|nothing changed|

405 89 13
                                    

|hello| Mam nadzieję, że Wasza niedziela dzisiaj będzie taka, jak ten rozdział ♥ W następnym może wreszcie zacznie się coś dziać tutaj xD


- Z czego tak się cieszysz? - zapytałem cicho, czekając, aż Chennie otworzy drzwi. Od samego rana uśmiechał się bardzo szeroko. To nie jest tak, że mi przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Ostatnio nieczęsto mogłem u niego zobaczyć aż tak rozbudowany pokaz uzębienia. Aż by się chciało, żeby zatopił te zęby w mojej...

- Z niczego - wzruszył ramionami i nacisnął guzik na kluczyku.

- Masz dobry dzień? - zająłem swoje zwyczajowe miejsce pasażera i rozłożyłem swoje rzeczy tak, jak lubiłem najbardziej. Zaraz wysunąłem stopy z butów i chciałem je położyć na desce rozdzielczej, ale Chennie uderzył moje udo - Co? - spytałem zdziwiony.

- Min, schowaj te nogi. To niebezpieczne - powiedział bardzo poważnie - Gdyby coś się stało, zostanie z nich... - wyglądał jakby zastanawiał się nad czymś. Jejciu, jak ja kochałem, kiedy między jego brwiami tworzyła się taka mała zmarszczka. No już, wszyscy proszę cicho, bo mój Daeś właśnie myśli.

Najwidoczniej nie potrafił niczego wykombinować. - Spokojnie, są ubezpieczone - mruknąłem w końcu, usadawiając się wygodniej.

- To jedno - znowu mnie uderzył - Po drugie, nie chcę wąchać twoich stóp przez dwie godziny.

- Co chcesz, umyte... - jęknąłem cicho, ale patrząc w jego czekoladowe oczy, natychmiast moje kończyny wróciły na wycieraczkę.

- Dziękuję - mruknął najsłodszym głosem świata, na co uśmiechnąłem się delikatnie.

- Podjedziemy jeszcze do Starbucks'a? - zapytałem, kiedy gładko ruszył. Sto razy lepiej od menagera. Przyglądałem się jego dłoni, która spoczywała na gałce od skrzyni biegów, powstrzymując się, aby zaraz dołączyć tam swoją. Chennie kiwnął głową skupiony, na co tylko pogładziłem jego przedramię. Rozumiemy się bez słów.

Po zaopatrzeniu się w niezbędną dla niego kawę, podczas gdy ja zadowoliłem się czekoladą, wyjechaliśmy za miasto. Odpaliłem moją ostatnio ulubioną piosenkę i odsunąłem fotel do tyłu, aby móc na spokojnie przyglądać się Dae jak prowadzi. Zawsze biło od niego coś skomplikowanego. Dzisiaj zdecydowanie Chennie był bardzo spokojny i mi także się do udzielało. Jednocześnie, w stu procentach jego oczy skierowane były na drogę, przez co czułem się jak skarb należący do niego. Oczywistym było, że gdyby zdarzył nam się wypadek, miałby spore problemy, więc naturalnie starał się, aby taka rzecz nie miała miejsca... Ale to było coś innego niż jeżdżenie z kimś ze staffu.

Może to w tej czekoladzie coś jest? Czułem się dziwnie upity.

- Minseok, proszę cię - westchnął, kiedy postanowiłem otworzyć szyberdach. Ja jednak postanowiłem to zignorować i rozpiąłem swój pas, patrząc przez chwilę na te wszystkie dziwne ikonki obok wskaźnika prędkości. Nic się nie zapaliło i nie wydawało tego paskudnego, wkurzającego dźwięku.

- Byłeś u mechanika, a teraz mnie prosisz, Chennie - pokręciłem głową i odcisnąłem swoje usta na jego policzku, zanim stanąłem na siedzeniu. Starszy od razu zwolnił, ale sesja nie może się odbyć beze mnie, więc jak poczekają dziesięć minut to nic się nie stanie, prawda? Oj, tylko raz.

Przeczesałem palcami swoje włosy, które od razu zostały rozmierzwione we wszystkie strony i wsunąłem słuchawki do uszu. Oparłem brodę o swoją dłoń i po prostu patrzyłem. To było moje ulubione zajęcie podczas podróży. No, może jeszcze myślenie.

Idolom także od czasu do czasu zdarza się myśleć. Zachichotałem sam do siebie, ale zaraz posmutniałem, obserwując mijane drzewa.

Coraz częściej czułem się bezsilny. Zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Miałem wrażenie, że niespodziewane uczucie coraz bardziej obejmuje mnie swoim łańcuchem, a ja nie wiedziałem, co mam z tym faktem zrobić. Wiele osób na moim miejscu by po prostu działała, ale to nie było takie proste z mojej perspektywy. W sumie, dwa wypowiedziane nieodpowiednio słowa mogłyby zrujnować wszystko. Oczywiście Chennie mógłby to przemilczeć, ewentualnie odejść z pracy, ale bałem się, że nie chciałbym już wtedy być idolem. A do niczego innego się nie nadaję. Takie były fakty.

Bałem się. Chciałem kontynuować moją relację z Dae tak samo, jak wyglądała teraz. Można uznać, że niewiele zrobiłem przez dwa lata, ale wszystko toczyło się swoim tempem i tak było najlepiej. Przez cały ten okres jakoś nie martwiłem się zbytnio o to, że ktoś mi go zabierze. Jongdae wyglądał na osobę, która naprawdę lubiła pracować i jakby to było dla niego najważniejsze. Szokiem było dla mnie, kiedy w ciągu kilku tygodni wykiełkował jakieś dziwne uczucie do jednej pani, w której nie widziałem dosłownie nic.

Było wiele kobiet, w tym moich unnies, które sprawiały, że byłem zazdrosny o swoją miłość. Nie oddałbym go za żadne skarby świata, ale taka Fany... albo Jess, przynajmniej miały trochę klasy i obycia. Chociaż i tak ich nie lubiłem, ale Jongdae nie miał pojęcia co robiły mi, kiedy byłem jeszcze trainee i chyba tego nie rozumiał.

Niespodziewanie, przyszedł czas, w którym musiałem walczyć. Nie wiedziałem, czy powinienem zachowywać się jak te wszystkie panie w dramach czy jak... Na razie chciałem pokazać Dae, że jestem lepszy w pracy. A potem się okaże. Nie planowałem nikomu robić krzywdy ani knuć jakiś intryg, chociaż podświadomie przeczuwałem, że tak łatwo nie będzie.

Nie mogę przecież podejść do niej i powiedzieć: Przepraszam, może się pani odpieprzyć od mojego Chenniego i znaleźć sobie kogoś innego? Polizane, zaklepane, nie słyszałaś o tym? Znaczy, nie musisz wiedzieć w jakich miejscach go lizałem, nie twoja sprawa.

Starłem swoje łzy i jeszcze przez chwilę zostałem na górze, aby upewnić się, że nic nie będzie widać. Dopiero wtedy wróciłem do samochodu i zamknąłem szyberdach. Znowu poczułem się szczęśliwy, kiedy starszy wyciągnął dłoń w moim kierunku i patrząc cały czas na drogę, przygładził moje włosy. Jego małe gesty zawsze były łatką na moje zbolałe serduszko. Przygryzłem delikatnie wargę i kiedy miał już zabrać dłoń, przytrzymałem ją i opuściłem na uda, zaciskając ją mocno. Obserwowałem jego mimikę, ale oprócz tego, że był delikatnie zaskoczony, to wszystko było w porządku. Uśmiechnąłem się szeroko i już prawie do końca jazdy cieszyłem się dotykiem jego ręki.

Nawet jeśli była mu potrzebna, zawsze wracała do mnie.


|xiuchen| i need some sugarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz