Rozdział 9

570 77 109
                                    

Dziewczyny ekscytują się moją wczorajszą niby-randką z Markiem. Mam wrażenie, że przeżywają ją bardziej niż ja. Ich chichot i komentarze przyciągają spojrzenia każdego ucznia, który przechodzi korytarzem szkoły podczas tej krótkiej przerwy między lekcjami. My tradycyjnie nie zwracamy na nikogo uwagi.

– Mówisz, że cię pocałował? – wypytuje mnie Marta.

– Tylko w policzek. – Przewracam oczami.

– Teraz to już na pewno zaprosi cię na studniówkę. Cała nasza trójka pójdzie, a pozostałe dziewczyny będą mogły tylko nam pozazdrościć. – Laura przesyła mi ciepły uśmiech.

– Mam taką nadzieję.

Laura i Marta szczebioczą dalej. Przyglądam się Laurze. Dziś wyjątkowo nie ślęczy cały czas nad telefonem komórkowym. Jest jak zwykle ładnie ubrana, w markowe ciuchy. Blond włosy opadają jej na plecy i sięgają prawie do pasa. Zauważam też, że była niedawno u kosmetyczki. Nie wolno nam malować paznokci do szkoły, więc ma zrobiony schludny, francuski manicure. Laura często biega po różnych zakładach kosmetycznych i fryzjerskich.

Może sobie na to pozwolić. Jest naprawdę bardzo bogata. Właściwie to jej ojciec jest obrzydliwie bogaty. Mama Laury zmarła, kiedy dziewczyna miała pięć lat. Standardowo, samotny ojciec rozpieścił córkę, a brak matki oraz swojego czasu zastępował niepotrzebnymi podarunkami i pieniędzmi. Często zastanawiałyśmy się, co taka bogata dziewczyna robi w państwowej szkole? Jednak Laura nigdy nie chciała nam wyjawić, czemu nie poszła do prywatnego liceum. Wszyscy uważają, że to właśnie z powodu pieniędzy Laura zachowuje się tak, jak się zachowuje, ale w głębi duszy wiem, że ona po prostu czuje się samotna. Nigdy nie miała prawdziwej rodziny i domu. Nie to co ja.

Pomimo różnic, jakie nas dzieliły, udało nam się zaprzyjaźnić w pierwszej klasie. Zarówno Marta, jak i Laura polubiły mnie, chociaż nie byłam ani popularna, ani modna. Może trochę zawdzięczam to Mariuszowi. Kiedy jeszcze chodził do liceum, wszystkie dziewczyny się za nim oglądały, miał też sporo kumpli. Zawsze się dziwiłam, że Peter nie poszedł w jego ślady. Tylko rok chodziliśmy razem do tej szkoły, potem Mario poszedł na studia, ale ja i dziewczyny ciągle się przyjaźnimy.

Zupełnie nie zauważam, kiedy do naszej trójki podchodzi Peter. Staje naprzeciwko mnie, między Laurą a Martą, zupełnie ignorując tę dwójkę.

– Masz dla mnie notatki od Mariusza? – pyta, patrząc mi prosto w oczy.

Zamiast typowego, lodowatego spojrzenia, widzę iskry w jego spojrzeniu. Jest cholernie zły. Za dobrze go znam, żeby tego nie poznać. Posłusznie łapię swój plecak, który leżał przy moich nogach. Wyciągam z niego powoli zeszyt. Nie wnikałam po co, ale tata przywiózł go wczoraj z Wrocławia dla Petera. Jednak było zbyt późno i nie zaniósł go po powrocie, a rano już nikogo w mieszkaniu sąsiadów nie zastał. Peter pewnie jest wściekły, że nie dałam mu tego zeszytu od razu po przyjściu do szkoły, a na dodatek przeżywa teraz bez wątpienia katusze, stojąc na zatłoczonym korytarzu w towarzystwie moich koleżanek.

Dziewczyny natomiast przez chwilę są zszokowane, ale nie trwa to długo i od razu atakują Petera:

– Nie widzisz, palancie, że rozmawiamy – warczy Laura.

– Żeby rozmawiać, trzeba przynajmniej stwarzać pozory inteligencji, której wy nie macie.

– A ty jesteś niewychowanym chamem.

Serce wali mi jak oszalałe, mam wrażenie, że zaraz skoczą sobie do gardeł. Czas jakby zwalnia. Nienawidzę takich sytuacji. Nigdy nie zrozumiem, czemu się tak nie cierpią. Podaję wreszcie zeszyt Peterowi spoconą dłonią. Ciągle próbuję utrzymać z nim kontakt wzrokowy. Może da mi jakiś znak, że nie jest na mnie zły.

Z tobą zawsze ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz