Rozdział 11

145 15 77
                                    

Kilian zamarł.
- Z jagodami? - spytał niepewnym głosem.
Arsen uniósł brew.
- Tak, wyobraź sobie, że z jagodami. Coś ci nie pasuje? - Zwiadowca spojrzał uważnie na Kiliana.
- A... co jeśli tak? - Chłopak rozpaczliwie próbował uratować swoją sytuację.
Zwiadowca wzruszył ramionami.
- To i tak ją zjesz - odparł.

Kilian zgarbił się i zaczął się modlić w duchu, żeby Arsen otworzył swój worek z jagodami, a nie jego.

Zwiadowca wskazał na miotłę w kącie pokoju.
- Zamieć podłogę - przykazał chłopakowi, a sam poszedł do kuchni przygotować owsiankę.
Kilian wziął się za robotę. Cieszył się, że ma coś do zrobienia, bo w ten sposób czas upływał mu trochę szybciej.

Gdy skończył zamiatać, owsianka była już gotowa. Chłopak przełknął nerwowo ślinę, jednak nic nie wskazywało na to, że jego podstęp został zdemaskowany.

Arsen przyniósł dwie miski oraz łyżki i postawił je na stole. Zwiadowca zachowywał się zwyczajnie, więc Kilian się trochę rozprężył. Usiadł przy stole i nabrał łyżką owsianki. Arsen również zaczął jeść.
Kilian westchnął z ulgą. Nic się nie wydało.

Owsianka była dosyć gorąca, więc odczekał chwilę, by mieć pewność, że się nie poparzy i dopiero wtedy wziął się za jedzenie.
W pewnym momencie zerknął z nad łyżki na Arsena, zwiadowca bacznie mu się przyglądał.

I nagle do Kiliana dotarło. Arsen wiedział, wiedział od samego początku.
Chłopak zamarł, gdyż właśnie w tym momencie ugryzł coś, co na pewno nie było jagodą. Owo coś było chropowate i pokrytem jak gdyby mchem.
- Kora? - jęknął Kilian.
- Odniosłem wrażenie, że bardzo ją lubisz, tyle jej napchałeś do worka - rzekł zwiadowca sarkastycznym tonem.

Kilian zwiesił głowę.
- Przepraszam, nie powinienem był tego robić.
Chłopak czuł się okropnie głupio i był bardzo zmieszany.
- Taak? A czego? - Zwiadowca najwyraźniej nie miał ochoty mu pomagać.
- Sypać kory do worka na jagody - powiedział chłopak.
- A czemu jej tam nasypałeś? - Arsen podniósł brew nad wyraz wysoko.
- Bo... nie chciało mi się zbierać jagód - wykrztusił Kilian. - To było strasznie dziecinne... i zrozumiem, jeśli nie będziesz chciał mnie dalej szkolić na ucznia, nie jestem tego godny.
Kilian miał bardzo zażenowaną minę.

Zwiadowca wiedział że, przyznać się do czegoś jest ciężko, więc był zdziwiony postawą chłopaka, który przez cały czas patrzył mu się prosto w oczy, zamiast unikać jego wzroku. Po raz kolejny mężczyzna musiał przyznać, że Kilian ma niezłą odwagę.

- To się jeszcze okaże - odrzekł Arsen.
Chłopak spojrzał na niego z nadzieją.
- Ale kara jakaś musi być - rzekł zwiadowca. - Zastanowię się nad nią, a ty zjedz do końca swoją owsiankę.
Kilian zmarszczył brwi.
- Ale...
- Żadnych "ale", jak sobie pościeliłeś, tak się wyśpisz. A poza tym, jestem przekonany, że to bardzo miłe uczucie, gdy kora chrupie ci pomiędzy zębami - dodał po chwili z błyskiem rozbawienia w oku.

Kilian spojrzał na swoją owsiankę i mimowolnie się skrzywił. Wiedział że, musi to zjeść, to była część jego kary. Nabrał łyżką owsianki, wziął ją do ust i szybko przełknął. Nie miał najmniejszego zamiaru się w niej rozsmakowywać.

Arsen wcale nie obmyślał kary dla Kiliana, gdyż zrobił to już wcześniej. Teraz dokończył spokojnie swoją kolację i wziął się za czytanie raportów z pozostałych lenn. Czasami przerywał lekturę i spoglądał na Kiliana, który jadł swoją kolację i miał przy tym dosyć niewyraźną minę.
Gdy chłopakowi została ostatnia łyżka okropnej owsianki, zwiadowca nie wytrzymał. Wyszedł z chatki, a na dworze zaniósł się śmiechem.

Quick wyjrzał ze stajni, patrząc się z niepokojem na swego pana.
- Nic ci nie jest? - spytał zatroskany.
- Nic - odpowiedział Arsen, gdy już się trochę uspokoił. - A co by miało być?
- No, nie wiem, po prostu nie słyszałem twojego śmiechu od wielu... lat - rzekł Quick, a Arsen z niejakim zdziwieniem zdał sobie sprawę, że konik ma rację.

***

Kilian leżał na łóżku. Była noc, a on wciąż nie mógł zasnąć.
Z zewnątrz dochodziły go odgłosy nocnego życia. Co jakiś czas, coś porykiwało w różnych częściach lasu. W trawach grały głośno świerszcze, a czasami dało się słyszeć pohukiwanie sowy.

Na skrawku nieba, które widać było z perspektywy Kiliana, od czasu do czasu można było spostrzec śmigającą na jego tle, czarną sylwetkę nietoperza.

Kilian wpatrywał się w gwiazdy.
Przypomniał mu się pewien wieczór, gdy miał dwanaście lat i siedział ze swoim przyszywanym ojcem na ganku przed domem. Paul pokazywał mu różne gwiazdozbiory i mówił ich nazwy, chociaż był zwykłym chłopem, to miał jednak sporą wiedzę. Nagle ni stąd ni z owąd, Kilian zadał mu pytanie "Czy ja mam ojca?", Paul nic nie odpowiedział, nie wiedział.

Pytanie, które zadał Kilian trzy lata wcześniej, wciąż było bez odpowiedzi i nie dawało to chłopakowi spokoju.

Kilian skulił się na łóżku i zaczął się zastanawiać.
Co wie o swoim ojcu? - Nic. A o matce? - Znaleziono ją umierającą piętnaście lat temu z nim, z Kilianem, obok niej stał niski konik i leżało czterech martwych rycerzy, a wokoło szwendały się ich konie. Czy coś pominął? No tak, była blondynką. Czyli on musi mieć włosy po ojcu. Coś jeszcze? Była ubrana w dziwny szaro-zielony płaszcz. Chwila, chwila... Szaro-zielony? Jego matka była zwiadowcą, czy co? Skąd ten płaszcz? I czy to ona zabiła tych rycerzy? Na to wygląda... Ale czym?
Jego przyszywani rodzice nie wspominali o żadnej broni. A musiał jakąś mieć. Bo chyba nie pokonała ich gołymi rękoma... Chyba że... któryś z tych rycerzy jej bronił, a reszta atakowała i pozabijali się nawzajem, a jeden z wrogów przed śmiercią zdołał zadać jej śmiercionośne cięcie.
Nigdy nie brał tego pod uwagę.

Ale co się zatem działo piętnaście lat temu, że jacyś rycerze walczyli ze sobą na śmierć i życie? Takie zdarzenie nie mogło się obyć bez echa.
Coś się działo, coś o czym jego przyszywani rodzice mu nie powiedzieli. Ale czemu? Chyba tylko dlatego, że chcieli to przed nim ukryć. Mówili, że nic nie wiedzą o okolicznościach, w których go znaleźli.
To nie mogła być prawda.
Takie zdażenie nie mogło być tajemnicą i na pewno miało jakiś głębszy sens. Jakąś przyczynę.
Jego przyszywani rodzice z pewnością o niej słyszeli. Ale nigdy mu nie powiedzieli.
A on uwierzył im, że nie wiedzą. Jaki był naiwny!

Ale teraz musi się dowiedzieć, co się naprawdę działo - postanowił.

Kilian nawet nie wiedział, kiedy zapadł w sen.

***

Stał w lesie. Drzewa pochylaly ku ziemi swe sękate gałęzie. Trawa, na której stał, sięgała mu do kostek i była soczyście zielona.
Odwrócił się do tyłu. Zalała go fala jakiegoś światła, zmrużył oczy i po chwili zdołał rozpoznać dwie ludzkie sylwetki.
Jedna była męska, a druga damska. Obie miały płaszcze i nasunięte na głowy kaptury, przez co, nie mógł zobaczyć ich twarzy.
Sylwetka mężczyzny była cała czarna, tylko włosy skryte w cieniu kaptura, miały chyba kolor brązowy.
Kobiecie natomiast, spod kaptura wystawały blond włosy, a jej płaszcz był cały w szaro-zielone plamy.

Podszedł do nich, a jego buty zaszurały na posadzce.
Nie byli już w lesie.
Wyciągnął rękę i nagle wszystko zniknęło.

Usłyszał stukot kopyt na leśnej dróżce. Otworzył oczy. Czuł, że ktoś go trzyma, spojrzał w górę na tę osobę.
Pochyliła się nad nim.
To była kobieta.
Widział dokładnie rysy jej twarzy. Zwrócił głównie uwagę na jej oczy, które były zielone jak korony drzew ponad nią.
- Zupełnie jak moje - pomyślał.

I wszystko się urwało.

***

Kilian otworzył oczy. Był już ranek.

[Zawieszone] Zwiadowcy|Późne Lata|Cisza przed burząOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz