Rozdział 6

141 19 5
                                    

Arsen zanużył czysty kawałek płótna w wygotowanej wodzie z jakimiś ziołami i podał go Kilianowi.
- Przemyj tym sobie ranę, a potem chwyć się czegoś.
Kilian zmarszczył brwi.
- Czemu?
- Będzie piec.

Chłopak wziął kawałek płótna, chwycił się oparcia krzesła i zaczął przemywać ranę. Najpierw czuł tylko ból związany z zetknięciem się rany z materiałem. Gdy zmył ropę, cała rana zaczęła go piec, miał wrażenie, jak gdyby ktoś położył mu na nodze rozżarzone węgle. Zacisnął rękę na oparciu, tak mocno, że aż zbielały mu knykcie. Po chwili, gdy pieczenie zelżało, Arsen podał Kilianowi pudełko z maścią.

- Nałóż trochę na ranę - rzekł, podszedł do szafki i wyjął z niej dłuższy kawał materiału.
Kilian wtarł odrobinę maści w ranę, znowu zaczęła go piec, ale tym razem o wiele słabiej. Arsen obwiązał płótno wokół rany tak, by się trzymało.

Mężczyzna zdjął szarozielony płaszcz i usiadł na krześle, naprzeciw chłopaka. Miał chyba z trzydzieści kilka lat, ciemne włosy i brązowe oczy.
- Jak znalazłeś się tam, w lesie?
Kilian zastanowił się przez chwilę, nie chciał rozmawiać o tym, jak zginęli jego rodzice, ani o tym, że nie byli oni jego prawdziwymi rodzicami, więc postanowił uprościć całą historię.
- Ponad tydzień temu moi rodzice zmarli, a wioska została doszczętnie spalona - Kilian próbował mówić zwyczajnym tonem, ale złapał się na tym, że głos mu się łamie. Gdy odzyskał nad nim kontrolę, kontynuował dalej - zacząłem chodzić po wioskach, w poszukiwaniu pracy. Niestety nikt nie chciał mi jej dać, pewnego razu pewien mężczyzna, wziąwszy mnie za jakiegoś oszusta, puścił na mnie psy. Uciekłem przed nimi na drzewo, ale jeden z nich przejechał mi zębami po łydce. Próbowałem oczyścić ranę, ale z dnia na dzień było coraz gorzej. Włóczyłem się po lasach, zdala od ludzi, bo obawiałem się, że nic mnie dobrego z ich strony nie spotka. To cała historia.

- Z jakiej jesteś wioski?
- Z Goodfield, na południowy-zachód stąd.
Arsen uniósł brwi.
- Daleko zawędrowałeś, znajdujesz się teraz kilometr od zamku Caraway.
- Caraway, przecież to inne lenno! Nigdy nie byłem tak daleko od domu!
Kilian dopiero po chwili zorientował się, że tego domu, już nie ma i zgarbił się nieco w krześle.

Arsen odgadł, o czym pomyślał chłopak i spróbował odwrócić jego uwagę:
- Gdy wyzdrowieje ci noga, dam ci trochę pieniędzy. Ludzie zupełnie inaczej podejdą do człowieka dobrze ubranego i mającego co nieco grosza przy sobie.
Słowa Arsena podniosły Kiliana na duchu, miał przed sobą jakąś przyszłość, ale w gruncie rzeczy była ona nudna, bo pracę na roli trudno było nazwać ekscytującą.

Kiedyś marzył o tym, by zostać zwiadowcą, ta grupa zawsze go interesowała, ale była mitem. Wymarła, bo nie była już potrzebna, wszędzie panował względny pokój. Zapomniano o nich, tylko nie którzy ludzie wspominali, jak to kiedyś, gdy byli jeszcze młodzi zdarzało im się widzieć człowieka w plamistej pelerynie dziwnie zlewającej się z otoczeniem. Kilian słyszał także, jak podróżni czasami opowiadali, że widzieli zwiadowcę, ba! Że rozmawiali z nim! Ale nie brano tego pod uwagę i po prostu ich wyśmiewano. Nigdy nie widział zwiadowcy, ale wiedział, że mieli plamiste płaszcze pozwalające im wtopić się w tło, zdał sobie sprawę, że podobny ma Arsen. No właśnie, kim on może być?

- Czym się zajmujesz? - Kilian popatrzył na mężczyznę siedzącego przed nim.
- Jestem myśliwym, dostarczam mięsa do zamku. - Arsen rzadko kiedy mówił, kim jest naprawdę, głównie dlatego, że nie było takiej potrzeby, ale również z powodu, że wieśniacy, czy mieszczanie, by i tak w to nie uwierzyli.
Kilian sam nie wiedząc czemu, był nieprzekonany, coś mu nie pasowało.

Arsen podniósł się z krzesła i skierował się w stronę kuchni. Kilian zamyślił się nad tym, czego się dowiedział. Był w Caraway, nie znał tutejszej okolicy, ale zdobędzie pracę, zapracuje na dom i spędzi w nim spokojnie swoje życie. Kilian od dawna wiedział, że takie będzie jego życie, był przecież prostym chłopem, jednakże nie chciał żyć w ten sposób, to nie było dla niego. Nie którym to odpowiadało, ale bynajmniej nie jemu. Lecz teraz zdał sobie sprawę, że chcąc, nie chcąc, i tak tego nie uniknie, jednak coś w głębi niego mówiło mu, żeby się nie poddawał, że wszystko zależy od niego.

Z zamyślenia wyrwał go smakowity zapach potrawki i zdał sobie sprawę, że jest strasznie głodny. Spojrzał w stronę kuchni, po chwili wyszedł z niej Arsen, niosąc garnek, dwie miski oraz łyżki. Żołądek Kiliana skręcił się z głodu, chłopak od dawna nie jadł porządnego posiłku.

Zwiadowca widząc, zachłannie wlepione w garnek oczy chłopaka, wskazał na potrawkę i rzekł:
- Bierz i się nie chamuj, pewnie jesteś bardzo głodny.
Kilian kiwnął głową z podziękowaniem i nałożył sobie dużą porcję.
Jedli w milczeniu. Gdy skończyli Arsen zapytał się:
- Twoi rodzice zginęli w pożarze wioski?

Chłopak spuścił głowę, nie miał ochoty mówić o śmierci swych przybranych rodziców, ale nie chciał kłamać, bo i po co? Zresztą wiedział, że zrobi mu się lżej, jeśli komuś o tym opowie. Przez chwilę milczał, a gdy zaczął mówić, jego głos był cichy:
- Nie, nie zginęli w pożarze. Wszystko stało się dwa dni przed nim; jechaliśmy na dni targowe drogą obok grani. W pewnym momencie konie przestraszyły się ptaka, który nagle zerwał się z drzewa, zrobiły kilka niepewnych kroków, a wóz przechylił się i zanim zdąrzyliśmy z niego wyskoczyć, stoczył się po stoku. Po paru godzinach obudziłem się, przedemną była kupa drewna, pozostałość po wozie. Zacząłem rozgarniać belki na bok... - urwał, przez tak długi czas próbował zakopać pamięć o tych zdarzeniach, a teraz dobrowolnie ją odkopywał, czuł się jakby wiatr wspomnień go porywał. Zacisnął pięść i ciągnał dalej.  - aż dotarłem do nich, byli bladzi jak trupy i dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że nimi są.

Chłopak zamilkł i zwiesił głowę. Arsen wiedział, że Kilian chciałby teraz pobyć samemu. Zwiadowca aż nazbyt dobrze znał to uczucie dziwnej pustki, którą pogłębia fakt, że wokół znajdują się ludzie. Uczucie smutku pozbawionego złości, gdyż wiesz, że jesteś bezsilny. Po co się złościć? Na kogo? Na bliskich, którzy zmarli? Przecież to nie ich wina. Arsen wstał od stołu, zebrał naczynia. Zostawił je w kuchni, notując sobie w głowie, żeby później je zmyć i wyszedł na zewnątrz.

[Zawieszone] Zwiadowcy|Późne Lata|Cisza przed burząOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz