Ostatni dzień tutaj miałam zamiar spędzić na plaży.Totalnie zfiksowałam po tym, jak faktycznie bardzo mnie opaliło. Chciałam więcej i więcej, chociaż wiedziałam, że to nie jest dobre dla mojego zdrowia. Roberta nie widziałam praktycznie od śniadania. Błąkał się po tarasie, a później całkiem zniknął mi z oczu.
W międzyczasie zadzwoniła Julia. Jak mogłam się domyślić, miała do mnie pretensje, że o niczym jej nie powiedziałam i musiała dowiedzieć się z prasy i od Lisy. Nie pogadałyśmy długo, gdyż na horyzoncie pojawił się uśmiechnięty od ucha do ucha Robert.
- Z czego się cieszysz? - spytałam. Szatyn usadowił się obok mnie i znów szeroko uśmiechnął.
- Tak po prostu. -wzruszył ramionami.
Każdy z nas miał jakiś plan. Robert wróci do pełnych treningów, ja zajmę dawne stanowisko w siedzibie Bayernu, a przy okazji będę promować markę foods by lann (nie ann, tylko l[aura]ann) i training by lann. A za dziewięć miesięcy dojdzie mi opieka nad malutkim dzieckiem.
Lewy również nie szczędził sobie słów. Obydwoje nażekaliśmy jak malutkie dzieci.Ale chyba wyszło nam to na dobre.
- Nie uważasz, że już dość tego opalania?
- Mówisz tak, bo nie masz już na co narzekać. - prychnęłam. - Ale skoro tak, to wracajmy do domu.
W drodze powrotnej niespodziewanie zadzwonił James. Po minie Roberta wnioskowałam, że nie jest z tego zadowolony, ale Kolumbijczyk doskonale wiedział, że jestem na wakacjach i mam mnóstwo czasu.
- Cześć Jamie! - powiedziałam radośnie. - Co tam u ciebie?
- Cudownie. - sarknął. - Wy się wylegujecie na plaży, a ja muszę ciężko trenować.
- Miami to piękne miasto, więc korzystaj.
- Właśnie! Opowiadaj co tam u was. Doszły mnie słuchy, że powiększacie rodzinę! - zaśmiał się.
- Serio, Mueller do ciebie dzwonił?
- Nie do mnie, ale dzwonił. - odparł.
Musiałam kończyć, bo Robert zachowywał się jak małe dziecko, któremu nie poświęcam uwagi. Dochodziliśmy już do mieszkania, więc schowałam telefon i przyspieszyłam.
- Zaraz wracam. - usłyszałam. Nim zdążyłam się odwrócić szatyna już nie było.Wzruszyłam ramionami i weszłam do środka. Od razu w oko wpadła mi ścieżka usłana różami. Ścieżka prowadziła aż do salonu, gdzie klęczał uśmiechnięty Robert z małym, czerwonym pudełeczkiem. Zaskoczył mnie i to bardzo.
- Myślisz, że mogłabyś zostać moją żoną? - spytał.
To nie było takie proste jak mogło mu się wydawać. Nie znamy się zbyt długo, to raz, a po drugie, nie wiem czy jestem gotowa na ślub. Po tym wszystkim co mnie spotkało nie wiem, czy jestem w stanie zgodzić się na coś takiego. Zaś z innej strony będziemy mieli dzidziusia i bardzo się kochamy...
- Tak, Robert tak. - odpowiedziałam, a mężczyzna natychmiast się na mnie rzucił. - Tylko obiecaj mi, że nie będę tego żałować.
- Obiecuję. - wyszeptał, a w między czasie wsunął na mój palec pierścionek. Był śliczny i na pewno bardzo drogi.
Ustaliliśmy, że wszystkich poinformujemy za pośrednictwem internetu. Lewandowski nie chciał się ukrywać, ja z resztą też. Robert dodał zdjęcie na swojego instagrama z zwkłym napisem " She just say yes".
Wiem, że przez ten pierścionek nie będę kochać go bardziej, bo bardziej się już nie da, ale wiem, że teraz zaczynamy prawdziwe życie towarzyskie. Dosłownie wszędzie możemy chodzić razem i nikt nie ma prawa się nas czepiać.
- Powiesz swoim rodzicom? - spytał.
- Ja nie, ale mój brat owszem. - odparłam. Dowiedzą się o moim ślubie, a co zrobią z tą informacją, to już ich sprawa.
3 years later
Bardzo ucieszyłam się, kiedy Robert zdobył bramkę i wykonał dobrze znaną nam wszystkim cieszynkę. Po raz kolejny chciał pochwalić się kibicom, że na świat niedługo przyjdzie jego drugie dziecko. Ale tym razem moja upragniona dziewczynka.
- Mamusiu... - usłyszałam cichy głos Artusia.
- Coś się stało?
- A ty na pewno nie zjadłaś tego małego dzidziusia? - spytał.
- Nie słuchaj wujka Grześka.
Kilka godzin później całą trójką wybraliśmy się do Muellerów. Artek niemalże od razu pobiegł pobawić się z małym Joaquinem. I chociaż nie bardzo sie rozumieją, potrafią bawić się godzinami. Prócz nas pojawiła się rodzina Alcantarów. Drugi triumf z rzędu w lidze mistrzów jest coraz bardziej realny, więc to było tematem dzisiejszej kolacji. Chłopcy nie rozmawiali o niczym innym.
- No i wtedy wyjechałeś z tym dzieckiem. - zaśmiał się Thiago. - Myślałem na początku, że ściemniasz!
- Gdybyś mnie słuchał, to nie byłbyś zaskoczony. - fuknęła blondynka.
- A wiecie chociaż co to będzie? - zignorował ją.
- Dziewczynka. - odparłam dumnie. - Gdybyś słuchał Juli to nie byłbyś zaskoczony.
Ich towarzystwo sprawiało mi wielką radość. Chociaż byli sławni, byli też prostymi ludźmi z którymi normalnie można pogadać. Nie tak jak z Krychą, który otworzył butik z trzema garniturami i udaje biznesmena.
- Cudownie! - zapiszczała Lisa. - Jak ją nazwiecie?
- Lilianna.Ale to nic pewnego. - stwierdziliśmy oboje.
Już wszyscy wiedzieli o mojej drugiej ciąży, ale jako pierwsza odezwała się moja mama. Dokładnie tak samo, jak przed dwoma latami. Zaczęłyśmy się dogadywać dzięki Robertowi, który nie spytał mnie o pozwolenie i zaprosił moich rodziców na nasz ślub.
I gdyby nie on, nie wiadomo co teraz byłoby ze mną. Gdyby wtedy mnie nie zgarnął z drogi, nic nie byłoby takie same. A właściwie mogłoby się skończyć na samym początku.
Dziękuję i zawsze będę mu dziękować, za wszystko.
***
JA TEŻ DZIĘKUJĘ WAM ZA WSZYSTKO! DO LISTOPADA KONTO NA RAZIE BĘDZIE 'NIECZYNNE', A PÓŹNIEJ SIĘ ZOBACZY.
Tymczasem zapraszam Cię do @meGente na wspaniałą książkę o tematyce dla nastolatków [nie pytaj czemu wspaniała]. I może wygląda jak tanie, dobre romansidło, ale jest warte przeczytania!
CZYTASZ
Trust me × World Cup 2018
Fanfiction2018© Jest milion powodów, żeby uciec. Tysiące, żeby nie wrócić. Jeden, żeby zostać. ►- A jeśli pewnego dnia będę musiała odejść? - spytała Laura, ściskając jego dużą dłoń. - Co wtedy? - Nic wielkiego - zapewnił ją szatyn. - Posiedzę tu sobie i n...