Rozdział 15

568 36 15
                                    

Dzwony kościelne biły jak oszalałe. Wciąż słyszałem je w swoich uszach.

Ding, dong, ding, dong...

Każde uderzenie zwiastowało coraz to szybciej nadchodzącą klęskę. Upadek. Mnie, moich przyjaciół i całego świata. Wszystko już praktycznie stracone.

Ding, dong, ding, dong...

Coraz szybciej mnie popychano w stronę drzwi, które otworzyły się nagle z wielkim hukiem. Świt? Zachód? Nie rozróżniam już pór dnia. W każdym razie pomarańczowe światło wpadało przez okna kościoła, prosto padając na złoty ołtarz. Clancee ww roli kapłana i Nadakhan jako mój przyszły małżonek na wieki wieków amen. Uroczo.

Uśmiechnąłem się słabo i bardzo powolnym krokiem zacząłem iść przed siebie. Słyszałem westchnienia piratów i sługusów usadowionych w ławkach. Powodem ich westchnień była oczywiście biała sukienka zdobiona złotymi ornamentami i niebieskie kwiaty lilii wplecione niesfornie w moje rude włosy. Piękna postać, gorzej z wnętrzem - pomyślałem wtedy o mojej kompletnie rozwalonej psychice.

Delar już wiecznie pośród wygód, sługusów, rozpieszczany do woli. Dostanie wszystko, czego chce. Wszystko! Gwiazdkę z nieba, magiczne moce czy najsłodszego cukierka pod słońcem. Wszyscy będą go szanować, lubić i się z nim przyjaźnić. Warunek był jeden.

Dać dupy Nadakhanowi.  Tak wiesz Jay, raz na jakiś czas dać mu się po prostu solidnie wypieprzyć.

I to wszystko.

Nie licząc tylko stracenia swojego starego świata, przyjaciół, Cole'a...

Nawet nie zauważyłem, że od dłuższego czasu stałem już przy ołtarzu, a Clancee próbował coś usilnie przeczytać z książki.

- I od tej tu właśnie chwili aż po wie...wie...wie...wie...wie...wie...czność w tej oto świątyni połączą się wasze losy, a moc wielka na was spłynie...

Nadakhan widząc moje zmartwione spojrzenie szarpnął mnie gwałtownie za ramię.

- Dlaczego wciąż się oglądasz? Mówiłeś, że chcesz stać u mego boku... - uśmiechnął się i przybliżył do mojego ucha - Delarze...

- Czy Ty Nadakhanie, jedyny synu króla Kandżikana, bierzesz sobie tego mężczyznę za męża? - wskazał na mnie zielony wąż.

- Tak! - odparł zdecydowanie dżin.

- A czy Ty, Jay'u, ojej... Delarze bierzesz go sobie za męża i zgodnie z prawem dżinów ofiarowujesz mu moc i uwalniasz od przymusu spełniania cudzych życzeń?

Usłyszałem gwałtowny huk w sali za nami. Błagam was, szybciej! Przełknąłem nerwowo ślinę i zapytałem cicho:

- A dasz mi chwilę? Chcę się zastanowić...

- Chciał powiedzieć TAK. - Nadakhan nie cackając się długo chwycił dwie strzelby, jedną celując we mnie, a drugą w węża - Kończ już, chcę mieć wreszcie męża! Zabarykadować drzwi! Nikogo nie wpuszczać... - rozkazał ochrypłym głosem swoim sługom, a oni wnet wypełnili jego polecenie.

- Mów. Dalej. - wycedził kapitan przez zęby.

- A pod czujnym okiem siódmego słońca, niech ta korona splecie wasze losy,a nic, ani nikt ich nigdy nie rozdzieli... Wszem, wobec i na wieki, ogłaszam Cię Panem Życzeń!!!

Obejrzałem się za siebie i ujrzałem przerażonego Cole'a z resztą ninja. Nie, Cole, to nie tak, jak myślisz...

Nic nie powiedziałem!

Huk, błysk, grzmot. Zasłoniłem oczy od nadmiaru światła. Wokół Nadakhana krążyły niebiesko- złote płomienie, a jego oczy zaświeciły się gwałtownie pełne pożądania władzy absolutnej.

Lego Ninjago - DelarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz