×·×9×·×

396 39 5
                                    

Razem zjechaliśmy windą na parter i wyszliśmy z budynku. Zauważyliśmy obóz i od razu skierowaliśmy się w ich kierunku. Wszyscy siedzieli dookoła ogniska, któro oswietlało każdą twarz w pobliżu. Usiadłam na ławce, ale Andy nie poszedł w moje ślady.

- Zaraz wrócę.- powiedział i pobiegł w kierunku wejścia.

Chłopak wrócił dopiero po około dziesięciu minutach z gitarą w ręku. Usiadł między mną i Jackiem. Jedni ustalali jaką piosenkę chcą zaśpiewać, drudzy rozmawiali, a jeszcze inni bez największego sensu wlepiali swój wzrok w ogień. Ja postanowiłam zagadać do Mikeya, który na początku siedział cicho, ale gdy rozpoczęliśmy rozmowę od razu zaczął dużo mówić, nawet jeśli niektóre wypowiedzi nie miały sensu. Opowiedział mi o jego tatuażu, który przedstawia różę, a ja powiedziałam mu, że zawsze chciałam mieć tatuaż, ale zbyt bardzo obawiałam się bólu.

Podczas ogniska dużo śpiewaliśmy i rozmawialiśmy. Chłopaki nawet przedstawili nam jakąś zabawę, której kiedyś się nauczyli. Sami nie wiedzieli skąd ją znali. Pod wpływem ognia, późnej pory, a nawet hałasu, który spowodowany był licznymi rozmowami przeprowadzanymi między uczestnikami obozu, zasnęłam na ramieniu Mikeya, ale prawdopodobnie nie przeszkadzało mu to, bo obudziłam się dopiero rano w naszym pokoju. Wstałam i otarłam swoje powieki zewnętrzną stroną swoich dłoni, a następnie zdałam sobie sprawę, że jestem w swojej piżamie. W takim razie kto mnie przebrał? Udałam się w kierunku łazienki i wzięłam tam prysznic, a także umyłam zęby i pomalowałam się, ale nie mocno. Chciałam tylko zakryć to, że się nie wyspałam. Spojrzałam na zegarek i dochodziła ósma. W tym momencie obudziła się Jane.

- Zaraz śniadanie, poczekać na was?- spytałam.

- Nie musisz. Niech śpią, siedziałyśmy do późna.- uśmiechnęła się tuż po ziewnięciu.

- Tu jest klucz, będę na dole.- powtórzyłam jej gest zostawiając klucz na szafce.

Udałam się na stołówkę i usiadłam sama przy stoliku. Zazwyczaj przed jedzeniem dużo rozmawiałyśmy, ale skoro tym razem dziewczyn nie było od razu zabrałam się za jedzenie sałatki. Usłyszałam ciche ,,chłopaki, nie", a już po chwili przy moim stoliku siedział Rye, Mikey, Jack i Brooklyn. Andy wahał się czy aby na pewno usiąść, ale nareszcie zdecydował się na to i zajął miejsce obok Brooka.

- Dziewczyn nie ma?- odezwał się Ryan.

- Śpią. Podobno siedziały do późna.

- To prawda, wróciliśmy dobrą godzinę po ciszy nocnej.- tym razem głos zabrał Mikey.

- A ja? Jak wróciłam.

- Ja cię zaniosłem.- powiedział ciemnowłosy, a dłoń Andyego zacisnęła się dosyć mocno na widelcu.

- O Boże, obudziłam się w piżamie. T-to nie ty?- zapytałam mając nadzieję, że to ma jakieś inne rozwiązanie.

- To pewnie sprawka Andyego.- zaśmiał się Jack, ale wszyscy skarcili go wzrokiem. W tym momencie blondyn wstał gwałtownie ze swojego miejsca i wyszedł z pomieszczenia.- Przecież żartowałem.

- Co mu się stało?- spytałam zaniepokojona.

- To przeze mnie. Wolałby żeby to on mógł cię odnieść.- powiedział Mikey.

- I to o to ta cała szopka?

- Wczoraj poniosły go nerwy i zaczęli się kłócić, ale w porę wkroczyliśmy i uratowaliśmy obie twarze.- wtrącił się Ryan.

- Spróbuję coś z tym zrobić.- wstałam i odniosłam swój talerz do okienka.

Wyszłam z pomieszczenia i udałam się w poszukiwaniu Andyego, co nie okazało się ani trochę trudne. Gdy znalazłam się pod pokojem chłopaków zapukałam w drzwi, ale nikt mi nie odpowiedział. Słyszałam za to dźwięk gitary, a więc uchyliłam drewnianą powłokę i znalazłam się w pomieszczeniu. Chłopak siedział tyłem w moją stronę, a kolanem podpierał gitarę, którą w tym momencie stroił.

- Czego?- powiedział lekko smutnym i niemiłym tonem, po czym odwrócił się w moją stronę.- Journey? Przepraszam, nie wiedziałem, że to ty.

- O co poszło z Mikeyem?

- O nic.- stwierdził wracając do poprzedniej czynności.

- Andy, proszę cię. Przecież on tylko odniósł mnie do pokoju. Tak samo jak ty czwartego dnia. Nic więcej.- westchnęłam.

- Sam nie wiem co mną wtedy kierowało. J-ja byłem... zazdrosny?- w drugim zdaniu zwrócił się bardziej do siebie niż do mnie.

- Ale nie jestem twoją własnością.- powiedziałam chyba trochę zbyt oschle.

- Przecież wiem.- odetchnął kładąc się na łóżku.

- Za kilka dni, tygodni, miesięcy stracimy kontakt i pewnie o sobie zapomnimy.

- To mnie przeraża. Nie chcę sobie o tym przypominać. Chcę tylko spędzić te kilka dni z tobą najlepiej jak potrafię. Zanim zapomnę.- usiadł i wyglądał jakby w tym momencie wygasł. Jakby smutek właśnie przekroczył jego własny limit.

A ja znalazłam w tym momencie najgorsze wyjście i to właśnie je wybrałam. Opuściłam pokój idąc w kierunku dużej sali, w której miały odbywać się kolejne zajęcia. Tym razem karaoke. Usiadłam z boku z Jackiem i uważnie obserwowaliśmy śpiewających chłopaków z obozowiczkami. Byli szczęśliwi i skupiali się w tym momencie tylko i wyłącznie na tym co robili. Sprawiali, że każdy kto przyjechał na obóz czuł się szczęśliwy i nawet u mnie wywoływali uśmiech. Myślę, że to właśnie dlatego tak wiele dziewczyn za nimi szaleje.

I w tym momencie do sali wszedł Andy, którego samopoczucie nagle się zmieniło i uleciały z niego wszelkie złe emocje, ale czy to co widzieliśmy było prawdą?

- Co on nagle taki szczęśliwy?- spytałam.

- Tylko udaje. Albo właśnie udało mu się wygrać fortunę w zdrapkach.- zaśmiał się Jack.


Jest kolejny rozdział, nadrobiłam trochę, a więc całkiem możliwe, że będę dodawać częściej. Jeśli zauważycie jakiś błąd to napiszcie, bo ostatnio piszę po nocach, a wtedy skupiam się bardziej na treści niż na błędach. Poza tym możecie zostawić po sobie ślad, bo chciałabym zobaczyć ile was jest. Przewiduję około 17 rozdziałów, ale jest pomysł na dalszą fabułę i to moim zdaniem całkiem ciekawy, ale wszystko zależy od was, czy chcielibyście to dalej czytać i czy podoba wam się ta książka. Pozdrawiam💜

I Hate Camps |A.Fowler|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz