Schodzę rano, w sobotę na śniadania, już jestem zmęczony i zirytowany, siostra zaczyna krzyczeć, że dotykam rękoma muesli z pojemnika nakładając je do miski, więc sam na Nią krzyknąłem. Poszedłem na piętro i minutę później usłyszałem jak się drą, tym razem siostra i matka. Więc, siostra poszła na górę, ja do Niej podszedłem, zaczęła coś tam krzyczeć, więc przybliżyłem się do Niej i w miarę normalnym głosem coś tam mówiłem, wtedy odepchnęła moją dłoń, automatycznie chciałem ją przenieść spowrotem i lekko "uderzyłem" w ramię, już silniej klepię znajomych po plecach, wtedy zaczęła wrzeszczeć w niebogłosy, że Ją biję. Wtedy przyszedł ojczym i uderzył mnie w ramię. Chwilkę później zszedłem i powiedziałem, że nie ma prawa tego robić i mogę to zgłosić na policję, odpowiedział, że nic to nie da, bo 3 osoby (Matka, siostra i on) powiedzą, że zrobił to, bo dusiłem siostrę (Kłamstwo) i, że oskarżą mnie za "znęcanie psychiczne". Więc, to przelało czarę goryczy, trzasnąłem drzwiami od salonu i bez wahania skierowałem się do wyjścia, gdzie ponownie sprawdziłem wytrzymałość drzwi. Poszedłem do lasu, nieco ochłonąłem, pospacerowałem sobie. Było nieco pokrzyw, ale to nic wielkiego. Potem poszedłem do biblioteki osiedlowej, ale była zamknięta. Następnie do marketu, w kieszeni miałem 5 złotych, kupiłem bochenek chleba i 1,5 litra wody, została mi jeszcze reszta. Za nią kupiłem marynarkę i książkę. - Opowiedział jakiś gostek ubrany, jakby urwał się z lat 40. Wyjął swój saksofon i zaczął napierdalać Jazzem.
Dijeja Choina obudził wielki dzwon kościelny. W końcu mieszka na wsi i do kościoła nawet kilometra nie ma. Wyszedł z łóżka, spojrzał się w lustro, które wisiało obok jego łoża.
- Ale ze mnie... - zaczął fapać do siebie.
Ubrał się i wyszedł do kuchni. Tam zastał starego, który wieszał kolejnego psa do kolekcji.
- Idę do kościoła... - spojrzał się w stronę Andrzeja. - Muszę wypełnić misję... - Wyszeptał, założył na głowę jakąś opaskę z chińskim znaczkiem NARUTO i wybiegł z chałupy.
Pobiegnął w stronę kościoła, gdzie przed nim grał król Jazzu - Jakub TwojaStara.
- Mōichido aete ureshī - wypowiedział Mariusz z pełnym spokojem w głosie. Spojrzał się na TwojaStara z pod byka.
Król spojrzał na niego z pogardą. Przestał grać na saksofonie.
- Nani o o sagashidesu ka? - spytał retroguy.
- Watashi wa anata o wasurete inai, watashi no yūjin. - Wyjął z dupy pełnej eko groszku MAGICZNY PUZON BRACI GOLEC. ARTEFAKT PO JEGO ZMARŁYCH PRZYJACIELACH. DO KOŃCA ŻYCIA BĘDZIE PAMIĘTAĆ O TEJ SRRASZNEJ ZBRODNI.
Retroguy w duszy był w szoku. Był przekonany, że Dijeja nigdy się nie dowie o tej zbrodni.
- Watashi wa anata o korosanakereba naranai koto o wasurete inai - krzyknął Mariusz i zaczął grać na puzonie Barke.
Z puzonu zaczął wylatywać zielony laser. Przestał grać i jego puzon zaczął przypominać miecz świetlny. Retroguy był w szoku. Zagrał na swoim saksofonie nightcore hymn polski i również jego instrument zaczął przypominać miecz świetlny. Zaczęli walczyć przed kościołem. Zamazana matka boska patrzyła na nich z uwagą. Ale z racji, że retroguy był angnostykiem, zabił ją pierwszą, bo miał strach, że jest ona po stronie Mariusza.
- WATASHI WA AGNOSTYK - Krzyknął Mariusz. - BAHAHAHAHAHAHAHA.
Ich walka była ostra, aż ksiądzu upadła taca z wrażenia.
Mariusz dał kuksańca Jakubowi. Ten wyleciał w powietrze i upadł przed monopolowym.
- KAMEHAMEHA!!! - krzyknął Dijeja i odciął mu łeb.
CZYTASZ
Romantyk
FanfictionDj choina przed erą YT był normalnym chłopcem... Ps. Książka głównie napisana dla przyjaciół, także nie chce żadnej dramy XD