Moje ciało było zbyt zmęczone, by współpracować ze mną i po prostu na chwilę zamknąłem oczy. Parę chwil później już nie czułem bólu. Nie czułem już niczego. Wbrew pozorom to miłe i kojące, uczucie odrywania się duszy od ciała.
Jednak po pewnym czasie zacząłem coś czuć. Ból, który nie rozchodził się po całym ciele, lecz skupił w jednym miejscu. Dzięki temu zacząłem odzyskiwać świadomość.
Szybko otworzyłem oczy, przez co widziałem jak przez mgłę.Zobaczyłem znajomą postać, która pochyla się nade mną.
- Bucky? - zapytałem z niedowierzaniem.
- Jeszcze ma omamy. Świetnie.
Ten głos nie należał do Bucky'ego. Był bardzo podobny do głosu... Lokiego?! Wszystko nagle wróciło. Dotarło do mnie gdzie jestem i co przed chwilą się stało. Oprzytomniałem momentalnie. Chciałem się podnieść, jednak bez skutku.
- Czy ty próbujesz mnie zabić? - zapytałem z obawą.
- Siedź cicho i się nie ruszaj. Może zaboleć.
- Ale... - nie zdąrzyłem nic powiedzieć, ponieważ „bóg" nagle wbił mi do ręki igłę z jakimś płynem. To było tak niespodziewane i bolesne, że aż krzyknąłem.
- Mówiłem, żebyś się nie ruszał.
- Mogę wiedzieć co ty właśnie robisz? - zapytałem.
- Właśnie ratuję twe marne życie. Oprzyj się o ścianę.
Z jego małą pomocą wykonałem rozkaz.
- Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele. - mówił, równocześnie mnie bandażując. - Potrzebuje kogoś kto będzie robił za mnie brudną robotę, a ty nadajesz się idealnie do tej roli, więc nie mogę pozwolić byś tak po prostu sobie zszedł.
Patrzyłem na niego zdezorientowany. Czy to na pewno ten sam Loki co wcześniej?
- Pij to - powiedział, kierując w moją stronę niewielką fiolkę z granatową cieczą.
- Co to jest? - zapytałem nieufnie.
- Nie zadawaj pytań, tylko pij.
- Skąd mam wiedzieć czy to nie trucizna?
- Wypijesz to z własnej woli lub wleje ci to do gardła siłą. - warknął zniecierpliwiony.
Posłuchałem jego „prośby".
Ciecz miała nieprzyjemny smak i spowodowała u mnie odruch wymiotny, lecz po chwili poczułem się na tak silnego, by móc utrzymać się na własnych nogach.
Powoli, podtrzymując się ściany, wstałem i zrobiłem pewny krok do przodu. Nie kręciło mi się w głowie i nie czułem się słabo. To jest ogromny plus.
Mimo wszystko czułem lekkie zażenowanie całą tą sytuacją. Przed chwilą prawie się nawzajem pozabijaliśmy. Starałem się unikać kontaktu wzrokowego z Lokim. Pragnąłem jak najszybciej opuścić to pomieszczenie. Nagle spojrzałem w róg pokoju. Gdy tylko to zobaczyłem, zrobiło mi się słabo.
- Gdy ja się obudziłem, ona już nie żyła. Widać, głos sam wymierzył jej sprawiedliwość, bo żaden z nas nie mógł.
Loki mówił bardzo przekonująco, jednak wiedziałem, co tak naprawdę się stało. Zrobił to, choć w jego oczach nie widzę poczucia winy. Loki podszedł do niej i wziął swój nóż.
Ja za to uklęknąłem przy jej ciele i odmówiłem krótką modlitwę za jej duszę.
- Chodźmy już. - ponaglał mnie Loki.
Szliśmy w krępującej ciszy. Każdy z nas w jakiś sposób zawinił. W końcu przełamałem ciszę. Chciałem powiedzieć to co leżało mi na sercu.
- Tam, w tej sali... - zacząłem niepewnie.
- Nie wiem, jak on mógł to zrobić. I to moim nożem! - wszedł mi w słowo Loki, kręcąc głową.
Wiem, że kłamie. Nieprzypadkowo to jego nóż się tam znajdował.
- Nawet ja miałbym problem z zabiciem jej. Chyba lepiej, że on to zrobił - szepnął tak cicho, że ledwo go usłyszałem.
Czy to prawda? Czy nie gra teraz, żeby mnie zmylić? Nie byłem pewien, czy łże. Postanowiłem zmienić temat.
- Długo byłem nieprzytomny?
- Nie mam pojęcia, lecz mamrotałeś.
- Mam nadzieję, że nie powiedziałem czegoś w stylu, „Loki to mistrz". Wypominałbyś mi to do końca życia - dodałem z uśmiechem.
Loki zaśmiał się, jednak po chwili znów miał kamienny wyraz twarzy. Widać było po nim, że sam nie spodziewał się tego i chciał to jak najszybciej ukryć. Żeby nikt nie wiedział, że ma uczucia.
Patrzyłem na niego w niemałym szoku.
- Czego się gapisz? - warknął w moją stronę i zamilkł, nie oczekując odpowiedzi.
Po krótkiej chwili, jednak się odezwałem.
- Powinieneś częściej się uśmiechać. Wyglądasz wtedy mniej... Sztywniej.
Loki spiorunował mnie wzrokiem, lecz nadal milczał.
Mam wrażenie, że korytarz którym szliśmy był o wiele dłuższy od poprzednich. Już myślałem, że będziemy szli tak wiecznie, lecz nagle zobaczyłem drzwi. Kolejne drzwi za którymi czają się kolejne koszmary.
Tym razem to Loki otworzył drzwi i wspólnie weszliśmy do środka. Pomieszczenie nie różniło się niczym od poprzedniego pokoju.
Nagle ciemność i krzyk Lokiego. Staram się go odnaleźć, lecz tylko błądzę wśród ciemności. Nie wiem, ile czasu spędziłem w ciemności. Nieoczekiwanie światło znów się pojawiło. Odruchowo zasłoniłem oczy ręką. Gdy tylko przyzwyczaiły się do światła, rozejrzałem się wkoło poszukując Lokiego. Jednak nikogo nie było. W pomieszczeniu znajdowało się jedynie samotne krzesło.
- Co zrobiłeś Lokiemu?! - krzyknąłem w pustą przestrzeń. Wiem, że ten głos nadal mnie obserwuje.
- Czyżby zaczęło ci na nim zależeć? - odezwał się nagle głos.
- Nie twoja sprawa. Zapytam jeszcze raz. Gdzie on jest?
- Bo ja wiem... Może właśnie umiera lub może cieszy się wolnością? Myślisz, że Loki wahałby się, gdyby miał wybierać między tobą a nią? Wiadomo co by wybrał. - Chciałem się z nim kłócić, powiedzieć, że Loki postąpiłby inaczej, lecz wiem jaka jest prawda. - Niby jesteś człowiekiem idealnym, lecz masz jedną wadę. Zbyt szybko się przywiązujesz do ludzi, a oni gotowi są wbić ci nóż w plecy. W sensie przenośnym jak i dosłownym. Znów zostałeś sam.
CZYTASZ
Mały (Wielki) Sekret
FanfictionSamotność zmienia człowieka. Dokładnie to samo robi obecność drugiej osoby tuż obok. A jeśli dodać to tego zamknięte pokoje i bolesne wspomnienia, człowiek może stać się zupełnie innym, nowym sobą. Pytanie tylko, czy nowe zawsze jest lepsze? Czy w t...