Prolog

322 31 5
                                    

Piętnaście lat wcześniej:

Pędziła galopem. Spod kopyt jej wierzchowca leciał piach, przez co nie widziała niczego za sobą, lecz i tak ciągle się odwracała. Wiedziała, że konie jej prześladowców nie równają się z jej wierzchowcem, więc pościg powinien już być daleko w tyle, ale chciała być przygotowana na każdą możliwość. Wiedziała też, że niedaleko jest wieś, jeśli zdąży do niej wjechać, będzie w stanie się ukryć.

Spojrzała na zawiniątko, które trzymała, spod fałd materiału wyglądały zielone oczy, które lustrowały z zaciekawieniem przestrzeń w około. Chłopczyk jakby rozumiejąc powagę sytuacji, był cichy jak mysz.

Konik dawał z siebie wszystko, jego oddech był przyspieszony. Kopyta wierzchowca wystukiwały rytm na leśnej ścieżce, nagle przed nią, na drodze pojawili się czterej jeźdźcy i ustawili się w poprzek ścieżki. Wiedziała, że nie da rady ich ominąć i skryć się we wsi. W jednej chwili podjęła decyzję, zatrzymała wierzchowca i zeskoczyła na ziemię. Ustawiła się plecami do kępki drzew i wyjęła nóże z pochw. Gdy kurz opadł zobaczyła wyraźniej czterech rycerzy, którzy zbliżali się do niej, każdy z nich trzymał długi miecz.

Zaatakowała z prędkością błyskawicy, celując nożem prosto w nieosłoniętą szyję jednego z nich, tamten nie zdążył się cofnąć i ostrze zagłębiło się w jego ciele, a on sam osunął się na ziemię. Reszta przystanęła, oszołomiona tak szybkim atakiem, lecz po chwili ruszyli naprzód ze zdwojoną siłą, by pomścić śmierć towarzysza, chociaż nie tak pewnie, jak przedtem. Jeden z oprawców zamachnął się mieczem, zrobiła unik, a klinga minęła się z nią dosłownie o centymetr. Kopnęła rycerza w brzuch i wbiła mu nóż prosto w serce, obróciła się i sparowała cięcie kolejnego napastnika. Jej konik rzucił się na niego i zmiażdżył mu kręgosłup, ostatni z rycerzy wymierzył mieczem w dziecko, które trzymała wciąż jedną ręką, widząc to zasłoniła je sobą, a ostrze zagłębiło się w jej boku. Spojrzała na napastnika, zobaczyła w jego oczach triumf, był nawet wtedy, gdy jej nóż zagłębił się w jego ciele, uśmiercając go na miejscu.

Zziajana upadła na kolana, z rany w boku lała się krew, dopiero teraz zauważyła promieniujący z niej ból. Zerwała kawał materiału i zawiązała sobie tak, by zatrzymać krwawienie. Rana była śmiertelna, wiedziała o tym doskonale, ale ona nie mogła umrzeć. Musiała żyć, żyć dla Kiliana, który teraz patrzał się na nią poważnym wzrokiem, swych zazwyczaj radosnych oczu. Chciała widzieć jak dorasta, chciała pomóc odnaleźć mu się w świecie, pełnym tak wielu zagrożeń, dla tak słabej istoty.

Nie była gotowa na śmierć, chociaż zawsze zdawała sobie sprawę z ryzyka, które pociąga za sobą kariera zwiadowcy. Chciała przeżyć jeszcze tyle chwil ze swoim mężem i dzieckiem. A tym czasem klęczała na dróżce, umierająca z dzieckiem, które mogło nie przeżyć bez niej.

Zamglił jej się wzrok, z każdą chwilą ubywało jej krwi, pomimo prowizorycznego opatrunku. Jej wierzchowiec trącił ją chrapami, poklepała go po szyi na znak, że wszystko z nią dobrze, chociaż to nie było prawdą. Zacisnęła zęby, będzie żyć. Będzie żyć, przynajmniej do tego czasu, aż Kilian będzie bezpieczny. Oparła się o pień drzewa i tuląc do siebie dziecko, zaczęła mruczeć do siebie, tylko jedno zdanie:"Będę żyć.".

***

Nie wiedziała, ile czasu tak siedziała, ale w pewnym momencie usłyszała czyjeś kroki na ścieżce. Spojrzała w tamtym kierunku, w jej stronę zbliżała się para wieśniaków, kobieta i mężczyzna. Zbadała ich spojrzeniem, wyglądali na uczciwych ludzi, którzy chcą dla wszystkich jak najlepiej. Spojrzała na Kiliana, wiedziała, że zbliża się jej koniec, że zostało jej najwięcej kilkanaście minut życia. Spojrzała z powrotem na parę miejscowych i podjęła decyzję.

- Pomóżcie - ze strachem zauważyła, że z jej gardła dobyło się tylko słaby jęk, który trudno było skojarzyć z ludzką mową.
Para wieśniaków zbliżyła się do niej, z ich oczu wyzierało współczucie.
- Musimy jej pomóc - rzekła kobieta, zapewne do swojego męża.
- Proszę...zaopiekujcie się nim - poprosiła zwiadowczyni słabym głosem, oddech miała urywany. Wyciągnęła w ich stronę zawiniątko z dzieckiem, które wieśniacy przyjęli bez wachania, gotowi spełnić rządanie konającej. - Ma...na...imię Kilian. Jego...ojcem...jest... - Nie zdążyła dokończyć, bo w tym momencie przed jej oczami zatańczyły czarne plamki, a ona sama zsunęła się na ziemię.

Kobieta i mężczyzna spojrzeli po sobie, nie rozumieli do końca sceny, która się przed chwilą przed nimi rozegrała. Leżała przed nimi najpewniej już martwa kobieta w dziwnym szarozielonym płaszczu, która przekazała im swoje dziecko, zdążyła tylko powiedzieć jego imię. Wokół niej leżały ciała czterech rycerzy, najwyraźniej również martwych, których wierzchowce błąkały się po ścieżce, nie wiedząc co robić. Z boku stał niski beczułkowaty konik, który nie spuszczał wzroku z nowoprzybyłych.

- Znieśmy ciała z drogi, trzeba będzie odprawić pogrzeb. - Rzekł mężczyzna, kobieta tylko kiwnęła głową na znak, że się z nim zgadza.
Wieśniak wziął kobietę na ramiona i przewiesił ją przez siodło mniejszego konika. Chciał postąpić tak samo z resztą zmarłych, ale nagle doszedł ich odgłos kopyt na leśnej ścieżce. Niski konik prychnął ostrzegawczo i pobiegł prosto w las uwożąc ze sobą martwą kobietę. Wieśniacy ruszyli za zwierzęciem, ale nie dało się go dogonić, więc po pewnym czasie zaprzestali pościgu i ruszyli do wsi, mając nadzieję, że konik biegł właśnie w tamtą stronę.

[Zawieszone] Zwiadowcy|Późne Lata|Cisza przed burząOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz