Rozdział 8

143 18 12
                                    

Kilian pod mocą tego ciosu poleciałby na metr do tyłu.
Gdyby znajdował się na jego torze, a tak nie było, gdyż chłopak widząc co się święci, odskoczył w bok. Przez co rosły przeciwnik nie natrafiając pięścią na nic konkretnego, poleciał na przód, wykorzystując tę samą siłę, którą włożył w cios, do zarycia w ziemię. Bliźniacy patrzyli się z osłupieniem na niego, nie mogąc uwierzyć, że ich towarzysz w okamgnieniu padł na ziemię. Nie mieli pojęcia za czyją to się stało sprawą, bo jak dla nich, wszystko wydarzyło się za szybko.

Kilian wykorzystując ich zaskoczenie, podbiegł do drzewa, do którego był przywiązany chłopak i odwiązał go. Tamten kiwnął mu głową z wdzięcznością.
- Dzięki, jestem Jacob - rzekł chłopak, rozcierając sobie dłonie, by pobudzić krążenie.
- Kilian. Nie dziękuj, nie ma za co - odrzekł, obserwując bliźniaków i ich przywódcę, którzy zbliżali się do nich powoli z trzech różnych stron.

***

Arsen jechał drogą wypatrując jakichkolwiek oznak niebezpieczeństwa, jako zwiadowca był zobowiązany, co jakiś czas jeździć po lennie na zwiady. Dotąd niczego niepokojącego nie zauważył. Pomimo tego wciąż był czujny, chociaż wszystko wskazywało na to, że jest to jeden z tych spokojnych dni, w których nic się nie dzieje.

Spojrzał na swojego konia, Quick szedł stępa, potrząsając łbem w rytm kroków.
- Co ty robisz? - Zwiadowca zmarszczył brwi.
- Tańczę, a co? Nie widać?
Wierzchowiec przerwał swój taniec i spojrzał się na Arsena.
- Muszę cię zmartwić, bo rzeczywiście tego nie widać.
- To jesteś ślepy - skwitował konik i wrócił do przerwanego tańca, potrząsając łbem jeszcze bardziej zapamiętale niż przedtem.

Arsen patrzył się jeszcze przez chwilę na wierzchowca, kręcąc głową. Żwir chrzęścił pod kopytami konika, który w końcu zaprzestał swojego tańca. W pewnym momencie Quick parsknął, powiadamiając jeźdźca, że wyczuwa ludzi w pobliżu. Zwiadowca poklepał konika po szyi, pochylił się w siodle i zapytał:
- Gdzie oni są?

Quicka kiwnął łbem w przód, niestety Arsen nie mógł nikogo wypatrzyć, bo droga przed nim wspinała się na wzniesienie, które zasłaniało mu widok. Wytężył więc słuch, po chwili zaczęły do niego docierać głosy. Jeden niepewny, lecz napiętnowany groźbą, a drugi spokojny i śmiały, oba spierały się o coś. Zwiadowca wjechał na wzniesienie na czas, by zobaczyć jak jeden chłopak, którego towarzysze stali obok niego, bierze zamach pięścią na drugiego.

Arsen zorientował się, że skądś zna tego "drugiego". W rozpoznaniu owej osoby pomógł mu Quick.
- To Kilian - rzekł konik, obserwując chłopaka.
Kilian skoczył w bok, tym samym unikając bliskiego zetknięcia z pięścią rosłego przeciwnika, który nie znajdując w powietrzu potrzebnego mu oparcia, poleciał jak długi na ziemię.

Jeździec oraz wierzchowiec w ciszy obserwowali poczynania Kiliana, który jak jego przeciwnik upadł na ziemię, a jego przyboczni stali, nie do końca wiedząc, co się wydarzyło. Podbiegł do drzewa, do którego był przywiązany chłopak, zapewne ofiara leżącego na ziemi młodzika i jego zgrai.

Po chwili oszołomienia dwaj towarzysze poddźwignęli swego dowódcę z ziemi. Gdy Kilian odwiązał ich ofiarę od drzewa, rządna zemsty banda była już przy nim.

- Ten chłopak, który był przywiązany to, syn Simsonów - stwierdził Quick.
- Zdążyłem zauważyć - zapewnił konika Arsen i dodał: - nie sądzisz, że powinniśmy się wtrącić?
Wierzchowiec gdyby mógł, wzruszyłby ramionami.
- Masz dobry refleks, jeśli będzie się zapowiadać na krwawą bójkę, zdążysz zareagować.
- A czy teraz się na nią nie zapowiada?
Quick spojrzeniem ocenił sytuację.
- Być może tak, ale to jeszcze nie ten moment. - Konik zauważył, że Arsen mu niedowierza, więc rzekł: - Zaufaj mi.

[Zawieszone] Zwiadowcy|Późne Lata|Cisza przed burząOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz