Rozdział 7: Strach

168 14 18
                                    

Gdy Leia weszła do Nory, pierwsze co rzuciło się jej w oczy to załamana rudowłosa kobieta. Faktycznie, generał był do niej podobny, ale nie na to Organa zwróciła uwagę. Widząc ją tak zrozpaczoną z czerwonymi od płaczu oczami, przypomniało jej się, gdy dowiedziała się o śmierci Hana. To wtedy straciła wiarę w nawrócenie syna.

Postanowiła usiąść przy niej i chwilę porozmawiać. Molly ze zdziwieniem patrzyła na kobietę, ale przypomniała sobie, kim owa osoba jest.

- Dzień dobry, jestem Leia Organa - przedstawiła się, po czym pani Weasley zrobiła to samo.

- Słyszałam czego pani przed chwilą doświadczyła.

- Ach, proszę cię, po prostu Molly - poprosiła, na co Organa skinęła głową. - A co do poprzedniej sytuacji - westchnęła z rozpaczą - ja nie wiem jak to się mogło stać. Nawet nie wiesz co teraz czuję!

- Kochana, dobrze wiem, jak się teraz czujesz - oznajmiła Leia, a rudowłosa spojrzała na nią ze zdziwieniem.

- Ten mężczyzna, przyjaciel Hu... Billa, to mój syn i tak samo zabłądził - wytłumaczyła. Pani Weasley po chwili wpatrywania się w drugą kobietę, objęła ją ramionami. Chwilę później znów zaczęła płakać.

- Miejmy nadzieję, że jeszcze nie jest za późno.

W pewnym momencie do domu weszła zdenerwowana Fleur.

- Gdzie być Billy? - zapytała, a w odpowiedzi dostała tylko smutny wzrok jego rodzicielki oraz komentarz Percy'ego.

- Bill już nie jest jednym z nas.

Biedna dziewczyna nie wiedziała co powiedzieć. Stała i wpatrywała się w jeden, nieznany innym punkt. W końcu rownocześnie podeszły do niej Tonks, Hermiona oraz Rey i również zamknęły ją w objęciach. Słychać było tylko cichy szloch.

***
Samotna tułaczka nie była ulubionym zajęciem Billa. Szczególnie, gdy wcześniej zostało się oskarżonym o zdradę oraz wydziedziczonym. W tym momencie żałował wszystkich swoich decyzji. Możliwe, że gdyby wtedy Dumbledore zginał, nic by się takiego nie stało! Z resztą jaka byłaby to różnica, teraz i tak nie żyje! Weasley musiał na chwilę przystanąć i opanować emocje. Przecież nie mógł obwiniać Albusa za to, że ktoś chciał go zabić, a on właśnie wtedy się napatoczył. Jednak natura generała wciąż w nim pozostała.

Bill chodził po Hogsmead przez około dwie godziny. Nie miał pojęcia co ze sobą zrobić. Nie mógł wrócić do Nory, na Grimmuald Palace, do Hogwartu, a co gorsza do Najwyższego Porządku. Postanowił wynająć pierwszy, lepszy pokój w jednej z karczm.

Podchodząc do lady, poczuł czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciwszy się, przez oczami zobaczył wysoką, blondwłosą kobietę.

- Phasma - wyrwało mu się, a kapitan zaciągnęła go do pobliskiego stolika.

- Chwila, co... co ty tutaj robisz? - zapytał, gdy obydwoje usiedli.

- Wiesz, że nie lubię siedzieć w jednym miejscu - zaśmiała się, a Bill lekko odwzajemnił uśmiech.

- Wiem, co stało się wczoraj - oznajmiła ze smutkiem.

- Daj spokój, należało mi się - odpowiedział, wlepiając wzrok w stolik. Chciał wyjść na bezuczuciowego drani, ale kobieta za długo go znała.

- Hu... Bill - chwyciła go za ramię - Przecież widzę, że cię to dotknęło.

- Phas, ja po prostu chciałem wrócić. I tak, wszyscy mogą nazwać mnie zdrajcą! - powiedział trochę za głośno, przez co obecni w karczmie ludzie podejrzliwie się na nich spojrzeli.

- Pani kapitan, jest pani potrzebna w Malfoy Manor - doszedł ich dźwięk z komunikatora.

- Czyli to tam się kryjecie - stwierdził, lecz gdy zobaczył przestraszoną minę przyjaciółki dodał:

- Spokojnie, nie wydam was.

Blondynka wstała od stołu i skierowała się s troje drzwi. Na odchodne rzekła:

- Trzymaj się, Rudy.

***
- Ach jesteś - oznajmił Snoke, gdy kapitan weszła do ogromnej sali. Pełno w niej było Rycerzy Ren i Śmierciożerców.

- Skoro jesteśmy wszyscy, powinniśmy przedstawić wam nasz plan - ogłosił Voldemort. Przeleciał wzrokiem po wszystkich zebranych, ale dłużej zatrzymał się na Snape'ie oraz Kylo, którzy wydawali się być najmniej zainteresowani zebraniem.

- Kylo - powiedział swoim lodowatym głosem, a mężczyzna błyskawicznie spojrzał na niego. - Ty z Rycerzami będziecie pilnować wszystkich możliwych wyjść z Hogwartu. Nikt nie będzie miał prawa z niego wyjść, ani też wejść. - Ren przytaknął, a w jego ślady poszli jego poddani.

-  Severusie. - Tym razem pałeczkę przejął Snoke. - Twoim zadaniem będzie wyprowadzenie wszystkich uczniów razem z personelem przed główną bramę. Tam będzie na nich czekać kapitan Phasma z oddziałami szturmowców wraz ze Śmierciożercami i naszymi sprzymierzeńcami.

- Panie - odezwał się Lucjusz. Ren patrząc na tego mężczyznę, widział w nim jakby dawnego Huxa. Lekko wystraszony człowiek, prawdopodobnie prawa ręka Voldemorta, ale udający, że wszystko jest w najlepszym porządku. - Kiedy planujesz rozpocząć ten atak?

Lord zaśmiał się, przez co wszyscy prócz Snoke'a spięli się, nie chcąc wykonać najmniejszego ruchu.

- Atak, mój drogi Lucjuszu, odbędzie się za dwa dni.

***
Remus i Nimfadora postanowili wrócić do domu. Najzwyczajniej w świecie chcieli chociaż na chwilę od tego chaosu odpocząć. Wiedzieli, że skoro generał Organa przyleciała im na pomoc, to szanse na ich wygraną są większe.

Siedzieli teraz na kanapie, Tonks opierając się o głowę mężczyzny, a on obejmując ją szczelnie ramieniem. Nie pamiętali już nawet, kiedy ostatnio mieli taką chwilę dla siebie. Mieszkali w małym domku w Yorkshire. Nie potrzebny im był większy, ponieważ i tak większość czasu spędzali poza nim. 

Minusem było to, że od jakichś pięciu dni Remus przyjmował Wywar Tojadowy, więc przez dłuższy czas chodził ospały. Jednak miał szczęście, że po jego odejściu z Hogwartu dostał bardzo duży zapas tego eliksiru od Snape'a.

W pewnym momencie oboje usłyszeli dziwny huk przed domem. Lupin postanowił to sprawdzić, więc ostrożnie otworzył drzwi. To co zobaczył trochę go zdziwiło.

- Bill?

Mężczyzna wyglądał jak siedem nieszczęść. Remus szybko wziął go pod ramię, wprowadził do domu i położył na kanapie, na której jeszcze chwilę temu siedział razem ze swoją żobą. Nimfadora patrzyła na rudego niepewnym wzrokiem. Od razu stwierdziła, że powodem jego wyglądu nie są obrażenia fizyczne. Weasley ledwo kontaktował, więc dziewczyna podała mu Eliksir Słodkiego Snu, aby ten mógł trochę odpocząć.

Gdy sytuacja została opanowana, Tonks postanowiła porozmawiać o tym z Lupinem.

- Skąd on się tutaj wziął? - spytała.

- Nie mam pojęcia, otworzyłem drzwi i zobaczyłem go, snującego się przed naszym domem - wyjaśnił i oparł się biodrami k blat kuchni.

- W takim razie co teraz zrobimy? - Dziewczyna przysunęła się bliżej mężczyzny, chowając twarz w jego szyi.

- Nie chcę go zostawić, nieważne co zrobił, pomożemy mu - postanowił, a w odpowiedzi dostał ciche mrugnięcie.

Remus gładził włosy Nimfadory, rownocześnie obejmując ją w pasie. Nie chciał jej stracić. Już i tak bał się o Teddy'ego, który urodził się praktycznie dwa tygodnie temu. Oboje postanowili oddać go w opiekę do mamy Dory, dopóki sytuacja nie zostanie w pełni opanowana. Nie chcieli żyć w ciągłym strachu o swojego synka, teraz przynajmniej mieli pewność, że nic się mu nie stanie.

Stali tak jeszcze pewien czas, aż do ich uszu dobiegł dźwięk prawdopodobnie budzącego się Billa.

==================
Halko!
Oto jestem z kolejnym rozdziałem. Przepraszam za przerwę, ale nawet pod koniec roku nie mam odpoczynku :/

PS. Komentarze i gwiazdki motywują ;)

Wanted | Star Wars & Harry PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz