Po trzech dniach nudności powoli zaczęły ustępować, ale psychicznie nie czułam się najlepiej. Czułam, jakby ktoś w perfindy sposób sobie ze mnie zakpił.
Plątałam się po boisku i obserwowałam piłkarzy. Bawili się jak małe dzieci. Bez zmartwień, bez problemów, bez zbędnego ciężaru na plecach. Tak po prostu kopali sobie piłkę. W moim mniemaniu mundial był czymś wystrzałowym. Tylko 32 reprezentacje mają okazję zagrać na tej imprezie, więc świadczy to o poziomie tych rozgrywek. I chociaż jest tam wielka niesprawiedliwość, to Mistrzostwa Świata są najlepszą i najbardziej emocjonującą imprezą w całym spotowym świecie.
- Musimy pogadać. - zaczepił mnie Robert. Uścisnął mój nadgarstek i siłą wyprowadził z boiska. Bolało, ale szłam za nim posłusznie inaczej wyrwałby mi rękę.
- Do cholery, o co ci chodzi?
- Czemu nic nie powiedziałaś, że się źle czujesz? - spytał popychając mnie lekko na ścianę.
- Niby czemu miałabym ci coś mówić? Przypominam ci, że to ty się do mnie nie odzywałeś i w dodatku unikałeś jak ognia!
Kłóciliśmy się jak małe dziewczynki o lalkę barbie, albo chłopcy o durny samochodzik. Jednak wszystko do czasu. Kiedy znów zaczęłam krzyczeć, szatyn czym prędzej mnie pocałował. Jeszcze nigdy w jednym pocałunku nie czułam tyle miłości. W pewnym momencie odepchnęłam od siebie mężczyznę i uderzyłam go w policzek.
- Co ty sobie w ogóle wyobrażasz! - wrzasnęłam i odeszłam.
Przez pewien moment byłam zdezorientowana. Co mu do głowy strzeliło, żeby mnie całować?! Namieszał mi w głowie i to bardzo. Ale najdziwniejsze jest to, że skądś znam ten delikatny dotyk.
***
To był przedostatni dzień zgrupowania, więc spakowałam już swoje walizki. W planach mieliśmy kilka treningów, więc uznałam, że tak będzie lepiej.
Od pamiętnego pocałunku nic nie było takie, jak być powinno. Nie rozmawiałam z nikim prócz Sebastiana. Nikomu nie ufałam tak bardzo, jak jemu. Po śniadaniu zdecydowałam się wyjść na spacer. Co prawda krótki, ale jednak spacer. Wydawać by się mogło, że kręciłam się bez celu, ale po prostu nie miałam nic lepszego do roboty. W pewnym momencie zauważyłam, jak wprost pod drzwi podjechał duży, terenowy samochód. Przestraszyłam się widząc dobrze mi znanych ochroniarzy. Spanikowałam, gdy poraz pierwszy od bardzo dawna zobaczyłam Mariusza. Miał na sobie granatowy garnitur, a na nosie czarne okulary. Sam Krychowiak nie powstydziłby się takiego stroju. Dosłownie kilka chwil później zadzwonił do mnie prezez Boniek, abym wracała prędko do hotelu. Nie miałam innego wyjścia. Wiedział gdzie jestem.
Kiedy spojrzałam mu w oczy naprawdę się zdziwiłam. Sprawiał wrażenie, jakby przeszedł jakąś metamorfozę. W jego oczach dostrzegłam troskę i ten błysk, który zawrócił mi w głowie.
- Zostawię was samych. - odezwał się prezes. Uśmiechnęłam się lekko i gdy zniknął za szklanymi drzwiami spojrzałam wysokiego bruneta.
- Czego ode mnie chcesz? - spytałam.
- Wiem, że z kimś się już spotykasz, więc nie będę się już mieszał w twoje życie. Chciałem sprzedać nasze mieszkanie i jesteś mi potrzebna przy papierkach. Tylko na tym mi zależy.
- A więc dobrze. Załatwmy to i nie wchodźmy sobie już w drogę.
Umówiliśmy się, że jeszcze dzisiaj pojedziemy do Krakowa. Do samego końca nie byłam przekonana co do jego intencji, ale był taki przekonujący... Nie żegnałam się z nikim, bo mieliśmy zobaczyć się w Poznaniu. Ochroniarze Mariusza wpakowali moje rzeczy do bagażnika i ruszyliśmy w podróż.
CZYTASZ
Trust me × World Cup 2018
Fanfiction2018© Jest milion powodów, żeby uciec. Tysiące, żeby nie wrócić. Jeden, żeby zostać. ►- A jeśli pewnego dnia będę musiała odejść? - spytała Laura, ściskając jego dużą dłoń. - Co wtedy? - Nic wielkiego - zapewnił ją szatyn. - Posiedzę tu sobie i n...