prolog

2K 112 21
                                    

Nie byłem w stanie tego zrozumieć. Byliśmy dla siebie tacy bliscy... Rozumieliśmy się bez słów, jakbyśmy zostali dla siebie stworzeni. Zdawało mi się, ze jesteśmy po prostu sobie przeznaczeni. Naprawdę byłem w stanie w to uwierzyć, mimo, że wcześniej uważałem gadki o przeznaczeniu za totalne brednie.

Niestety, pomyliłem się. Pamietam ten dzień idealnie. Jak trzymałem drżącymi rękoma słuchawkę telefonu, jak usłyszałem najgorszą, możliwą wiadomość w moim życiu. Oliver się żeni. Pokochał kogoś, całkowicie zapominając o mnie. Choć mówił, ze wszystko pamięta. Czy gdyby pamiętał, dopuściłby do tego? Czy gdyby nie zapomniał, ze mnie kocha, nie wchodziłby z nikim w związek? Bo przecież, gdy ci na kimś zależy w ten sposób, nie ranisz go. Ale Oliver mnie nie kochał.

-Żenisz się?-zażartowałem, nerwowo śmiejąc się do telefonu.
Chwila ciszy. Gdy nie odzywał się, czułem jak moje tętno niezwykle przyspiesza.
-Tak, żenię się.

Czy wiedział, ze całkowicie złamie mi tym serce? Zapewne tak. Albo... może myślał, ze dla mnie to nic nie znaczyło? Że uważałem to jedynie za zabawę, tak jak on? Najprawdopodobniej nigdy się już nie dowiem. Ale wiem jedno, przez niego cały mój świat się zawalił.

Owszem, było tutaj tez trochę mojej winy. Wiedziałem na co się piszę. Zdawałem sobie sprawę, że wyjedzie, a pozwoliłem mu całkowicie mną zawładnąć. Byłem idiota, gdy go całowałem. Byłem idiotą, gdy kochałem.

Dwa lata minęły mi na spaniu w zamkniętym pokoju i chodzeniu na zajęcia szkolne, ale bez rozmowy z kimkolwiek. Jadłem znacznie mniej i nie miałem ochoty nigdzie wychodzić ze znajomymi. Cały czas w głowie miałem duże, męskie dłonie obejmujące mnie wokół talii. Miękkie usta całujące z uczuciem te moje.

Aż w końcu, w wakacje nastąpił przełom. Za namową Marzii postanowiłem wyjść z nią na imprezę do znajomych. Wypiłem wtedy dość dużo. Nawet nie kodowałem, gdy następny kieliszek stawał się pusty, a jego zawartość dostawała się do mojego żołądka. Gdy wypiłem tyle kieliszków (nie jestem nawet w stanie określić ile), by stać się totalnie pijanym, podszedłem do tańczącej na środku Marzii
i namiętnie pocałowałem ją w usta. Przez procenty wówczas znajdujące się w mojej krwi, nie byłem w stanie myśleć roztropnie. Teraz wiem, że nie było to właściwe... Uradowana oddała pocałunek, co nie było trudne do przewidzenia. Nie pamietam jak do tego doszło, ze na końcu znaleźliśmy się w pokoju gospodarza jedynie we dwoje cały czas namiętnie się całując. To nawet nie było całowanie, my dosłownie pożeraliśmy sobie twarze. Marzia znajdując się w moim ramionach, jednym, zwinnym kopniakiem zamknęła drzwi. Ułożyłem ją na łóżku, a potem zacząłem zdejmować z siebie ubrania, co ona także zrobiła. Alkohol całkowicie przejął nad nami władze, a po pomieszczeniu przez pół nocy roznosiły się jęki dwójki, głupich
i młodych ludzi, nie myślących o konsekwencjach.

Widok nagiej Marzii, leżącej obok mnie w łóżku, spowodował u mnie ogromne wyrzuty sumienia. Zamiast z nią porozmawiać, postanowiłem ją unikać, myśląc, że tak będzie łatwiej.

Pewnego lipcowego wieczoru, gdy siedziałem wraz z tatą i Mafaldą na tarasie, rozmawiając
o najnowszych filmowych dziełach, niespodziewane na taras wbiegła uradowana mama z „wspaniałą nowiną". Okazało się, ze przyszedł długo oczekiwany przez nas list. List z Juilirad, z mojego wymarzonego uniwersytetu.
-Mamo! Otworzyłaś go?!
Pytanie te początkowo miało być wypowiedziane ze złością, ale zostało wypowiedziane z radością. Bo hej! Przyjęli mnie! Od razu wszyscy zaczęli mi gratulować, przytulać i całować. Mafalda oznajmiła, że koniecznie musi pobiec po martini. Mimowolnie w mojej głowie pojawiła się myśl, że nie mogę wypić tego martini. Za bardzo przypominało mi o Oliverze, o wieczorze poetyckim, o naszym wspólnym wyjeździe,
o San Clemente, o naszych pocałunkach, o tym jak zwymiotowałem mu na sandały. Wtedy zrozumiałem, ze nigdy nie uda mi się z niego wyleczyć.

-Może zadzwonisz do Marzii? Powinna wiedzieć o twoim wyjeździe.
Wiedziałem, że ma rację. Marzia zasługiwała, by wiedzieć. Poza tym nie mogłem unikać ja w bezkonczoność. Musiałem z nią pogadać, a teraz był na to odpowiedni moment. Dlatego tego samego dnia, wieczorem odwiedziłem dziewczynę w jej domu.
-Elio?- spytała zaskoczona, gdy wszedłem do jej pokoju.
Byłem cały zestresowany. Już raz ją zraniłem, nie chciałem zrobić tego następny raz, ale musiałem, bo ją nie kochałem. Bez słowa usiadłem na krześle, na przeciwko łóżka, na którym leżała. Patrzyłem wszędzie, byleby nie w jej oczy. To był ten moment, zamierzałem powiedzieć jej o wszystkim, o Oliverze i o tym, co tak naprawdę nas łączyło. Chciałem wyjaśnić jej, że to nie jest jej wina, ze ja najwidoczniej nie potrafiłem przestać go kochać.
-Przepraszam Marzia. Totalnie spanikowałem. Nie zniósłbym myśli, że namieszałem ci w głowie. Dowiedziałem się, że przyjęli mnie na Juiliard. Dlatego musimy to skończyć, by się nie ranić- powiedziałem, wplatając w swoją wypowiedź dawniej skierowane do mnie słowa Olivera.
Wybrałem jednak łatwiejszą wersję- półprawdę. Może wcale nie o to chodziło? Może chciałem by Marzia jednak cierpiała. Czy to przez ból, który sprawił mi Oliver powiedziałem jej to, co on mnie kiedyś? Czy wypowiadając te słowa, chciałem by ktoś teraz cierpiał z mojego powodu? Nie mogłem się zemścić na Oliverze, wiec wybrałem Marzię?
-Oh, to wspaniałe wieści!- odpowiedziała, próbując się uśmiechnąć.
Widziałem smutny błysk w jej oczach. Rozpoznałem jej reakcje. Ja miałem identyczną po usłyszeniu, że Oliver się żeni.
-Przepraszam- wyszeptałem i skierowałem się w stronę drzwi.
-Ostatni pocałunek- także wyszeptała Marzia, łapiąc mnie za rękę, gdy już miałem wychodzić.
-To nie jest dobry pomysł.
Szarpnąłem za klamkę i jak najszybciej wybiegłem z pomieszczenia. Nienawidziłem siebie za to, co zrobiłem Marzii. Nienawidziłem siebie za to, co zrobił mi Oliver.

W wrześniu rodzice i Mafalda pomagali mi pakować niezbędne rzeczy. Cieszyła mnie myśl, ze nareszcie stad wyjadę. Z miejsca, w którym kryło się tak wiele bolesnych wspomnień. Miałem plan na nowego siebie, na mój własny, nowy świat. Mogłem zacząć wszystko od nowa, w świecie, w którym nie ma Olivera. Jednak okazało się, że ponownie coś musiało mi przeszkodzić. Pod koniec września, podczas przerwy między przenoszeniem paczek do samochodu, tata wbiegł do salonu, w którym spokojnie sobie leżałem z ogromnym zapałem, jakiego dawno u niego nie widziałem.
-Elio! Mamy dla ciebie niespodziankę! Musisz natychmiast wyjść przywitać się z gościem!
Wzruszyłem ramionami i wstałem z kanały, ruszając za tatą. Nie rozumiałem tylko jego tak ogromnego szczęścia, przecież często ktoś nas odwiedzał.
-Elio, spójrz tylko kto przyjechał! Specjalnie dla ciebie!
Wskazała ręka na stojącego obok niej mężczyznę, a ja zamarłem. Czułem, że serce zaczęło mi szybciej bić, a ręce drzeć. Myślałem, ze nigdy go już nie zobaczę, chciałem już nigdy go nie zobaczyć. Patrzyłem na niego przerażonym wzrokiem. Nic się nie zmienił, dalej był tym samym, czarującym Oliverem. Tylko, że żonatym. Patrząc na jego gęste włosy, przypomniałem sobie, jak pięknie było móc przeczesywać je ręką. Na jego duże dłonie, jak pięknie się je trzymało w swoich małych. Na błyszczące oczy, jak wspaniale było, gdy patrzyły tylko na ciebie. Na miękkie usta, jak się je całowało. Momentalnie poczułem złość. Na Olivera, że znowu przyjechał, sprawiając, ze moje uczucia do niego ponownie wzrosły. Na rodziców, że mu na to pozwolili, mimo wiedzy, co nas łączyło. Na mnie, że dalej pragnąłem go pocałować.
-Wspomnieliśmy Oliverovi, ze dostałeś się na Juiliard, a on zaproponował, że może zapewnić ci miejsce zamieszkania, pokazać okolice i pomoc w przewozie bagaży. A my stwierdziliśmy, że to świetny pomysł i że będzie ci łatwiej na wstępie- zaczęła tłumaczyć moja mama.
Po pewnym czasie jednak przestałem ją słuchać, cały czas patrząc na Olivera. Jak mógł?
-Witaj Elio- odezwał się w końcu po wywodzie mojej mamy.
Słysząc jego aksamitny głos ponownie, wiedziałem, ze przekroczył już wszelkie granice. Wiedziałem także, ze każdy czeka, aż coś odpowiem. Jednak nic takiego nie nastąpiło. Zamiast tego, poczułem jak z nosa zaczyna mi lecieć krew i pospiesznie poleciałem z powrotem do domu, zostawiajac zszokowaną resztę na podwórku. Cieszyłem się, ze mogłem na chwile od nich uciec, szczególnie, że oprócz krwi na swojej twarzy poczułem także spływające łzy.

W taki właśnie sposób ponownie rozpocząłem przygodę z kochanym przeze mnie żonatym mężczyzną.


A więc witam w dopiero rozpoczynającej się historii Elio i Olivera! Mam nadzieję, że prolog nie wyszedł mi bardzo okropnie i że jednak kogoś zachęci do zostania ze mną. Liczę, że nie zepsuję tej historii i przez to także nie obrażę arcydzieła jakim jest „call me by your name", bądź „tamte dni, tamte noce". Jeżeli ci się spodobało lub masz ochotę wyrazić swoją opinie na temat tego fragmentu to zachęcam do pisania komentarzy! Następny rozdział pojawi się, gdy zobaczę, ze chociaż ktokolwiek tutaj zajrzał i pozostawił po sobie jakiś znak.
Mam nadzieję, że do następnego rozdziału!❤️🤗

Wróć za moim dotykiem/elio&oliverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz