Rozdział 25.

2.8K 337 214
                                    

Trzeci na dziś ♥

Ale nie wiem, czy to dobry pomysł...

Mam wrażenie, że rozdzialiki Wam się chyba nie podobają :(

Bardzo mało komentujecie :(

Perspektywa: Thomas.

Obudziłem się w zajebistym nastroju. Zegarek wskazywał godzinę ósmą nad ranem, a mi wystarczyło dosłownie czterdzieści pięć minut na ogarnięcie się i dotarcie do pracy na dziewiątą. Nim wstałem, to jeszcze chwilę leżałem w rozkosznie miękkiej pościeli, uśmiechając się do siebie szeroko. Spojrzałem na przyklejone na ścianie zdjęcie Dylana i przypomniał mi się cudowny wczorajszy wieczór, gdzie po raz pierwszy w świetle pełni księżyca pocałowaliśmy się. To było po prostu nieziemskie. Przymknąłem na chwilę oczy i na chwilę wróciłem do dnia poprzedniego, nie mogąc zapomnieć rozmowy z szatynem oraz jego pięknego śpiewu i grania na gitarze.

Za około piętnaście minut wstałem z łóżka i poszedłem szybko się wykąpać, a następnie ubrałem się i pojechałem do pracy. Postanowiłem zamówić sobie dzisiaj obiad, a na śniadanie pojedziemy z Liamem do Mary na pączki.

Wszedłem do biura punktualnie o dziewiątej i nim zdążyłem usiąść, to do biura wpadł zrzęda. Boże, Liam zaraził mnie tą durną nazwą. Muszę się solidnie pilnować, aby przypadkiem źle go nie nazwać, bo wypierdzieli mnie z roboty szybciej, niż będę w stanie cokolwiek więcej pomyśleć. Liam zdenerwował się na jego widok i nie wiedziałem, co się święci.

- Sangster! – powiedział szef, a ja podskoczyłem. Boże, czy ja coś przeskrobałem i o tym nie wiem? – Jak się czujesz? Sraczka Ci przeszła? – zapytał, a ja zdezorientoway i zupełnie wybity z rytmu nie wiedziałem, co mam mu odpowiedzieć. Z moich ust wydobyło się jedynie żałosne „yyyy...". – Rozumiem, że ten temat Cię krępuje, ale mam nadzieję, że czujesz się lepiej i dzisiaj całego dnia znowu na toalecie nie spędzisz tak jak to było wczoraj.

- Nie wydaje mi się... - odpowiedziałem po chwili lekko zmieszany, co nie uniknęło uwadze szefa.

- Sangster, to, że się zatrułeś i miałeś rozwolnienie, to nie jest powód do wstydu, pamiętaj. Nie masz co się wstydzić. Każdemu czasem się zdarza. – rzekł, a ja spojrzałem na Liama i już wiedziałem, co się święci. Czas wypróbować swoją broń, bo dawno jej nie używałem i myślę, że ten osioł, jako żywy cel świetnie się nada na potrenowanie celności. – Pamiętajcie, więcej sushi na posterunek nie zamawiamy. A teraz bierzcie się do pracy. – dodał i wyszedł z naszego biura, trzaskając przy tym oczywiście drzwiami. Nie mam pojęcia, co one mu zrobiły, ale za każdym razem jest tak samo. Jeszcze chwila, a wylecą z zawiasów.

- Uffff, już myślałem, że dasz dupy i nas wkopiesz. – rzekł Liam i umieścił ręce na swoich biodrach.

- Serio powiedziałeś szefowi, że dostałem sraczki?! – powiedziałem lekko podniesionym tonem, aby przypadkiem nikt na komendzie nie usłyszał.

- A co miałem mu powiedzieć?! – zbulwersował się Liam. – Zadzwonił i kazał mi dać Ciebie do telefonu, to musiałem coś wymyślić. Potem zadzwonił drugi raz to skłamałem, że rzygałeś, bo się zatrułeś sushi. Zapomniałem, że przecież Thomas wersja 2.0. nie mówi, więc improwizowałem i całkiem dobrze mi to wyszło. – dodał, a ja wywróciłem oczami. – Wiesz...

- Nie, nie wiem. Oświeć nie. – rzekłem lekko naburmuszony, że mój przyjaciel zrobił ze mnie rzygulca i sraja. Świetnie po prostu.

- Przyszedł do mnie Bercik i oglądaliśmy do godziny dziesiątej wieczorem filmy, a ja porozdzielałem zadania i wszystkich wykurzyłem z budynku. – powiedział zadowolony z siebie, a mi szczena opadła.

- Coś ty zrobił?! – oburzyłem się. No aj się chyba przesłyszałem. Jak kto się dowie o tym, że Liam podszywał się pod Dereka, to szef wywali i mnie, i jego na zbity pysk. – Zdurniałeś do reszty?! Co Ci do łba strzeliło?!

- No chciałem zaimponować Bercikowi... - rzekł skruszony, a ja przybiłem sobie facepalma. – Powiedziałem mu, że awansowałem na kierownika tego całego syfu, w którym pracuje. Nikt się nawet nie zorientował, że podszywałem się pod szefa.

- Dobra, nie kończ. Błagam. – powiedziałem i usiadłem za biurkiem, po czym wziąłem się do roboty. W między czasie skoczyłem do sklepu, zamówiłem sobie obiad i wysłuchiwałem milion pytań Liama odnośnie tego, jak minęła mi randka, a także usłyszałem fascynujący przebieg jego randki na posterunku. Nawet nie zorientowałem się, jak na zegarze wybiła godzina piąta po południu.

Do naszego biura, jak zwykle z impetem wbił szef, który chyba miał dobry humor i nie wiedziałem dlaczego. Czyżby chciał nas zwolnić i dlatego jest taki nader zadowolony?

- Sangster i Dunbar, mam dla was dobre wieści. – powiedział uradowany szef, a ja wyrwałem się ze swojego transu pracy, jak i też stanu marzycielskiego i zupełnie nie połapałem się, że wypowiedziałem na głos te słowa.

- Zostaliśmy zwolnieni? – spytałem, a Liam zaczął się śmiać, jak by szatan w niego wstąpił. Derek spojrzał na mnie i na mojego przyjaciela, po czym przyłożył sobie solidnego facepalma w twarz.

- Ja od zawsze wiedziałem, że przebywanie z Dunbarem Ci szkodzi, ale nie sądziłem, że aż tak. – powiedział donośnym tonem głosu, a ja zrobiłem się ze wstydu cały czerwony na twarzy. – Rozczaruję Cię, ale niestety, nie zostaliście zwolnieni. Możecie mi wierzyć, że też bym się z tego powodu cieszył. – dodał, a ja wkurzyłem się, że jednak szef niespecjalnie za nami przepada. – Chciałem Wam przekazać, że Ava kończy analizę DNA mordercy i wyniki będą jutro wieczorem. Dostaniecie je do rąk własnych wraz z przesłanym na waszą skrzynkę zapisem i macie je przeanalizować, a tym samym wgrać plik i przeszukać w bazie danych, do której ona nie ma dostępu. Jeśli mordercy nie będzie u nas w bazie, to wtedy pomyślimy. To tyle. – dopowiedział i wyszedł z biura.

- No nie wierzę, żeś mu tak powiedział. – rzekł Liam, wciąż się jeszcze śmiejąc.

- Nie myślałem, że mi się to pomyślało na głos, okej? – burknąłem i chciałem zająć się pracą, lecz dostałem wiadomość od Dylana i takim oto sposobem przez kolejne pół godziny zająłem się pisaniem z chłopakiem, podobnie jak Liam.

- Mam pomysł! – rzekł mój przyjaciel, a ja na niego spojrzałem. – A może byśmy urządzili kolację u Ciebie w domu i zaprosili na nią Brett'a i Dylana? Bercik mi napisał, że wracają właśnie do Hartford, więc pewnie są zmęczeni i głodni. Co Ty na to? – zapytał się, a ja chwilę przeanalizowałem jego propozycję i myślę, że jest to bardzo dobry pomysł.

- Zgadzam się. – powiedziałem. – Napiszmy do nich, że zapraszamy ich do mojego domu, ale nie piszmy w jakim celu. To będzie niespodzianka. Jak by pytali, to po prostu tak o, żebyśmy posiedzieli sobie w czwórkę i miło spędzili wieczór.

- Dobra. – zgodził się ze mną Liam i zaprosił Dylana razem z Brett'em, na co chłopaki przystali i powiedzieli, że wpadną o ósmej trzydzieści wieczorem, więc mieliśmy w sumie tylko trzy godziny na zorganizowanie jakiegoś posiłku.

Zadzwoniłem do szefa i zapytałem się, czy możemy wyjść wcześniej i o dziwo się zgodził, co było dla mnie wielki zaskoczeniem, bo myślałem, że zacznie się na nas wydzierać, jacy to jesteśmy leniwi i nic nie umiemy zrobić dobrze.

- Dobra, to musimy najpierw skoczyć do sklepu. – powiedziałem, gdy zamykałem nasze biur na klucz.

- W sumie to dlaczego organizujemy u Ciebie, a nie u mnie? – zapytał zastanawiając się, dlaczego zaproponował moje mieszkanie.

- Może dlatego, że u Ciebie chłopacy by się pozabijali o graty walające się po podłodze? – powiedziałem zgodnie z prawdą, bo wiem, w jakim chlewie żyje Liam, ale jemu niespecjalnie to przeszkadza.

- Hej! – oburzył się. – Jeszcze nikt się tam nie potknął, ani nie zabił.

- Jeszcze. – powiedziałem i zaśmiałem się, po czym z zbulwersowanym Liamem pojechaliśmy do sklepu i musieliśmy wymyślić na szybko jakieś dania, którymi możemy poczęstować chłopaków. 

W objęciach nocy ✔ | Dylmas, Briam & DerestianOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz