Rozdział dwunasty: Nietrwałość sojuszu

520 42 9
                                    

Dziwny pochód posuwał się powoli w stronę zamku. Alto czuł uścisk w żołądku z powodu bezsilności do obecnego stanu przyjaciela, ale wiedział, że robi dobrze. Nie mogli zostać długo w niebezpiecznym lesie, ale mimo to wolałby teraz pocieszać czarnowłosego. Na ziemię, z jego przemyśleń, przywołały krzyki Panny Weasly.

Doprawdy, żeby dziewczyna potrafiła tak okropnie przeklinać- pokręcił w zamyśleniu głową i skupił wzrok na postaciach, czekających na nich przy wejściu do zamku.

Grupa nauczycieli na czele z dyrektorem oczekiwała ich od jakiegoś czasu, a gdy tylko zobaczyli czwórkę uczniów podbiegli do nich. Zatrzymali się przy nich gwałtownie, gdy zobaczyli przykryte ciała oraz unieruchomioną dziewczynę.

-Panie Potter, co się stało? Panie Potter!- McGonagall zwróciła się do bardziej zaufanego z dwójki studentów.

-Proszę go o nic nie pytać. To dla niego wielki szok- zaprotestował Altostratus i stanął bezpośrednio przed dorosłymi, jak gdyby chciał osłonić przed nimi drugiego chłopaka.

-Co się tam stało, Alto?- Dumbledore jako pierwszy zrozumiał, że blondyn jest w tym momencie najpoczytalniejszy ze wszystkich świadków zdarzeń.

Złotooki opowiedział im całą historię, niedopowiadając tylko w momentach, w których nie był jeszcze obecny w trakcie zdarzeń.

-On kłamie! Profesorze, proszę mu nie wierzyć!- Weasly złapała się ostatniej deski ratunku i próbowała przekonać nauczycieli do swojej racji. Albus bez słowa podszedł i odwinął jej rękaw, który odsłonił znak Voldemorta, który odznaczał się na jej bladej skórze, na co wszyscy, oprócz dyrektora i Crack'a, sapnęli zdziwieni obrotem wydarzeń.

-Już spokojnie, Panno Weasly, aurorzy zaraz tu będą- powiedział spokojnym głosem niebieskooki, po czy sprawdził, czy krępujące ją więzy dobrze się trzymają, na co ruda warknęła głośno ze strachu i bezsilności.

Postanowiono, że do czasu przybycia magicznych służb specjalnych, nastolatka zostanie przetrzymywana w jednej z celi, a Harry'ego przetransportowano do Skrzydła Szpitalnego. Alto nie chciał odstąpić od jego boku, jednak nie pozwolono mu wejść do punktu medycznego. Został więc przed wejściem i oczekiwał na jakieś wieści, odnośnie stanu zielonookiego oraz działań w kierunku zdrajcy.
Niespodziewanie przed szpitalem stanęła grupa aurorów.

-No. Mogłem spodziewać się, że to twoja sprawka- oznajmił z nieukrywaną nienawiścią i skinął na swoich ludzi.

-Nie jestem pewien, czy wiem o co panu chodzi- zmusił się do szacunki i omiótł wzrokiem okrążających go służbowych.

-Już ty dobrze wiesz, o co mi chodzi- oznajmił i dał znak swoim ludziom, by go pojmali. Poczuł, jak nieznane mu zaklęcie sprawia, że magiczny łańcuch przebija mu klatkę piersiową. Uczucie było podobne, do przecięcia noża- Mam aresztować zdrajcę, który zabił uczennice oraz zaatakował trzech innych- odparł i wydał rozkaz zabrania go ze sobą.

Sparaliżowany bólem Altostratus mógł pozwolić się ciągnąć korytarzami Hogwartu w stronę ministerstwa. Gdy byli już przy wyjściu ze szkoły ich drogę zagrodziła im postać nastolatka, jak zauważył Alto ze swojego miejsca na podłodze.

-Puśćcie go! On nic nie zrobił!- krzyknął, teraz już całkowicie zdrowy i przytomny na umyśle, Harry Potter.

-Wykonujemy swoje zadanie, dzieciaku. Odsuń się!- rozkazał dowódca aurorów.

-Nie! To nie on nas zaatakował, ale Ginerva Weasly!- krzyknął Potter i spróbował dostać się do przyjaciela.

-Ginerva Weasly? Niemożliwe. Jest z dobrej, świetlistej rodziny- odparł lekko znudzonym i niedowierzającym głosem auror.

Harry Potter i Trzecia Opcja [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz