Rozdział 7

157 18 8
                                    

Kilian wstał z łóżka, rozciągnął się i spojrzał za okno na zielony las. Gałęzie bujały się leniwie kołysane leciutkim wiaterkiem w koronach drzew, rzucając tajemnicze cienie na ziemię. Ptaki witały nowy dzień nucąc sobie tylko znane pieśni, a promyki wschodzącego słońca oświetlały czubki co wyższych drzew.

Chłopak już od kilku dni był w chatce Arsena, noga leczyła się dosyć szybko. Kilian wyszedł z pokoju i odrazu w jego nozdrza uderzył zapach kawy. Na stole czekało na niego talerz z jedzeniem i kubek z czarnym napojem, już nie tak gorącym. Zjadł śniadanie, umył po sobie naczynia i wyszedł na ganek. Był tam Arsen, który pijąc kawę czytał jakiś list.
- Co to? - Nieposkromiona ciekawość chłopaka dała o sobie znać.
- List - odpowiedział zdawkowo mężczyzna.
- A jaki?
- Jesteś wścibski - Arsen podniósł wzrok z nad listu i skierował go na Kiliana.
Nieco speszony chłopak spuścił głowę i odrzekł:
- Chciałem tylko wiedzieć...
Mężczyzna niczego nie powiedział, tylko ponownie zagłębił się w lekturze.

Kilian postanowił, że wybierze się na spacer wzdłuż strumyka płynącego dwadzieścia metrów dalej. Chłopak wszedł do chatki, by założyć buty, w kącie zauważył łuk, podszedł do niego. Broń wykonano z wytrzymałego, mocnego drewna pozbawionego wszelkich zdobień. Chociaż Kilian nie znał się na tego typu rzeczach, jakoś wątpił w to, że był to zwykły łuk myśliwski. Broń sprawiała wrażenie bardzo niebezpiecznej, a długie, twarde strzały o naostrzonych grotach tylko je pogłębiały.

Gdy tak wpatrywał się w łuk, przed oczami mignął mu obraz, wspomnienie. Chłopak spróbował się na nim skupić, ale uciekło przed nim, wiedział tylko to, że był to fragment snu. Snu, który - jak zdał sobie sprawę - śnił mu się codziennie od dnia, w którym zobaczył doszczętnie spaloną wioskę. Kilian ponowił próbę złapania wspomnienia, ale uleciało mu z głowy. Chłopak stał przez chwilę w miejscu, wpatrując się natarczywie w łuk, mając nadzieję, że przypomni sobie ten sen. Niestety nie udało się mu, więc po prostu założył buty i wyszedł na dwór.

Skierował się ku strumykowi i ruszył jego brzegiem w stronę, w którą płynął. Kilian wiedział, że ten niewielki potok zamienia się w dorzecze Slipsunder, przy którym znajduje się droga, prowadząca z Caraway.

***

Arsen osiodłał Quicka i wskoczył mu na grzbiet, konik spojrzał na niego z dezaprobatą.
- A jabłko dać, to już nie łaska?
- Co za dużo, to niezdrowo - odparł mężczyzna, Quick prychnął tylko w odpowiedzi.
- Mówisz o sobie i o kawie.
- Kawy nigdy nie jest za wiele.
Konik posłał powątpiewające spojrzenie zwiadowcy, który udał, że niczego nie dostrzegł. Arsen trącił boki wierzchowca piętami i ruszyli przez las ku Caraway.

Jechali w ciszy, słuchając odgłosów leśnych zwierząt i szumu wiatru w koronach drzew. Las kipiał życiem, a wkoło było pełno zieleni, która przywodziła Arsenowi na myśl kolor oczu jego zmarłej żony. Zwiadowca nie pogodził się ze śmiercią jej i syna, chociaż od momentu, gdy się o niej dowiedział, minęło piętnaście lat. Quick wyczuwając smutek, który ogarnął Arsena, zarżał cichutko, jakby na pocieszenie, a mężczyzna pogłaskał konika po szyi z wdzięcznością.

Jechali dalej, w pewnym momencie Quick przerwał ciszę:
- Zastanawiałeś się kiedyś nad uczniem? - zapytał konik, zaskakując tym samym Arsena tak, że ten prawie zakrztusił się własną śliną.
Zwiadowca spojrzał przerażony na wierzchowca, jakby ten był duchem.
- Słucham? Chyba się przesłyszałem.
- Dobrze słyszałeś, potrzebny ci jest uczeń - odparł Quick ze stoickim spokojem, jakby w ogóle nie zauważył reakcji Arsena.
- Po co? Czemu? Skąd to wywnioskowałeś?! - Zwiadowca nie wiedział, o co chodzi konikowi i wpatrywał się w niego, jak w psychicznie chorego.

[Zawieszone] Zwiadowcy|Późne Lata|Cisza przed burząOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz