Dzień jak codzień, rankiem popołudniu, popołudniu wieczorem, młody fiut postanowił dołączyć do Partii. Niestety nie chciało mu się do kibla pójść, to nie wybrał POO and PISS. Postanowił dołączyć do partii solidarność.
Podszedł do niego pewien 60 latek. Jaki on 60 latek. Przecież ma ciało jak 20 latek. Mirosław Kromołowski spojrzał się na niego z uśmiechem i jebud ŻONGLERKA.
- Ja Mirosław Kromołowski. Ja inteligentny. Ja prawicowy. Ty Mariusz Fiut masz ode mnie pozdrowienia - spojrzał się na niego z miłym wzrokiem.
W tym samym czasie...
Uciekający strażak przed pijanym Mario, wyprowadził się na same wybrzeża płaskiej ziemi tak, że kurwa japierdole zaraz ktoś z tego spadnie, ale nie umrze. Woda, która wylewa się z planety, amortyzuje upadek i spadnie się na kosmos nie zabijając się przy tym. Taka logika fizyczna. Jakby każdy grał w minecraft, to każdy byłby kurwa naukowcem fizyki.
Przeciwpożarowiec starał się nie wzbudzić nienawiści u nowych sąsiadów. Nie puszczał muzyki na fulla, każdemu mówił dzień dobry.
Nagle zaczął mu się sufit trząść, jak twoja stara podczas padaczki. Kurwa *JEB* *JEB* *JEB*, jakby jakiś słoń mieszkał w tym bloku. Strażak udał się na 5 piętro do sąsiada aby go uspokoić, ale okazało się, że mu sufit nie czuje się za dobrze. Wrócił do swojego 4 piętra. Muzyka dudniła tak mocno aż myślał, że słucha ktoś ją obok niego. NAGLE usłyszał Jessice i ponowne POTĘŻNE tuptania. Już wiedział, że sąsiad na 6 piętrze, to nie byle kto i nie warto z nim zadzierać. Poczuł jakiś dziwny, przyjemny zapach. Nigdy go nie znał, ale pomyślał, że to pewnie jakaś trawa od tego na samej górze i szybko zasłonił twarz ściereczką aby nie popaść w faze. Zapomniał, że wcześniej szmatke popryskał chlorofilem z jednego powodu i stracił przytomność XDDD.
Dwie godziny później...
Mariusz już miał dosyć polityki. Jeszcze miał problemy z zapamiętaniem układu warszawskiego i unikał przez to Mirka, bo ten go ciągle wypytywał przez to z Historii.
- Przestań mnie o to pytać!!! Jesteś nieprawdziwy!!! - wykrzyknął Dijej.
- Ja Mirosław Kromołowski. Pseudonim Wiktor. Lat 64. Ja z Częstochowy teraz na płaskiej ziemi. Ja prawicowy. Ja heterosapiensowy. Ja unikający psychotroniki. Ja dobry, ale rodzina zdradziecka. Ja istnieję. To nie mój klon. O to mój dowód. Ja z łyżeczką - złapał szybko za łyżeczkę i nastawił ją nad czoło. - Nie wierzą, że to ja aktualnie. Poproszono mnie, abym teraz zrobił fotkę z łyżką. Fotka z łyżką teraz. Pozdrawiam !
Dijej zamilkł.
- Znasz historię Polski? - zapytał się Kromołowski.
- Nie, ale znam historię Clanna... - nagle zadzwonił mu telefon, przerywając jego odpowiedzieć.
Odebrał. Zadzwonił do niego Stacho.
Dijej szybko wyszedł z parlamentu płaskoziemców i udał się do jakiegoś luksusowego osiedla na samej granicy planety. Pojechał windą na 6 piętro. Otworzył drzwi od mieszkania Stacha
- Gitara siema - zrobił daba Stacho. - Sprawa jest.
Dijej już zaczął otwierać swój odbyt.
- Inna niż zwykle - uśmiechnął się złowrogo sypiąc do herbaty cukier.
- T-to znaczy? - zamknął dupę.
- Cóż... Jestem już najbogatszy we wszechświecie. Mogę kupować wszystko we złocie, nawet jeśli to nie działać przez to będzie... Ale czegoś mi brak... Nasza korporacja aktualnie zarabia na samym oszukiwaniu ludzi i na sprzedaży narkotyków. Owszem? - spojrzał się na niego.
- T-tak! TAK! TAK! - odpowiedział. - I co w takim razie?
- Musimy zdobyć więcej klientów! Ci co są niedługo umrą lub ich sami zabijemy np. za niewypłacanie się z długów... Dlatego musimy znaleźć więcej osób. Ale zarazem ich przy tym zadowolić aby zaczęli polecać nawet własnym dzieciom - wziął łyka herbaty. - Wiesz... O prostytucji lepiej się mówi w tych czasach niż o narkotykach. Dlatego... Dlatego musisz znaleźć kogoś, kto będzie wykonywał ten zawód.
-Ależ... Panie Prezesie... Przecież mamy dziwki i gan-ga-ga-KORPORACJA! dobrze na tym zarabia...
- A no tak. Nie było tematu. Po prostu chciałem czegoś nowego doświadczyć w tej pracy. Ale widzę, że wszystko jest u nas dostępne, co tylko dusza zapragnie lub i sam diabeł. - zasmucił się.
Spojrzał w lustro na swoją pomarańczową twarz. I nagle poczuł smród spalenizny.
- Czyż to twoje problemy gastryczne? - spojrzał na Dijeje.
- Tym razem nie moje...
I ujrzeli ogień dookoła siebie. Paweł Stacho szybko uciekł na quadzie zajebistości, zostawiając dijeje w pomieszczeniu.
- RATUNKU! RATUNKU! RATUNKU! - krzyczał wniebogłosy.
W tym samym czasie...
Nieprzytomnego strażaka wybudziła woń ognia. Szybko stanął na nogi i pobiegł na samą górę. Ogień na sam jego widok zgasł i zrobił siku ze strachu. W kącie pokoju zauważył jakiegoś szkieleta. Na nieszczęście żywy człowiek, tylko w przebraniu Sansa jakiegoś. Ja pierdykam. Przedszkole.
- Nic Panu nie jest? - podszedł do niego.
- Strażak? Czy to ty? - stanął mu kutas.
- Okurwa3000.
Przyszedł Stacho i w ramach podziękowania, zaproponował Strażakowi wstąpienie do gangu. Będzie zarabiał na ratowaniu życia samego Staszka lub jego dobytku.
Bohaterowi jednak się nie podobało, że zachował życie jakiemuś pedofilowi. Aż się codziennie z tego wyspowiadał. Amen.
CZYTASZ
Romantyk
FanfictionDj choina przed erą YT był normalnym chłopcem... Ps. Książka głównie napisana dla przyjaciół, także nie chce żadnej dramy XD