych w niczym nie pomagających emocji.
– Mógłbyś mi opowiedzieć o tych Kamieniach, o które jest to całe zamieszanie?
– Nie – odpowiedział być może trochę za szybko, bo w efekcie uzyskał jedynie większe niż wcześniej zainteresowanie dziewczyny.
– Stark wspominał coś o tym, że mogą one tak po prostu zniszczyć wszystko.
Poczuł jak kanapa, którą do tej pory okupował sam, ugina się pod ciężarem ciała nowej towarzyszki.Naprawdę nie miał ochoty na tą rozmowę, ale wiedział, że prędzej czy później musiała nadejść. Pomimo tego, że miał nadzieję na „później" to i tak był pod wrażeniem wytrwałości Lux. Trzy dni z informacją, że istnieją skałki mogące zamienić świat w pył w ciągu kilku sekund, bez jakiegokolwiek wspomnienia o tym, to nie lada wyczyn.
Sili się na uniesienie swojego boskiego ciała i siada przodem do Lux. Dopiero teraz dostrzega w jej twarzy coś na kształt zaniepokojenia, stającego się już powoli strachem. Zirytowany wyraz jego spojrzenia łagodnieje na ten widok. Frustracja ustępuje zrozumieniu.
Lux nie jest bogiem, nie otacza jej tona blachy, nie posiada kupy mięśni uzyskanych za pomocą serum. Jest po prostu sobą. Cudowną istotą zdecydowanie wartą tego, by stąpać po Ziemi dopóki nie zabierze jej stąd starość. Tylko i wyłącznie takie wyjście widzi Loki.
– Jest ich sześć. Bezcelowym byłoby wymienianie ich nazw i zdolności. Każdy osobno jest już wystarczająco potężny, by siać spustoszenie, a wszystkie razem...
– Okej, rozumiem – przerywa mu Lux, gdy nagle odechciewa jej się słuchać.
– Nie ma się czego obawiać. Pozyskanie ich nie jest takie łatwe i tylko samobójcy albo wariaci się tego podejmują – Loki próbuje nieco uspokoić dziewczynę, ale jak na złość akurat nie może wymyślić żadnego sensownego kłamstewka, dlatego nie brzmi zbyt przekonująco.
– Z tego co nam wiadomo to jeden akurat niefortunnie się zagubił. Zresztą w Nowym Jorku jakiś bożek też takowym wymachiwał - sarka dziewczyna w przypływie frustracji.
– To jeszcze nie powód do paniki.
– Wiesz coś na ten temat, prawda?
Pomimo że Loki nie czuł się komfortowo, zresztą jak zwykle, gdy ktoś czegoś od niego żądał, albo wymagał odpowiedzi, to nie dał się posiąść swojej arogancji i gniewowi permanentnie przyklejonemu do każdej tkanki jego ciała.
– Chcę wiedzieć wszystko.– Myślę, że jesteś już wystarczająco wystraszona, a całkowita wiedza nie poprawi tego stanu.
– To nieważne.
Kłamca wiedział, że Lux nie odpuści. Nie tym razem.
Dziewczyna była doskonale świadoma tego, że w powietrzu wisi jakaś grubsza sprawa, którą można zignorować, o ile dotyczy tylko jej samej. W tym przypadku jakieś dziwne głosy w jej głowie szeptały, że zagrożeni mogą być jej bliscy.
Więc Loki opowiedział jej. Wyjawił wszystko co wie na temat Thanosa, jego dzieci, armii, celów. Podzielił się z nią swoimi wspomnieniami z czasów niewoli u Tytana. Wyjaśnił akcję w Nowym Jorku, a także zwierzył się z tego, że prawdopodobnie nigdy nie zazna pełnego spokoju, w obawie przed zemstą.
CZYTASZ
Loki Laufeyson || MARVEL
Hayran Kurgu" - Wiesz co było twoim największym, najbardziej niewybaczalnym kłamstwem Loki? - mówi ciepło jak zwykle, działając tym uspokajająco na boga kłamstw. Ten tylko zerka na nią niepewnie, obawiając się, że za chwilę usłyszy słowa raniące mocniej niż pam...