Nowy Świat

369 22 5
                                    

A no tak... dom wyglądał na opuszczony.  Rozejrzałem się czy gdzieś nie leży mój telefon, gdy nagle coś usłyszałem, jakby szczekanie psów albo wycie wilków, strasznie mnie przez to zabolały uszy, próbowałem je zatkać i wtedy zorientowałem się, że są wyżej oraz są szpiczaste i odstają, po chwili wycie zmieniło się w jakiś krzyk, ktoś groził że zadzwoni po policję, wystraszyłem się i szybko ruszyłem w stronę furtki, pociągnąłem za klamkę, na szczęście była otwarta, spojrzałem na ulice, wyglądała normalnie, schowałem ogon pod zarzuciłem kaptur na głowę, włożyłem ręce do kieszeni i ruszyłem w stronę domu. Po drodze próbowałem przeanalizować to co się stało, co to był za wir, to jak znalazłem się w tamtym ogródku, co się stało z moim ciałem oraz gdzie są moi przyjaciele, nie miałem pojęcia co powinienem z tym zrobić, czy powinienem komuś to opowiedzieć, a może lepiej o wszystkim zapomnieć, heh zapomnieć że cały jesteś w futrze, masz pazury i kto wie co jeszcze się zmieniło. Wtedy przerwałam moje rozważania i zauważyłem, że nie wiem gdzie jestem, nie mogłem rozpoznać żadnego domu, pomyślałem, że źle skręciłem lub byłem w innym miejscu niż myślałem, więc postanowiłem pójść do centrum handlowego, był to mój punkt oriętacyjny, ponieważ za dnia było widoczne prawie, z każdego miejsca w mieście, aktualnie była noc więc nie wiedziałem gdzie dokładnie iść, ale było widać, w która stronę jest centrum. Idąc czułem się jak bym był w innym mieście nie kojarzyłem żadnego budynku, wszystko wyglądało inaczej. Liczyłem, że pomimo nocy wkącu zobaczę tę galerię handlową, jednak mimo długiego błąkania się nie znalazłem jej. Noc była trochę zimna co zaczynało dawać się we znaki, wszystko było już pozamykane więc szukałem jakiejś otwartej klatki schodowej. Po dłuższej chwili udało mi się jakąś znaleźć, budynek wyglądał na stary i nie zadbany, a w środku nie było lepiej, ale na zewnątrz było naprawdę zimno, więc nie wybrzydzałem i tak chciałem tam poczekać tylko kilka godzin aż będzie świt. Światło nie działało, więc usiadłem na schodach i zacząłem dalej myśleć
-Co zrobie, gdy wrócę do domu, co powiem rodzicom, ci to pewnie się mnie uczepią "gdzie byłeś przez całą noc" i bla, bla, bla... może ta sierść i pazury ich przekonają ,że naprawdę stało się coś dziwnego, ale z nimi nigdy nie wiadomo.
Rozmyślałem tak, a oczy coraz bardziej zaczynały mi się kleić, próbowałem nie zasypiać ale wystarczyła chwila, gdy dłużej mrugnołem, a kiedy otworzyłem oczy przedemna ktoś stał i potrzasał mnie za bark, spojrzałem lekko w górę i zobaczyłem głowe wilka z niebieskimi oczyma o ciele człowieka, chociaż jej ciało pokrywało białe futro.
-Wszystko w porządku?-zapytała.
Nie mogłem nic z siebie wydusić, byłem przerażony, nie rozumiałem jak to możliwe.
-Co tutaj robisz, dlaczego spałeś na klatce?-spytała znowu.
-Zgubiłem się w nocy.-odpowiedziałem bardo cicho.
-Nie kojarzę cię nie jesteś z naszego bloku.
-Nie. Przepraszam pójdę już.-szybko powiedziałem, odrazy wstałem i ruszyłem w stronę drzwi.
Praktycznie wybiegłam z klatki, słońce już wstało, więc było jasno rozejrzałam się szybko próbując zlokalizować galerię, jednak nigdzie jej nie widziałem.
-Szukasz czegoś?-zapytał znajomy głos zza moich pleców, była to ta dziewczyna musiała wyjść za mną z bloku
-Yyy...tak centrum handlowego.
-Jakiego?
-Przecież jest tylko jedno, Centrum Mazury.
-Nie znam takiego.
-Przecież to największy budynek w mieście.
-Największy to jest chyba wieżowiec telewizji, jesteś pewny że nic ci nie jest?
-Co?... co to za miasto?-powiedziałem z przerażeniem.
-Na pewno wszystko okej?-patrzyła na mnie jak na wariata.
-Jak nazywa się to miasto?
-Pazurów.
-Co?!...Gdzie ja jestem?Co ja tu robię?-powtarzałem panicznie.
-Co ci się stało?Zaprowadzić cię do szpitala?
-Do szpitala?Tak!...Nie!, co powiedzą jak zobaczą to?-powiedziałem wyciągając przed siebie ręce.
Spojrzał na moje ręce a następnie na mnie znowu jak na nie normalnego.
-Znaczy, nieważne.-schowałam ręce
do kieszeni, zrozumiałem, że prawdopodobnie przeniosłam się do innego świata.
-Może już idźmy do tego szpitala.
-Tak...tak chodźmy.
-Pojedziemy autobusem bo to kawałek drogi stąd.
-Ja nie mam żadnych pieniędzy.
-Nie szkodzi zapłacę za ciebie.
-Nie, nie chcę...
-To mała kwota, a to naprawdę daleko.
-No dobra.
Ruszyła w stronę przystanku, a ja za nią.
-Prawie bym zapomniała, nie przedstawiłam się, jestem Mili.-powiedziała odwracając się w moja stronę.
-Ja mam na imię Marek.
-Marek?Dziwne imię nigdy takiego nie słyszałam, skąd pochodzisz?
-Z...-zawachałem się, nie mogłem powiedzieć prawdy, bo tu pewnie nie ma takiego kraju.-yy...nie pamiętam.
-Straciłeś pamięć?
-Chyba, chyba tak.
-Przykro mi.-próbowała mnie pocieszyć.-ale mówisz w naszym języku więc zapewne, gdzieś z Wolfowa, może twoi rodzice byli innej narodowości.
-Możliwe...
-Okej jesteśmy autobus powinien być za chwilę.-powiedziała patrząc na zegarek.
Na przystanku nie było nikogo innego. Podszedłem do czegoś co wyglądało jak rozkład jazdy, ale były tam tylko jakieś szlaczki.
-Co to?-zapytałem.
-Rozpiska odjazdów autobusów.
-To nie przypomina...
Nagle strasznie zaczęły boleć mnie oczy, to uczucie było strasznie dziwne przez chwilę nie mogłem ich otworzyć.
-Co ci się stało?-spytała się zaniepokojonym głosem Mili.
-Nie wiem...
I wtedy ból zniknął tak szybko jak się pojawił, otworzyłem oczy wszystko wydawało się być takie samo, ale jednocześnie trochę inne.
-Nic ci nie jest?
-Nie, już jest w porządku.
Spojrzałem znowu na rozkład jazdy, tylko, że tym razem zamiast szlaczków były normalne godziny.
-Co się stało z rozpiską?
-Nic się nie stało.
-Przecież przed chwilą wyglądała inaczej.
-Na pewno wszystko w porządku?
-Tak...tak, pewnie mi się tylko coś wydawało.
Nie wiedziałem co się stało, byłem pewny, że ten plan wyglądał inaczej, ale nie chciałem już nic mówić i tak pewnie miała mnie za wariata. Po chwili przyjechał autobus, wsiedliśmy, ona kupiła bilety a ja usiadłem na siedzeniu, nie było za dużo osób, pewnie dlatego że był ranek. Wszyscy wyglądali zwierzęta z posturom człowieka, uznałem, że nie ma sensu dłużej ukrywać ogon pod bluzą, paradoksalnie było to nienaturalne. Teraz przy świetle mogłem go zobaczyć, był dość długi, był prawie cały czarny, tylko na końcu kolor przechodził w jaskrawo zielony kolor, przyjrzałam się też moim ręką a właściwie to łapą, kolorystycznie przypominały ogon.
Gdy się tak podziwiałem nie zauważyłem, że Mili usiadła naprzeciw mnie.
-Pamiętasz gdzie mieszkasz?
-Nie...
-A masz jakieś dokumenty.
-Nie, chyba je gdzieś zgubiłem.
-To źle, będziesz musiał iść do urzędu po nowy dowód.
-Zastanawia mnie, dlaczego mi pomagasz?-postanowiłem zmienić temat.
-A dlaczego nie, poza tym wyglądałeś na zagubionego.
-No ale, pewnie masz swoje sprawy szkołę albo pracę.
-Szpital jest po drodze na moja uczelnie i czuła bym się gorzej gdybym ci nie pomogła niż gdybym się spóźniła na wykład.
-Jesteś bardzo miła.-powiedziałem uśmiechając się do niej.
Ona też się uśmiechnęła. Reszta podróży minęła w ciszy.

-W ciszy? Nie zapytał się jej o to jak wygląda świat i...
-Może nie chciał być natrętny albo go to nie interesowało?
-Nowy piękny świat, go nie interesował?
-Może nie wiedział jeszcze, że ten świat jest piękny, ale kontynuując...

Wymiar FutrzakówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz