Rozdział 2

856 86 81
                                    

Długą, trzydziestominutową przerwę spędzamy na stołówce. Nasza dyrektorka, wzorem amerykańskich szkół, postanowiła utworzyć w naszym liceum stołówkę. Liczyła na to, że dzięki temu zintegrujemy się między poszczególnymi klasami, a w szkole zapanuje rodzinna atmosfera. Nic bardziej mylnego.

Zamiast integracji nastąpił jeszcze większy podział uczniów na poszczególne grupy, ale pewnie znacie to z amerykańskich filmów dla nastolatków. Każda grupa ma oczywiście wyznaczone tam miejsce podczas tak zwanego lunchu. Najlepszy stolik, stojący praktycznie na samym środku, zajmujemy naturalnie my: Laura, Marta i ja. Dzięki temu mamy widok na całą salę. Czasem towarzyszy nam grupka dziewczyn, takich naszych groupies, które zrobią wszystko, żeby tylko przyjaźnić się z najpopularniejszymi dziewczynami w szkole. Dzisiaj siedzimy same.

Wyciągamy śniadania. Laura i Marta mają przygotowane jakieś sałatki w plastikowych pojemnikach. Obie są na wiecznej diecie. Marta sama szykuje swoje śniadania. Laura natomiast cały jadłospis ma przygotowany przez dietetyków. Nie są anorektyczkami, ale są naprawdę szczupłe. Laura stawia pierwsze kroki w modelingu i z tym też wiąże całe swoje dorosłe życie, dlatego jest bardzo przewrażliwiona na punkcie tego, co je.

Na stoliku kładę moje marne trzy kanapki z szynką, serem i sałatą. To cud, że mama nie zapomniała o sałacie. Jednak nie przejmuję się tym. Lubię jeść. Nie wytrzymałabym na samych sałatkach ze strączkami. Zresztą mama nigdy nie pozwoliłaby mi się odchudzać. Zmyłaby mi głowę, gdybym chociaż wspomniała jej o diecie. Jedynie staram się nie jeść słodyczy oraz ciastek. Już i tak mam te kilka kilogramów za dużo. Niestety, ale okrągłą sylwetkę odziedziczyłam w genach i nic tego nie zmieni. Pozostaje mi tylko pilnować się na każdym kroku.

Dosiada się do nas Jacek, chłopak Marty, z dwoma kumplami. Chłopaki chodzą do czwartej klasy. Zadają się z nami, bo nie ma wśród czwartoklasistek równie fajnych i popularnych dziewczyn. Można powiedzieć, że stanowimy elitę szkoły. Chłopaki zaczynają swoją typową dyskusję o kolejnym meczu piłki nożnej. Marta grzebie w swojej sałatce, jakby liczyła, że nagle zamieni się w tort śmietanowy. Laura przegląda coś na telefonie komórkowym, żuje gumę i wydaje się w ogóle niezainteresowana jedzeniem.

Wyłączam się zupełnie z tego, co się dzieje przy naszym stoliku. Zaczynam rozmyślać o tym, jak prosić mamę, żeby puściła mnie na półmetek. Nie wspominałam jej jeszcze o nim i nawet nie nastawiam się, że się zgodzi. Chociaż bardzo chciałabym tam być razem z przyjaciółkami, to wolę całą swoją energię i wszystkie argumenty zostawić na przekonanie mamy do tego, aby pozwoliła mi pójść na studniówkę czwartoklasistów. Wprawdzie jeszcze nie dostałam zaproszenia, ale bardzo na to liczę.

Automatycznie mój wzrok kieruje się w stronę stolika w rogu stołówki, gdzie siedzi Marek ze swoimi kumplami. Wzdycham do siebie. Marek jest jednym z najpopularniejszych chłopaków w szkole, ale nie jest to żaden bad boy czy typ podrywacza, który zalicza po kolei wszystkie panienki. Jest bardzo przystojny i sympatyczny, a przy tym skromny. Po raz setny analizuję każdy fragment jego twarzy. Uwielbiam, kiedy się uśmiecha, mam wrażenie, że śmieje się wtedy cała jego twarz, nawet oczy. Ma krótkie, bardzo jasne włosy. Jest wysoki i dobrze zbudowany. Chodzący ideał. To właśnie na jego zaproszenie czekam najbardziej.

Marta idzie na studniówkę z Jackiem i to nie podlega dyskusji. Laura zmusiła Waldka – jednego z kumpli Marka, żeby ją zaprosił. Chłopak został postawiony pod murem i nie ma szans, żeby się z tego wykręcił.

Z naszej trójki zostałam tylko ja. Pewnie, jest sporo kandydatów chętnych, żeby pokazać się ze mną na balu czwartoklasistów. Ja jednak czekam na Marka. Jest dopiero listopad, więc ma jeszcze czas. Wystarczy stworzyć odpowiednie warunki i dać szansę Markowi na wypowiedzenie tych kilku magicznych słów. Niestety, nie jestem taka jak Laura. Może jestem popularna i lubiana, ale nie jestem aż tak przebojowa i bezpośrednia, zwłaszcza jeśli chodzi o stosunki damsko-męskie. Nie. Poprawka. Zwłaszcza jeśli chodzi o Marka.

Nagle nasze spojrzenia się spotykają i chłopak uśmiecha się do mnie od ucha o ucha. Lekko się czerwienię, a on puszcza do mnie oko. Wiem, że mnie lubi. Nie wiem tylko, dlaczego jeszcze nie zaprosił mnie na żadną randkę, o studniówce nie wspominając. Dzięki odpowiedniemu wywiadowi mam pewność, że nie spotyka się z żadną dziewczyną. Wiem o nim prawie wszystko.

Moje przemyślenia przerywa dziewczęcy głos. To Ewka, drobna blondyneczka, siada obok mnie i mówi półszeptem:

– Słyszałyście nowinę? Marek wybiera się na nasz półmetek.

Od razu nastawiam gumowe ucho.

– No proszę. – Laura nawet nie podnosi oczu znad komórki. – Jeśli to prawda, to masz okazję, Joasia. Musisz tylko przekonać mamę, żeby puściła cię na imprezę.

Bardzo zabawne. Naprawdę uśmiałam się po pachy. Rzucam przyjaciółce mordercze spojrzenie. Ona i tak tego nie zauważa.

– Byle tylko żadnemu z tych idiotów nie zachciało się przychodzić na nasz półmetek – mówi Marta i wskazuje ruchem głowy stolik obok drzwi.

Podążam za jej spojrzeniem. Stolik, który ma na myśli, jest oblegany zawsze przez uczniów, których moje przyjaciółki uważają za największych outsiderów i niedorajdy. Wśród nich odnajduję znajomą twarz. Peter śmieje się razem z resztą ekipy. Chłopak ani razu nie spogląda w naszą stronę. Nie można chyba być bardziej ignorowanym, niż my jesteśmy ignorowane przez nich. Są weseli i wyluzowani. Obrzucają się papierkami oraz jakimiś chrupkami. Większość z nich to fani rocka i metalu, co można od razu poznać po ich ubraniach. Jeden czy dwóch kolesi ma długie włosy. Grupę stanowią głównie czwartoklasiści, ale jest też kilka dzieciaków z trzecich, a nawet z drugich klas.

– Może trzeba im jasno dać do zrozumienia, że nie są mile widziani na półmetku?

Zerkam zaskoczona na Laurę. Wiem, że byłaby w stanie podejść do nich i im to powiedzieć. Już oczami wyobraźni widzę, jak stoi przy ich stoliku i patrzy na nich z góry. Wiem też, że zmieszaliby ją z błotem. Zwłaszcza Peter.

– Dajcie spokój – odzywam się wreszcie. – Myślę, że oni nawet nie mają ochoty przychodzić.

Dziewczyny obrzucają mnie spojrzeniem pełnym pogardy. Nienawidzą, kiedy staję w obronie paczki Petera. Jednak nie widzę powodu, żeby się ich w tej chwili czepiały.

– Witam, piękne panie – znajomy głos rozładowuje napiętą atmosferę. Na jego dźwięk ciarki przechodzą mi po plecach – oraz panów.

Marek wymienia uściski dłoni z chłopakami, a następnie siada między mną a Ewą i obejmuje nas ramionami. Posyła wszystkim swój szeroki uśmiech. Dyskretnie zaciągam się zapachem jego perfum. Chcę, żeby został przy mnie jak najdłużej.

Laura podnosi wzrok znad ekranu komórki. Poprawia swoje gęste, blond włosy i uśmiecha się pod nosem.

– To prawda, że wybierasz się na półmetek? – wali prosto z mostu, zwracając się do Marka.

– A chcecie, żebym przyszedł? – pyta kokieteryjne.

– Oczywiście. Zwłaszcza jedna z nas. – Laura puszcza do mnie oko.

Uduszę ją, jak tylko będziemy sam na sam.

– A ty, Joasiu? Będziesz? – Marek ściska mocniej moje ramię.

Rumienię się jeszcze bardziej. Uwielbiam, jak wymawia moje imię.

– Oczywiście – kłamię bezwstydnie.

Jestem złą dziewczynką.

Laura i Marta uśmiechają się pod nosem. Wredne małpy.

– To super. Pewnie się spotkamy. – Marek wstaje i jak gdyby nic wychodzi ze stołówki. Nawet nie zauważył, że zostawił mnie bez tlenu.

Teraz muszę za wszelką cenę przekonać mamę i pójść na ten cholerny półmetek.

Wypuszczam powoli powietrze. Dziewczyny parskają śmiechem, zbierają swoje rzeczy i kierują się do drzwi stołówki. Za chwilę zaczyna się kolejna lekcja. Zbieram swoje rzeczy do torby. Podnoszę wzrok i przez ułamek sekundy napotykam lodowate spojrzenie Petera. Kiedy orientuje się, że na niego patrzę, wstaje gwałtownie i rusza do wyjścia.

***

Media:  Halestorm "I'm a fire"


Z tobą zawsze ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz