Rozdział 17

127 10 53
                                    

Był wczesny ranek. Słońce dopiero co oderwało się od powierzchni morza, a jego blask z pomarańczowego powoli przeistaczał się w biały.

Kilian trzymał w dłoniach kubek, niestety nie z kawą, tylko herbatą, ale ważne, że była gorąca. A przecież od dawien dawna wiadomo, iż ciepły napój jest najlepszym rozpoczęciem chłodnego i wilgotnego dnia.

Uczeń zwiadowcy pociągnął łyk z kubka i spojrzał na Arsena, który siedział naprzeciwko na deskach pokładu. Mężczyzna miał zmarszczone brwi. Wbijał wzrok w chwiejną powierzchnię herbaty w swoim kubku, jak gdyby była jakimś problemem, z którym musiał się uporać. Zastanawiał się nad czymś. Tylko czym było owo "coś", Kilian nie miał pojęcia, bo z pewnością nie naturą herbaty. Może tym, jakie zadania da mu dzisiaj zwiadowca do zrobienia. Bo w tej dziedzinie nie można było odmówić Arsenowi pieczołowitości ani kreatywności, w żadnej innej zresztą też. Kilian lubił te dziwne lekcje, podczas których zwiadowca nawet najbardziej suche fakty mógł zamienić na przystępne.

- Gdzie jest twój kołczan? - spytał nagle Arsen.

- Pod pokładem, razem z łukiem i zapasowymi strzałami - odparł Kilian.

- Na pewno?

Uczeń przytaknął.

Skąd te wątpliwości?

- Ja bym na twoim miejscu sprawdził - powiedział zwiadowca z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.

Kilian zmarszczył brwi. Spojrzał podejrzliwie na swojego mentora, dopił herbatę i ruszył pod pokład. Rozwinął materiał, którym były zakryte jego rzeczy. Kołczanu nie było. Wrócił do Arsena.

- Nie ma - przyznał.

To było kolejne zadanie? Szukanie kołczanu? Trochę nie widział w tym sensu.

- No cóż... Poszukasz, kiedy skończysz zajmować się Cageyem - postanowił Arsen.

Kilian ponownie zerknął podejrzliwie na swojego mistrza. Żadnej sarkastycznej uwagi. Nic.

Wzruszył mentalnie ramionami i ruszył do pomieszczenia na pokładzie, w którym mieściły się dwa boksy z końmi. Quickiem i Cageyem. Wszedł do niego.

- Cześć, Quick. - Specjalnie nie przywitał się z własnym wierzchowcem.

Quick parsknął w odpowiedzi, a Cagey machnął tylko ogonem zirytowany. Zwiadowcze koniki to naprawdę były inteligentne stworzenia. Rozumiały go i umiały to okazać.

Otworzył boks Cageya. Sięgnął po worek owsa, nasypał go do wiadra i już miał podać konikowi, gdy ten przysunął łeb do ręki i wystawił zęby.

- Jeśli mnie ugryziesz, będziesz zjadał owies z całej podłogi - przestrzegł Kilian.

Cagey niechętnie cofnął łeb. Uczeń zwiadowcy zadbał o wodę dla swojego wierzchowca, wyczesał go i sprzątnął w boksie, a gdy już otwierał drzwi, by wyjść, coś przykuło jego uwagę. A mianowicie kołczan. Jego kołczan wiszący sobie spokojnie na ścianie tuż nad Cageyem.

Kilian zatrzymał się w pół kroku.

- Chyba twój kołczan się znalazł - odezwał się za nim głos.

[Zawieszone] Zwiadowcy|Późne Lata|Cisza przed burząOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz