4. Steve

454 32 6
                                    

Gdy przygniotłem go do ziemi, widziałem na jego twarzy zaskoczenie. Widać, że on również nie spodziewał się mnie spotkać w tym miejscu lub po prostu był zaskoczony moją szybką reakcją.

- Zejdźże ze mnie, nędzna kreaturo! - krzyknął, jakby dopiero co odzyskał głos.

Ma szczęście. Gdyby nie fakt, że wręcz umieram z bólu, w ogóle bym go nie posłuchał, jednak sytuacja zmusiła mnie do natychmiastowego zostawieniem go w spokoju.

Gdy widzę jego pełen pogardy uśmiech, żałuję, że przed chwilą go nie przygniotłem raz a dobrze.

- Dlaczego mnie tu zamknąłeś? - zapytałem w końcu.

Na jego twarzy pojawił się cień zdziwienia, jednak po krótkiej chwili jego znów wrócił jej władczy wygląd.

- Z jakiego powodu miałbym przebywać tutaj z tobą dobrowolnie? - pyta.

Wręcz wyczuwam w jego głosie jad skierowany w moją stronę.

Przyrzekam, jeśli będę jeszcze przez chwilę w jego towarzystwie, on nie wyjdzie z tego żywy.

Dyskretnie staram się ocenić, jak bardzo jestem ranny. Z tego, co czuję, mam dwie dość głębokie rany na torsie. Koszula, wręcz przesiąkła krwią w tym miejscu. Mam tylko nadzieję, że ten „bóg i władca", mówiąc żartobliwie, tego nie zauważy. Jeszcze tego brakowało, żeby zaczął się nabijać z ludzkich słabości.

Musiałem się podeprzeć ściany. Nagle moja ręka natrafiła na coś zimnego oraz metalowego. Dobrze znałem ten kształt. Rozpoznam go nawet w ciemności (w której aktualnie się znajduję). Bez wahania podniosłem moją tarczę. Samopoczucie od razu się poprawiło. Nie obchodziło mnie, skąd ona się tu wzięła i w jakim celu tu leżała.

Chwyciłem ją pewnym ruchem i zacząłem powoli zbliżać się do „boga".

- Spytam jeszcze raz. Po co mnie tu ściągnąłeś?

Założył ręce na piersi i uniósł brwi.

- Nie lubię się powtarzać, ale dla ciebie zrobię wyjątek, marny człowiecze. Za żadną wiedzę we wszechświecie nie spędziłbym dobrowolnie nawet kilku minut w twoim towarzystwie.

Ciężko jest mi przyznać, ale właśnie poznałem osobę, która ma większe ego od Tony'ego. Mierzyliśmy się wzrokiem nienawiści. Jeszcze chwila, a zrobiłbym użytek z mojej tarczy, lecz nagle w pomieszczeniu pojawiło się światło. Taka nagła zmiana oświetlenia wręcz zabiła mój wzrok.

- Witajcie, moi drodzy! - słyszę zniekształcony, męski głos. - Witajcie w grze!

Przyzwyczaiwszy się do promienistego światła, niespokojny rozglądam się na boki, chcąc zlokalizować osobę, do której należał głos, jednak w małym pomieszczeniu znajduje się tylko „bóg" i ja. Nikt więcej.

- Co jest do cholery? - zapytałem sam siebie zdezorientowany.

- Nie wiedziałem, że wzór człowieka idealnego oraz człowieka bez skaz wyraża się w taki sposób. - W jego głosie było słychać sarkazm.

- Nie wiedziałem, że niby potężny bóg da się tak łatwo zamknąć w tym dziwnym miejscu i nie będzie wiedział jak stąd wyjść.

- A skąd ta pewność, że nie wiem?

- Mówiłeś, że nie skazałbyś się na moje towarzystwo.

Loki zamilkł i spojrzał na mnie pogardliwym wzrokiem. Pierwszy raz od dłuższego czasu się uśmiechnąłem. Niby taka mała rzecz, a jakże uszczęśliwia człowieka.
Nagle poczułem powiew świeżego powietrza. Wyszedłem z małego pomieszczenia i znalazłem się w podziemnym tunelu. Korytarz był na tyle szeroki, że obok siebie mogły iść dwie osoby. Nie widząc innej opcji, ruszyłem przed siebie, modląc się, by na końcu tunelu było wyjście. Loki szedł parę kroków przede mną. W pewnym momencie chwyciłem go nagle za ramię i pociągnąłem do tyłu. Spojrzał na mnie z żądzą mordu.

- Prawie wszedłeś w pułapkę - powiedziałem i pokazałem mu rozciągniętą linkę, na wysokości naszych kolan. Może i staromodna pułapka, ale za to zabójcza.

Zamiast podziękować mi za uratowanie życia, on tylko zepchnął moją rękę z ramienia i przechodząc nad linką, ruszył dalej szybkim krokiem.

Jak na „boga" jest bardzo nerwowy. Przez chwilę nawet żałowałem, że nie pozwoliłem mu wejść na tę pułapkę.

Westchnąłem pod nosem i poszedłem w ślad za nim, wzdłuż korytarza.

Na końcu tunelu zobaczyłem średniej wielkości, żelazne drzwi. „Bóg" stał przed nimi i się przyglądał.

- Otwórz drzwi - powiedział nagle.

- Słucham? - zapytałem zdziwiony.

- O Odynie! - Załamany przyłożył rękę do twarzy. - Czemu wam, maluczkim, zawsze trzeba powtarzać po kilka razy jeden, prosty rozkaz? - zapytał z irytacją.

- Sam tego nie potrafisz zrobić? - założyłem ręce na piersi, uważając na rany.

- Jakby to powiedzieć... To jest rzecz dla pomagierów.

- Czyli masz na myśli, że to ja jestem twoim pomagierem?

- Bardziej niewolnikiem.

Gdybym miał trochę więcej siły, kłóciłbym się z nim dalej, lecz rany na torsie bolały nielitościwie i odpierały mi chęci oraz siłę.

Lekko pchnąłem drzwi i, ku mojemu zdziwieniu, otwarły się bez problemu.
Pomieszczenie, do którego weszliśmy z lekkim niepokojem, było wielkości małego mieszkania. Sufit zrobiono z metalu, zaś drewniana podłoga była pokryta ziemią oraz cieczą koloru niebieskiego. Mocniej chwyciłem swą tarczę, obawiając się ataku.

Pokój był prawie pusty. Prawie. Jedyna rzecz, która się tu znajduje, to ogromny tron.

- Stacja pierwsza - odezwał się metaliczny głos. - Pragnienie.

Mały (Wielki) SekretOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz