Thiago wrócił późną nocą, a właściwie to już wczesnym rankiem. Przy śniadaniu wyglądał na conajmniej niewyspanego, ale zapewnił nas, że nic takiego się nie działo.
- Zdenerwował sie troszkę i tyle.
Wracałam do domu, gdy odezwał się Robert.
- Przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłem i ,że musiałaś nocować u Thiago. Zabrałem cię tutaj w ciemno, więc w pewnym stopniu jestem za ciebie odpowiedzialny, a ty nie powiedziałaś mi o sobie nic.
- Nie zaprzątaj sobie tym głowy. - westchnęłam. - Skup się na ważniejszych rzeczach.
Mimo wszystko, Robert uparł się i obiecał, że zorganizuje 'miły' wieczór. Nie wiem czy miał pojęcie, że dzisiaj mam wolne i będę cały dzień w domu, ale gdy tak o tym myślałam, nie mogłam się już doczekać. W mieszkaniu panował totalny chaos. Może nie było tak źle, ale nie spodziewałam się po Robercie, że zostawi po sobie niepozmywane naczynia, puste butelki po jakimś napoju i ubrania porozrzucane po całym domu. Chociaż musiałam wypełnić dużo dokumentów, pomyśleć nad grafiką na Ligę Mistrzów, pierw wszystko posprzątałam.
Naprawdę nie zauważyłam, że tak się zagapiłam. Gdy zamknęłam laptopa dochodziła już siódma! Dziwiłam się, że Roberta jeszcze nie było. Przecież trening skończył się kilka godzin temu. Chociaż wiedziałam, że coś dla mnie szukuje, miałam poczucie, że to będzie coś głupiego. I dużo się nie pomyliłam. Kilkadziesiąt minut później drzwi szeroko sie otworzyły, a pierwsze co zobaczyłam to wielki bukiet kwiatków.
- Ty i tak robisz po swojemu. - zaśmiałam się przymując od mężczyzny podarunek. Robert miał dla mnie jeszcze jakąś niespodziankę, więc postanowiłam się ubrać troszkę lepiej. Ubrana w zwykłą czarna bluzkę i czarne spodnie zeszłam na dół. Uśmiechnęłam się gdy w jadalni było już wszystko gotowe. Pięknie naktyty stół, świece, dania i Lewandowski, który na mnie czekał.
- No, no... Postarałeś się. - przyznałam. Gdy usiedliśmy, widziałam, że na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Mam w końcu nadzieję, że to jakoś pomoże nam załagodzić całą sytuację.
- Myślę, że bez tego by się obeszło. - szepnęłam.
- Słucham? - zmarszczył brwi.
- Znalazłam sobie mieszkanie. - odparłam. - Nie miej mi za złe, ale chce zacząć wszystko sobie układać od nowa.
- Spokojnie! - zaśmiał się. - Całkowicie cię rozumiem i nawet popieram. Nie, nie chcę żebyś się wyprowadziła, ale skoro sama podjęłaś taką decycję to ją uszanuję i jeśli będzie trzeba, nawet ci pomogę.
Albo to ze mną był jakiś problem, albo Robert serio postanowił mi pomóc. Właściwie to w cale o tym nie rozmawialiśmy. Znalazł się temat, który wałkowaliśmy w kółko. Obydwoje byliśmy dobrymi geografami. Do wakacji zostało sporo czasu, a po drodze wlecze się mundial, Robert już teraz myślał o tegorocznym odpoczynku. Jakiekolwiek mecze byłyby w Rosji, jakiekolwiek mielibyśmy wyniki, ustaliliśmy, że zasłużenie polecimy na Tayronę. Razem, bo mi też należy się wypoczynek.
Przyglądając się Robertowi dostrzegłam w nim kogoś innego. Przy nim naprawdę czułam się bezpiecznie. Jest przystojny, umięśniony, pewny siebie i ma dobre serce. Taki facet zdaża się raz na jakiś czas.
- Mam coś na twarzy? - głos szatyna wyrwał mnie z amoku. Zmarszczyłam brwi i pokręciłam głową. Prócz ciągle spuchniętego oka, wyglądał tak jak zawsze. Świetnie.
CZYTASZ
Trust me × World Cup 2018
Fanfic2018© Jest milion powodów, żeby uciec. Tysiące, żeby nie wrócić. Jeden, żeby zostać. ►- A jeśli pewnego dnia będę musiała odejść? - spytała Laura, ściskając jego dużą dłoń. - Co wtedy? - Nic wielkiego - zapewnił ją szatyn. - Posiedzę tu sobie i n...