Rozdział 9: Koniec?

154 16 1
                                    

Noc dla każdej ze stron była ciężka. Oczywiście oprócz Snoke'a i Voldemortra, którzy od samego początku byli pewni swojego zwycięstwa. Dla nich nie istniała inna opcja. Zresztą, trudno było myśleć inaczej. Nawet Severusowi włosy stanęły dęba, gdy zobaczył kroczącą armię. Czarodziej musiał rzucić zaklęcie wyciszające, aby żaden nauczyciel albo uczeń nie zobaczył czegoś nieodpowiedniego. Voldemort miał przybyć na dziedziniec szkoły dopiero po zachodzie słońca następnego dnia. Do tego momentu było jeszcze dosyć długo czasu.

Podczas tego obserwowania, Snape zaczął myśleć o Najwyższym Porządku. Jego myśli doszły do Billa Weasley'a. Pamiętał tego chłopaka jako bardzo związanego z rodziną i nie mógł dopuścić do siebie wiadomości, że ktoś taki jak on, mógł zdradzić swoich przyjaciół. Nieważne jak przekonujący mógł być ten cały Snoke, William Weasley nie dałby rady opuścić swoich bliskich bez wyraźnego powodu.

~ Nora ~

W domu trwały osotatnie przygotowania do odparcia ataku. Zakon posiadał wszystkie najważniejsze informacje dotyczące wroga. Wiedzieli, kto zaatakuje, gdzie i jak. Mieli tylko nadzieję, że spotkanie kapitan Phasmy nie było przypadkowe, a ona nie pójdzie teraz do Głównodowodzącego i nie powie, że wróg nabrał się na taki podstęp.

- Wszyscy uczniowie zostali powiadomieni o tym, co ma się zdarzyć tego wieczora - oznajmił Neville, który był głównym łącznikiem pomiędzy Norą a Hogwartem.

- Remusie - zwróciła się do niego zatroskana Molly. - Myślisz, że dasz sobie radę? - Pech chciał, że Czarny Pan postanowił zaatakować w pełnię.

- Spokojnie Molly, nie bez powodu codziennie piłem zwiększoną dawkę tego świństwa - uśmiechnął się słabo, ale ton jego głosu wskazywał na to, że jest pewny swoich słów.

Kiedy reszta była pochłonięta rozmowami na temat przebiegu obrony, Tonks poprosiła generał Organę na słowo.

- Przepraszam, że odrywam panią od ważnych spraw, ale wydaję mi się, że musi pani o tym wiedzieć - zaczęła niepewnie dziewczyna. Kontynuowała, dopiero gdy Leia spokojnie się do niej uśmiechnęła.

- Otóż wiem, gdzie teraz znajduje się Bill Weasley. - Księżniczka otworzyła szerzej oczy i otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale przerwał jej głośny krzyk Artura.

- Wiesz, gdzie jest ten zdrajca?!

- Arturze - skarciła go McGonagall.

- Przepraszam cię Minervo, ale inaczej nie da się go nazwać. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego - oznajmił i wyszedł z budynku, uprzednio mówiąc, że chce się przewietrzyć.

Moody polecił wszystkim wrócić do swoich zadań, więc po chwili atmosfera w Norze nieco się uspokoiła.

- Kochanie, naprawdę wiesz, gdzie jest Bill? - spytała Molly szeptem, gdy odsunęła się z Tonks od reszty. Ta jedynie lekko pokiwała głową.

Starsza kobieta poprosiła ją o to, aby przeteleportowały się do ich domu, gdyż chciała spotkać się ze swoim synem. Na miejscu, ku ich zdziwieniu, zastały mieszkanie całkowicie puste. Molly lekko spanikowała, a różowo włosa musiała zapewniać ją, że z Billem na pewno jest wszystko dobrze, chociaż ona sama nie bardzo w to wierzyła. Oczekiwała najgorszego, ale nie chciała dzielić się tym z panią Weasley. Zaproponowała, żeby wróciły do Nory i poczekały na rozwój wydarzeń.

Kilka godzin później, Zakon zebrał się na wzgórzu przed Hogwartem. Obserwowali otoczenia, a gdy na niebie ujrzeli statki wroga, czym prędzej udali się na wyznaczone miejsca. Gdy uczniowie wraz z kadrą szkoły zostali wyprowadzeni na dziedziniec, bohaterowie wmieszali się w tłum i razem z nimi ustawili się na zewnątrz. Wokół siebie oprócz przestraszonych uczniów widzieli kroczących Mrocznych Rycerzy.

Kiedy w końcu doszli na miejsce, nie musieli długo czekać, ponieważ chwilę potem na przestrzeni przed nimi wylądował czarny jak smoła statek. Rey serce zabiło szybciej w oczekiwaniu na przybycie wroga. Spojrzała po swoich towarzyszy i stwierdziła, że oni muszą czuć się dokładnie  tak samo. Gdy rampa opadła na ziemię z hukiem, z wnętrza pojazdu wyłoniły się dwie mroczne postaci. Jedna ubrana w złote, druga w czarne szaty. Zza statku wyłoniły się sylwetki szturmowców i Śmierciożerców, którzy odcięli możliwe drogi ucieczki. Obok Snoke'a stanęła dumnie wyglądająca Phasma, a kawałek dalej, obok Voldemorta stanął Lucjusz Malfoy.

Jako pierwszy wystąpił Czarny Pan i przemówił swoim lodowatym głosem do wszystkich zebranych.

- Tak wystraszeni, skuleni w sobie. Gdzie jest teraz Zakon Feniksa, hm? Gdzie Dumbledore, który by was obronił? Ich już nie ma, a skoro ich nie ma, to macie teraz dwie opcje. Albo dobrowolnie się do nas przyłączycie, albo zginiecie. - Nastąpiła chwila ciszy, po której dwóch przywódców wybuchnęło śmiechem. Snoke dołączył do swojego towarzysza i z uśmiechem na ustach dodał.

- Naprawdę jesteście tak głupi, aby wybrać śmierć? No cóż, skoro tak. - Po tych słowach Mocą przyciągnął z tłumu kryjącą się Molly. - Myślę, że na sam początek będziecie dobrym ostrzeżeniem dla waszych przyjaciół.

Przerażona kobieta została podniesiona pół metra nad ziemią, a z szeregu Rycerzy wystąpił nie kto inna, a właśnie Kylo Ren. Spojrzał on bez emocji na kobietę i sięgnął po swój miecz. Nie zdążył go, jednak aktywował, ponieważ poczuł silny ból w dłoni. Wszyscy zebrani spojrzeli się w stronę, z której padł strzał. Momentalnie ich oczy rozszerzyły. Na statku stał Bill Weasley, ubrany w mundur Najwyższego Porządku, a w jego ręce widoczny był blaster, z którego jeszcze ulatniał się dym po wystrzelonej wiązce.

Jako pierwsza z tego szoku otrząsnęła się McGonagall, która wystrzeliła zaklęciem obezwładniającym w jednego ze szturmowców. Po tym akcie wszystkich ogarnął wir walki. Zaklęcia mieszały się z mieczami świetlnymi. Do ataku dołączył również inne magiczne stworzenia, które stanęły po Ciemnej Stronie. Kylo Ren odbiegł od tego całego zamieszania i ujrzał w oddali walczącego Billa i Snoke'a. Pobiegł w ich stronę aż do Zakazanego Lasu. Teraz prowadziła go jedynie Moc. Gdy dotarł na otwartą przestrzeń, ostatnim co zobaczył było ciało Weasley'a przeszyte złotym mieczem. Mężczyzna opadł na ziemię, a Snoke z podłym uśmiechem zniknął.

Solo uklęknął przy byłym generale i chwycił go w ramionach, starając się uciskać rozległą ranę, z której ciągle sączyła się szkarłatna ciecz.

- Nie, nie, nie. - Wzrok rudowłosego był  niewyraźny. - Otwórz oczy, proszę, nie rób mi tego. Hux. Błagam cię, nie zamykaj tych cholernych oczu!

- Kylo, weź to. - Podał mu fiolkę z czymś przezroczystym. - Będą wiedzieli co z tym zrobić. - Jego głos już lekko się załamywał. - Cieszę się, że mogłem z tobą pracować. - Mężczyzna zdobył się na ostatni słaby uśmiech, a następnie jego ciało rozpłynęło się w Mocy.

- NIE!!! - wrzasnął Ren, a Mocą spowodował zniszczenie kilkunastu drzew. Klęczał jeszcze w tym miejscu. Po jego policzkach powoli spływały łzy, oddech był nierówny. Czarnowłosy nie mógł pogodzić się z tą stratą. Wiedział jednak, że nie może zostawić reszty, dlatego wrócił na miejsce bitwy, targany emocjami.

Na swojej drodze napotykał szturmowców, Rycerzy oraz Śmierciożerców, ale żaden z nich nie przeżył spotkania z Renem. Chciał jedynie zemsty na zabójcy generała. Gdy znalazł się naprzeciwko zaczął z nim pojedynek. Tak silne emocje napędzały mężczyznę, dlatego po chwili to on  stał z mieczem świetlnym przy jego szyi. Gwałtownym ruchem zdekapitował swojego byłego Mistrza. Dopiero chwilę później zauważył jak Harry wygrywa walkę z Voldemortem, który następnie zamienił się jedynie w pył.

Tak, teraz wszyscy mogli odetchnąć. Wojna się skończyła.

Dla zainteresowanych, to jeszcze nie koniec. Epilog wstawię dzisiaj, a najpóźniej jutro ;)

Wanted | Star Wars & Harry PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz