Rozdział 8

570 74 85
                                    

Siedzę w ciemnym kinie i wpatruję się w ekran z opadniętą szczęką. Zastanawiam się, jak właściwie do tego doszło? Kiedy mówiłam Markowi, że zdam się na niego z wyborem filmu, bo wolę męskie kino od melodramatów, to nie sądziłam, że wybierzemy się na film wojenny, którego główna część akcji toczy się na polach bitew. Jedynie w tle pojawia się jakiś dramatyczny wątek miłosny, w którym na dodatek ona oddaje się z niemieckiemu żołnierzowi, żeby uratować życie ukochanego. Ten dowiaduje się o zdradzie, choć nie zna jej powodów i porzuca dziewczynę, wciągając się w wir walki.

Liczyłam raczej na jakieś prawdziwe kino akcji, coś bardziej science fiction, może Transformersi, Deadpool, nawet Gwiezdne wojny bym przeżyła. Mogłoby być też kino sensacyjne albo jakiś fajny horror, ale nie historyczny film wojenny!

Resztkami silnej woli zmuszam się, żeby nie zasnąć albo nie zacząć krzyczeć. W dodatku jedyne, o czym jestem w stanie myśleć, to fakt, że Peter z rodzicami planują się wyprowadzić. Na samą myśl o tym tracę oddech. Nie chcę, żeby ta informacja zaprzątała moją głowę, w końcu siedzę w kinie obok Marka i tylko to powinno się liczyć.

Ale może od początku.

Od czasu mojego spotkania z Markiem w bibliotece, teoria względności Einsteina nabrała dla mnie nowego znaczenia. Minuty zamieniały się w godziny, godziny w dni, dni w tygodnie, a właściwie minął tydzień z hakiem, kiedy nagle w szkole Marek podszedł do mnie. Udało mu się dopaść mnie bez obecności moich przyjaciółek. Co było mi nawet na rękę. Nie musiałam wysłuchiwać ich durnych uwag.

– Cześć, Joasiu.

Posłałam mu uśmiech w odpowiedzi.

– Masz ochotę wybrać się ze mną do kina w niedzielę?

Jak się potem okazało, towarzyszyć nam mieli Igor i Patrycja, znajomi Marka. Nie chodzili z nami do szkoły. Zastanawiałam się, co kierowało Markiem, żeby zaprosić mnie na taką podwójną niby-randkę. Krępował się zostać ze mną sam na sam? A może nie chciał czuć się jak piąte koło u wozu, ponieważ Igor i Patrycja byli parą? Nieważne. Liczyło się tylko to, że się ze mną umówił.

Mamie powiedziałam, że idę do kina ze znajomymi ze szkoły – no co? To nie było do końca kłamstwo! Istnieją prawda i półprawda. Wprawdzie tej drugiej mama nie toleruje, ale czego oczy nie widzą...

Starałam się nie wystroić za bardzo, żeby mama nie nabrała podejrzeń. Tradycyjnie wyprostowałam włosy, zrobiłam delikatny makijaż. Ubrałam się na luzie. Obcisłe jeansy i zwiewna tunika. Stanęłam przed lustrem w przedpokoju, żeby jeszcze raz wszystko ogarnąć. Wtedy właśnie usłyszałam mamę, która rozmawiała przez telefon z tatą. Ojciec pojechał do Wrocławia, do Mario. Pomagał mu przy jakimś małym remoncie łazienki w wynajmowanym mieszkaniu.

– Wyobraź sobie, że Zuza wreszcie znalazła wymarzony dom. Wygląda na to, że się zdecydowali. To kwestia czasu, kiedy się wyprowadzą. Jestem tylko ciekawa, co zrobią z mieszkaniem, czy sprzedadzą, czy wynajmą.

Zaraz, że co? Sąsiedzi się wyprowadzają? To jakaś paranoja. Chciałam wypytać o wszystko mamę, ale zegarek tykał nieubłagalnie i mogłam się spóźnić na autobus, a tym samym na moją wymarzoną niby-randkę z Markiem.

Tak oto właśnie znalazłam się w kinie z chłopakiem moich marzeń i powinnam skakać oraz piszczeć ze szczęścia. Tymczasem tak nie jest. To niemożliwe, że ciocia Zuza, wujek Mirek i Peter się wyprowadzają! To jakieś szaleństwo! Mieszkali tam, odkąd sięgam pamięcią! Peter, mogliśmy sobie dogryzać, kłócić się, nie odzywać się do siebie miesiącami, ale on zawsze tam był! Tuż za ścianą. To było niezmienne jak stała w równaniu matematycznym.

Nienawidzę zmian. Przerażają mnie. Wiem, że bez zmian życie byłoby nudne, ale nie takich zawirowań oczekuję w swoim. Wiercę się niespokojnie na kinowym fotelu. Chciałabym już porozmawiać z mamą. Wiem. Jestem nienormalna. Marek to chyba zauważa – moje wiercenie, nie, że jestem nienormalna, bo co chwilę zerka ukradkiem w moją stronę, posyłając mi delikatne uśmiechy.

Film kończy się późno. Jest już prawie dwudziesta druga. Żegnamy się pośpiesznie z Igorem i Patrycją. Marek deklaruje, że odwiezie mnie do domu. Jak to miło z jego strony.

– I jak ci się podobał film?

– Był taki – szukam odpowiednich epitetów, ale do głowy przychodzą mi same negatywne – wojenny – wyrzucam wreszcie z siebie.

– Prawda? – pyta rozbawiony. – Bardzo realistycznie oddawał okres drugiej wojny światowej.

– Ta...

Ciągle mam przed oczami rozwaloną czaszkę głównego bohatera przez radzieckiego żołnierza.

Wsiadamy do Marka auta, podaję mu adres i ruszamy. Panuje między nami zupełne milczenie, które aż huczy w uszach, jakby żadne z nas nie wiedziało, od czego zacząć rozmowę. Spoglądam co chwilę w jego kierunku, przyglądam się blond włosom, ułożonym skrupulatnie, mocno zbudowanej szczęce. Cały wydaje się taki poukładany i wręcz idealny. Wzbiera we mnie niepokój taki, który się pojawia zawsze, kiedy chcę zadać pytanie, ale boję się je wypowiedzieć na głos. To okropne uczucie, gdy słowa znajdują się już na koniuszku języka, a jednak człowiek milczy.

– Wybierasz się na studniówkę? – pytam w końcu.

Marek zerka na mnie zaskoczony.

– Nie wiem. Pewnie tak. Jeszcze się nad tym nie zastanawiałem. Jest jeszcze sporo czasu. A ty się wybierasz?

– Nikt mnie do tej pory nie zaprosił.

Ale możesz mnie zaprosić nawet w tej chwili – dodaję w duchu.

– Moje przyjaciółki się wybierają – mówię cicho.

– A, racja! Laura już we wrześniu poinformowała Waldka, że idą razem na studniówkę. Nie mogę powiedzieć, że mu to nie schlebia, ale był przerażony jej asertywnością i tonem głosu. – Marek śmieje się głośno. – Miałem z niego niezły ubaw. Mnie też takie dziewczyny przerażają.

– O tak, Laura nie znosi sprzeciwu.

Również się uśmiecham, a w myślach notuję sobie, że Marek nie przepada za pewnymi siebie dziewczynami.

Pod domem szarmancko otwiera przede mną drzwi auta i odprowadza mnie pod samą kamienicę. Idąc przez ten krótki odcinek chodnika, zerkam jeszcze w stronę okien na piętrze, ale w pokoju Petera jest ciemno.

– Dzięki za miły wieczór. Fajnie, że się z nami wybrałaś. Mam nadzieję, że film nie był jednak zbyt nudny.

– Nie, skądże! – Zapewniam. – Było w porządku. Przepraszam, byłam trochę rozkojarzona. Drobne kłopoty w domu.

Marek całuje mnie w policzek, ale tak po przyjacielsku, a mi aż mowę odbiera. Wchodzę do budynku i z ciężkim sercem wspinam się po schodach na pierwsze piętro, choć jeszcze przed chwilą nie mogłam się doczekać rozmowy z mamą. Przed wejściem do mieszkania, ukradkiem spoglądam na drzwi sąsiadów. Sprawiają wrażenie, jakby miały się lada moment otworzyć. Jednak tak się nie dzieje.

I nici z mojej rozmowy z mamą. Zastaję ją śpiącą na kanapie z książką w ręce. Pewnie czekała na mnie. Tata jeszcze nie wrócił z Wrocławia. Przykrywam mamę kocem. Nie mam serca jej teraz budzić i wypytywać. Pogadam z nią jutro po szkole.

Nie będę się przejmować tą całą wyprowadzką. Byłam na prawie randce z Markiem. Pocałował mnie w policzek, którego nie mam zamiaru teraz myć. Jest szansa, że wreszcie zaprosi mnie na studniówkę. Nareszcie bardzo powoli ogarnia mnie radość. Moje marzenia zaczynają się spełniać.

Przed pójściem spać siadam jeszcze przed komputerem. Przeglądam najświeższe informacje na Facebooku i wrzucam kolorowy post: SPONTANICZNY WYPAD DO KINA W MIŁYM TOWARZYSTWIE. Oznaczam w poście Marka oraz ukrywam post dla moich rodziców i brata. Jestem z siebie dumna i szczęśliwa kładę się spać.

***

Media: Evergrey "Wrong" - moi ulubieńcy ;)



Z tobą zawsze ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz