Rozdział 10

689 69 88
                                    

Mama zawsze powtarza, że Boże Narodzenie powinno się spędzać z rodziną, natomiast sylwestra z przyjaciółmi, a na pewno nie w samotności. Szkoda tylko, że moje przyjaciółki są daleko. Laura pojechała ze swoim tatą na narty w Alpy. Cieszyłam się razem z nią, że może spędzić trochę czasu z własnym ojcem. A Marta? No cóż, ona oczywiście postanowiła spędzić sylwestra z Jackiem. Zaszyli się w jakiejś chatce w Beskidach. Proponowała mi nawet, żebym pojechała z nimi, ale bądźmy szczerzy, ani mama by mi nie pozwoliła, ani nie miałam najmniejszej ochoty być piątym kołem u wozu. Co bym miała niby tam robić? Patrzeć, jak się obściskują i migdalą przez te dwa dni? To już wolę spędzić ten wieczór w domu.

Z Martą od początku byłyśmy sobie bliższe niż z Laurą. Miałyśmy wspólne zainteresowania, po prostu lepiej się dogadywałyśmy. Odkąd Marta zaczęła spotykać się z Jackiem, czyli od jakiegoś roku, oddaliłyśmy się trochę od siebie. Wiadomo, wolała każdą wolną chwilę spędzić z ukochanym niż ze mną.

Tak właśnie oto zostałam sama.

Rodzice sprosili gości i sąsiadów. Jupi, nie ma to jak impreza tetryków, chociaż przynajmniej dobra muza będzie rozbrzmiewać w mieszkaniu. Pewnie ja spędzę całą noc w swojej flanelowej piżamie, leżąc w łóżku z książką w ręce i ze słuchawkami na uszach. To, że podzielam gust muzyczny rodziców, to nie znaczy, że lubię te same zespoły. Ja już nawet zaczęłam swoją imprezę, można by tak powiedzieć. Leżę na łóżku wpatrzona w sufit, a w uszach rozbrzmiewa mi cudny wokal Ivana Moody'ego z Five Finger Death Punch – moje ostatnie odkrycie. Mama byłaby zdegustowana. Niby ciężkie brzmienie, ale zespół jest bardzo popularny w USA. Pewnie stwierdziłaby, że jest za mało undergroundowy.

Skoro jest sylwester, to przydałoby się czegoś napić. Pora sprawdzić, czy kupili na ten wieczorek taneczny jakąś colę. Jak będę miała szczęście, a mama dobry humor, to może załapię się na kieliszek wina albo jakieś małe piwko? Pora wypełznąć z tej nory.

Powolnym ruchem ściągam z uszu słuchawki. Podnoszę się z pozycji leżącej. Otwieram drzwi pokoju i co też widzą moje piękne oczy? Opieram się ramieniem o framugę, ręce zaplatam na piersiach i przyglądam się, jak Mariusz dźwiga ze swojego pokoju wzmacniacz do gitary – Peavey Bandit 112. Cholera jest ciężka, sama bym nie uniosła. Stawia go przy drzwiach wejściowych, po czym wraca do pokoju. Po drodze zauważa moją skromną osobę.

– O cześć, siostra. Nie wiedziałem, że jesteś w domu.

Znika w swoim pokoju i wraca, niosąc gitarę elektryczną schowaną w futerale oraz resztę zabawek potrzebnych do grania. Jak się jest takim beznadziejnym muzykiem jak on, to trzeba mieć ich dużo – wiem, złośliwa ze mnie małpa, ale to dlatego, że on został obdarowany jakimś talentem, w przeciwieństwie do mnie.

– A ja nie wiedziałam, że przyjechałeś do domu. Nawet nie wiedziałam, że masz takie plany – mówię oskarżycielskim tonem, kiedy mnie mija. – Dopiero co byłeś na święta. Sylwestra miałeś spędzić we Wrocławiu.

– Sam nie wiedziałem, że przyjadę. – Wzdycha i przeciera czoło ręką. Na jego nadgarstku widnieje czarna, skórzana bransoleta, złożona z kilku węższych rzemyków. – Taka mała zmiana planów. – Uśmiecha się.

Ten uśmiech działa pewnie na każdą dziewczynę.

– I dokąd się wybierasz z tym całym złomem? – Wskazuję głową na sprzęt ustawiony pod drzwiami.

– Kumpel zaprosił nas do swojego domu pod miastem. Będzie tam kilka osób z naszego roku. Zostaną na dwa dni. A ty, siostra? Nigdzie się nie wybierasz?

– Tradycyjnie, będę gniła w domu – prycham.

Zadaje głupie pytania.

– To może pojedziesz ze mną? Myślę, że starzy nie będą mieć nic przeciwko. Zawsze to jakaś rozrywka. – Mario puszcza do mnie oko.

Z tobą zawsze ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz