11. Loki

347 29 5
                                    

Moje oczy szybko przyzwyczajają się do ciemności, ale i tak trochę to trwa, nim coś zobaczę. Robię tak, jak mówił głos, gdy Kapitan był nieprzytomny. Pierwszy przeszedłem przez drzwi i narzuciłem na swe ciało iluzję. Jestem zszokowany, gdy zauważam, że ona działa - nie widzę swojego ciała. Nachodzą mnie myśli. Co jeśli moją magię zablokowano tylko w pierwszym pomieszczeniu? Na razie odsuwam ten wątek.

Drę się wniebigłosy, jak mi kazano, choć nie wykonuję rozkazu. Odsuwam się na bok, pod ścianę. Chociaż mam na sobie iluzję, moje ciało nadal jest materialne, można je poczuć, a tego w żadnym wypadku nie chcę.

Światło rozjaśnia pomieszczenie, muszę zasłonić oczy. Bolą, tak samo głowa, ale wiem, że to przejdzie.

- Co zrobiłeś Lokiemu?! - krzyczy Kapitan.

Dziwne. Co zrobiłeś, a nie gdzie jest. Jakby nadal uważał mnie za śmiertelną istotę.

- Czyżby zaczęło ci na nim zależeć? - odezwał się nagle głos.

Och, jedyne słuszne pytanie, jakie zadał ten głos. Mam nadzieję, że nie ostatnie. Dalej, Kapitanie. Ja też chcę poznać odpowiedź. Tylko nie uchylaj się od niej, może być ciekawie.

Krzyżuję ręce na piersi, opierając się o ścianę.

- Nie twoja sprawa. Zapytam jeszcze raz. Gdzie on jest?

Och, a miałem nadzieję na konkrerną odpowiedź. Cóż, ludzką naturę ciężko przejrzeć. Teraz jednak wiem, że jest twardszy, niż przypuszczałem. Mimo to chciałbym poznać odpowiedź. Dlaczego jej nie udzieliłeś, Kapitanie?

Dlaczego tak zgrabnie, niczym wąż, wywinąłeś się od pytania?

- Bo ja wiem... Może właśnie umiera lub może cieszy się wolnością? Myślisz, że Loki wahałby się gdyby, miał wybierać między tobą, a nią? Wiadomo co by wybrał. Niby jesteś człowiekiem idealnym, lecz masz jedną wadę. Zbyt szybko się przywiązujesz do ludzi, a oni gotowi są wbić ci nóż w plecy. W sensie przenośnym jak i dosłownym. Znów zostałeś sam.

Au... Zabolało. Czyżbym wydawał im się aż tak dwulicową bestią? Och, jak mi przykro.

Głos się jednak myli. Po pierwsze, nie kazał mi wybierać między Kapitanem a wolnością, tylko między nim, a wiedzą. Po drugie, Kapitan nie jest sam. Mimo że jestem niewidoczny, dalej się tutaj znajduję. Po trzecie, nie jestem człowiekiem.

Więc czemu to robię? Czemu udaję, że mnie tutaj nie ma? Czemu słucham skryty, choć powinienem stać z nim ramię w ramię?

No tak, ta wiedza. Zawsze miałem słabość na jej punkcie. Tak mi chyba zostanie do końca. Frigga zawsze powtarzała, że nie powinienem jej przedkładać ponad wszystko. Szkoda, że zawsze byłem nieposłusznym dzieckiem i nigdy nie słuchałem.

Patrzę na puste krzesło pośrodku pokoju. Zastanawia mnie, po co ono się tam znajduje? Czyżby miało przywołać kolejne wspomnienie? Jeśli tak, to z pewnością nie moje. Nic mi się nie kojarzy, gdy na nie patrzę.

Kapitan kręci głową. Cóż to? Co on może teraz myśleć? W każdym razie, napewno toczy w swym umyśle jakąś walkę. Tylko jaką? Wiedza kiedyś mnie zgubi...

- Widzisz, jesteś sam, całkiem sam. Jak to jedno krzesło na wspólnej, rodzinnej uroczystości, gdy kogoś zabraknie. Puste, osamotnione, ale nadal czeka w płonnej nadziei, że nieobecny nadejdzie. Twoje serce czeka, aż znajdzie się osoba, która cię nie zrani. Ale się nie doczeka, ponieważ taka osoba nie istnieje!

Patrzę na Kapitana, którego twarz odbija ból duszy. Jest silny, ale także podatny na sugestie. Uwierzył mu!

Kapitan podchodzi do krzesła. Siada na nim, opuszcza głowę na pierś, pochyla się do przodu.

To już nie jest ten sam Kapitan, który pyskował mi w Nowym Jorku. Choć ciało jest identyczne, umysł się zmienił. Co ten człowiek przeżył przez tak krótki okres czasu? Co się z nim stało?

Wewnątrz mnie czuję dziwne ukłucie. Jakby w środku mojego lodowatego serca. Czy to znowu sumienie? Tak.

Ale, co dziwne, czuję też litość. Nie taką, jak na polu walki, gdybym litował się nad przeciwnikiem, który nie potrafi walczyć. Lituję się nad Kapitanem jak nad człowiekiem złamanym, którego wszystkie nerwy są na wierzchu i należy uważać, by ich nie urazić.

To tylko przejściowe, wiem. Skutek zamknięcia w labiryncie bez widocznego wyjścia z istotą śmiertelną. Nie ma co się tym przejmować.

Mimo wszystko odpycham się od ściany i podchodzę bliżej, moje buty cicho stukają o gumową podłogę. On nawet nie reaguje.

Zaskakujące, jak obecność śmiertelnika może zmienić boga.

Kręcę głową, przystając przed nim. Prostuje się, jakby wyczuwał to, że przed nim stoję, ale zdaję sobie sprawę, że chodzi o pozory. Jest żołnierzem, nie powinien pokazywać uczuć. Ale nie ukryje ich przede mną. Jego oczy mówią wszystko.

Zrzucam z siebie iluzję, a on aż podskakuje. W jego tęczówkach widzę pytanie. Ale nie reaguję na nie, pozostawiajac jemu samemu odpowiedź. Wiem, że lepiej w takiej sytuacji zająć mózg czymś innym.

Kładę mu dłoń na ramieniu. Moja twarz pozostaje kamienna. Nic nie mówię - on doskonale wie, co chcę mu przekazać. Nie patrzę na niego, moje oczy nie mogą skupić na nim wzroku. Trwa to tylko chwilę, ale po tym zabieram dłoń i przechodzę za niego. Drzwi zostały otwarte. Czy to o to chodziło głosowi? Bym wykonał jeden głupi gest? Albo chciał do reszty załamać Kapitana, tylko nie przewidział mojej reakcji?

Tego niestety nie wiem. Prawdopodobnie nigdy się nie dowiem. Teraz mam tylko jedno, jedyne pytanie.

Czy on wreszcie wstanie?

Mały (Wielki) SekretOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz