Pov.Laura.
Kiedy przyjechaliśmy do Katowic mogłam na chwilę odpocząć. Usiadłam obok Szczęsnego i przysłuchiwałam się jak gra na fortepianie. Jak na faceta, grał naprawdę ślicznie. Zdjęłam szpilki i wyłożyłam się na dwóch krzesłach. Niemiłosiernie bolały mnie nogi. Dużo różnych ludzi kręciło się po tarasie na którym byliśmy. Byłam pod wrażeniem, że przed meczem chłopaki są tak wyluzowani.
- Mogę usiąść? - usłyszałam. Otworzyłam oczy i zobaczyłam uśmiechniętego Roberta. Zachowałam się egoistycznie nie dziękując mu za pomoc. W jego oczach mogło to wyglądać tak, jakby musiał to zrobić.
- Jasne. - uśmiechnęłam się. - Właściwie to nie miałam okazji, aby ci podziękować za to wszystko. Mogę w twoich oczach wygladać na hipokrytkę, ale to przez ten nawał pracy.
- Spokojnie, jestem człowiekiem i wszystko rozumiem. - uśmiechnął się.
- Mimo to, wiszę ci ogromną przysługę.
- Tak? - zdziwił się. - Będzie mi miło, jak czegoś się o tobie dowiem. Wybacz, ale przyjechałaś tak nagle i nawet nikt o tobie nie wiedział. Wcześniej w naszej kadrze nie było nikogo takiego. - wytłumaczył. Przysługa to przysługa. Rozjerzałam się wokół i gdy miałam pewność, że nikt na nas nie zwraca uwagi, zaczęłam klecić zdania.
- Prawda jest taka, że jestem ze wsi. Malutkiej pod Krakowem, ale większość swojego czasu spędziłam w Krakowie. Nie mam żadnej rodziny, więc teoretycznie jestem już sama. Mój własny narzeczony okradł mnie z samochodu i mieszkania, więc właściwie nie mam już nic. Nigdy nie oglądałam piłki, ani żadnego innego sportu, więc nie dziwcie się, że was po prostu nie kojarzę. Śmieszne, co nie? Być Polakiem i nie znać Roberta Lewandowskiego, czy Grześka Krychowiaka.
- Może i śmieszne, ale prawidze. - odezwał się. - Naprawdę masz aż tak ciężko?
- Nie jest ciężko. - odparłam. - Zresztą, nie gadajmy o tym.
Mimo wszystko to był dla mnie ciężki temat. Mam raptem dwa dni, aby znaleźć jakieś miejsce do spania i sprowadzić tam wszystkie swoje rzeczy. Wielkim zdziwieniem dla mnie było kiedy Łukasz Piszczek oznajmił mi, że w recepcji czeka na mnie gość. Nie do końca wiedziałam o kogo może chodzić, jednak ubrałam swoje szpilki i poszłam na dół, a razem ze mną Robert i ciekawski Szczęsny. Gdy wysiedliśmy z windy, spanikowałam.
- Ja go znam. - odezwał się Robert. Spojrzałam na niego, ale on ciągle patrzył na mojego byłego narzeczonego. - Wtedy, kiedy cię zabrałem, on kłócił się na stacji paliw.
Nim zdążyłam zawrócić, prezez Boniek wypowiedział moje imię. Wzięłam głęboki oddech i podeszłam do nich. Byłam zdziwiona jaki stoicki spokój zachował Mariusz. Zachowywał się tak, jakby nic się nie stało.
- Nie wspominałaś Lauro, że masz narzeczonego.
- Jakoś nie było okazji. - uśmiechnęłam się słabo.
- Mariusz wspominał, że przyjechał cię odwiedzić, więc nie będę wam przeszkadzał. - rzekł starszy mężczyzna, po czym odszedł. Spodziewałam się nagłego ataku furi, ale zamiast tego Mariusz mocno złapał mnie za nadgarstek i wyprowadził na zwenątrz.
- Mówiłem ci, żebyś przestała pajacować i nie uciekała z tego pierdolonego samochodu. Gdyby nie ty, bylibyśmy już dawno w Szwecji - warknął.
- Nie wiem o co ci chodzi. - zadrżałam. - Nie jesteśmy już razem i nie masz prawa decydować za mnie. Zabrałeś mi wszystko i czego jeszcze chcesz?
- Masz w tym momencie wrócić ze mną do domu. - rozkazał.
- Mariusz, nie! Zdradzałeś mnie, oszukiwałeś i okradałeś! - krzyknęłam za co wymierzył mi cios w policzek. Zalałam się łzami, a w nim jeszcze bardziej buzowała złość. Nienawidził kiedy ktoś mu się sprzeciwia.
- Wrócisz ze mną, czy tego chcesz czy nie. - wysyczał. Usiłował wpakować mnie do samochodu, ale w porę pojawił się Robert i dwóch ochroniarzy. Pogonili go, a ja mogłam czuć się bezpiecznie. Przynajmniej tak mi powiedziano.
Pan Jacek stwierdził, że prócz zaczerwienienie nic mi nie powinno być. Trochę mi ulżyło. Jak pokazałabym się przed innymi z sinym policzkiem? Głupio mi przed Robertem i Wojtkiem, że widzieli tę akcję, a co dopiero by było, gdyby wszyscy ją widzieli. Robert czekał na mnie na korytarzu. Był przejęty tym co się stało, ale w prawdzie gdyby nie on, mogło być jeszcze gorzej.
- Czuję się jak ofiara losu. - powiedziałam w pewnym momencie.
- Niby czemu?
- Już dwa razy mi pomogłeś, a ja nawet nie mogę ci się odwdzięczyć. - wyjaśniłam.
- Źle to interpretujesz. - zaśmiał się. - Pamiętaj, że niczego od ciebie nie chcę. Zawsze ci pomogę, kiedy będziesz tego potrzebować. Możesz mi zaufać Laura.
CZYTASZ
Trust me × World Cup 2018
Fanfiction2018© Jest milion powodów, żeby uciec. Tysiące, żeby nie wrócić. Jeden, żeby zostać. ►- A jeśli pewnego dnia będę musiała odejść? - spytała Laura, ściskając jego dużą dłoń. - Co wtedy? - Nic wielkiego - zapewnił ją szatyn. - Posiedzę tu sobie i n...