Elizabeth
Kilkanaście minut po trzynastej, gdy słońce zaczynało powoli zachodzić, wypadłam z budynku uniwersytetu na zalaną jasnym światłem ulicę. Było gorąco, więc poprawiłam żółtą sukienkę na grubych ramiączkach, która nieco się przekrzywiła i szybkim krokiem skierowałam się na przystanek tramwajowy. Będąc w mieście musiałam zachowywać się chociaż odrobinę poważnie, w końcu nie jestem już taka młoda, więc szłam wyprostowana, co chwilę poprawiając torbę. Chcąc schronić się przed prażącymi promieniami usiadłam na ławeczce w cieniu drzewa, która znajdowała się koło przystanku. Mimo że byłam w centrum, nie było dużego tłoku, ponieważ wciąż wiele osób przebywało w pracy. W dusznym tramwaju zrobiło mi się słabo. Wiele wymieszanych oddechów i brak napływu powietrza z dworu doprowadziły do tego, że kiedy tylko znalazłam wolne miejsce, niemal desperacko na nim usiadłam. Z każdym zatrzymaniem robiło się coraz luźniej, aż w końcu sama dojechałam do ostatniej stacji. Radosnym machnięciem pożegnałam się z maszynistą i, nie musząc już nikogo udawać, pobiegłam w kierunku sporego budynku oddalonego o kilkaset metrów od miejsca, w którym zatrzymywał się tramwaj. Czując, że za miastem nie ma już takiego skwaru, a wiatr przyjemnie powiewa, kilkoma wyćwiczonymi ruchami wyjęłam z włosów wszystkie wsuwki, pozwalając opaść im lekkimi falami na ramiona. Zwalniając przed bramą wyciągnęłam z torebki niewielką spinkę, którą dostałam na urodziny od mojej podopiecznej i zamocowałam ją, jak zawsze, z lewej strony, aby przytrzymywała, wpadające mi do oczu, krótsze kosmyki włosów. Dla pewności, jeszcze raz, sprawdziłam, czy mój uśmiech jest na swoim miejscu i przekroczyłam furtkę. Odkąd zaczęłam tu przychodzić dziwiło mnie, że w kilka sekund potrafię przemienić się ze sztywnej studentki zarządzania w żywą i wesołą kobietę. Gdy tylko brama zamknęła się za mną z charakterystycznym skrzypem, otoczyła mnie grupka dzieciaków, które pewnie jeszcze chwilę temu, narzekając, kończyły jeść obiad.
-Liz! Liz!-krzyczał mały Martin, który jako pierwszy do mnie dopadł
-Cześć młody. Co masz ochotę dzisiaj robić?-spytałam go czochrając jego delikatną i mięciutką blond czuprynę
-Zróbmy samolot! Hans mnie nauczył wczoraj jak poszłaś-wyjaśnił dwulatek szeroko się uśmiechając
-No to musisz mi powiedzieć, co mam robić, bo ja chyba nie umiem-zaśmiałam się i prawie poleciałam do przodu, kiedy Rita od tyłu wbiegła w moje nogi
-To nie fair! Ostatnio bawiłaś się z Martinem i Niklasem, więc teraz chodź do nas. Znalazłyśmy dzisiaj rano takie fajne miejsce do zabawy-powiedziała podekscytowana dziewczynka
-Ale wam plotła wczoraj warkocze, więc teraz nasza kolej!-zaczął wykłócać się Niklas, który dołączył do stojącego obok mnie dwulatka
-Hej, nie kłóćcie się-powiedziałam spokojnie-Mam lepszy pomysł-pusciłam im oczko-pobawimy się tak, żeby wszyscy mogli brać w tym udział, co wy na to?-zapytałam
-Ale... No dobra-powiedziała wzdychając Iris-Za to jutro pójdziesz z nami, zgoda?- spytała z nadzieją
-Wybaczcie, jutro niestety mnie nie będzie-powiedziałam zakłopotana poprawiając włosy-Mam bardzo ważny test i muszę się trochę do niego poduczyć-odpowiedziałam zgodnie z prawdą-Ale możemy ciągnąć losy, kiedy przyjdę następnym razem-zapewniłam widząc szkolące się oczy dziewczynki-A teraz powiem wam, co zrobimy dzisiaj-powiedziałam z uśmiechem
Po kilku godzinach zabawy w ciepło-zimno byłam padnięta, a niewyżyte zwykle dzieci ledwo powłóczyły nogami.
-Chyba koniec na dziś-pogłaskałam ich po głowach-Jak szybko się umyjecie, to jeszcze opowiem wam bajkę-postawiłam warunek i patrzyłam, jak kilkoro dzieci, jeszcze chwilę wcześniej nie mających sił, na łeb na szyję popędzili do łazienki
-Jak ty to robisz, Elizabeth?-zapytała mnie dyrektorka całego ośrodka, patrząc jak dzieciaki z zapałem biegną się wykąpać
-Po prostu mnie lubią-wzruszyłan ramionami i zaśmiałam się-Przepraszam, ale chyba moja publika się zbiera. Dobrej nocy!-odeszlam serdecznie machając do kobiety
Do małego mieszkania na przedmieściach Monachium wróciłam dopiero po dziewiętnastej. Byłam tak zmęczona, że nie miałam już nawet siły na sprzątnięcie po śniadaniu, które zjadłam w biegu tuż przed wyjściem. Odgrzałam sobie ryż z warzywami, który udało mi się zrobić w niedzielę i wzięłam szybki prysznic, który spłukał ze mnie brud całego dnia. W końcu o dwudziestej trzydzieści siadłam do biurka i spojrzałam na notatki, które zrobiłam dzisiajszego dnia. Były takie jak zawsze, czyli wszystko napisane było zupełnie nie po kolei, ale mimo to miały jakiś sens. Przed zaśnięciem sprawdziłam jeszcze telefon i ustawiłam budzik, żeby rano na pewno nie zaspać i zdążyć sprzątnąć powstały dzisiaj bałagan, a potem odleciałam.
___________
To takie zabawne uczucie wchodzić w to opowiadanie przez "opublikowane", a nie "wersje robocze"W ogóle zapomniałam podziękować pewnej pannie, za wybranie okładki 😙
Udanego powrotu po wolnym 😂😅
![](https://img.wattpad.com/cover/128131349-288-k260579.jpg)
CZYTASZ
Miło Cię poznać, Martin
FanfictionCzasem dzieci nie mają szczęścia. Ich rodzice ich nie kochają, albo porzucają. Czy można sprawić, że chociaż jedno z nich się uśmiechnie? Elizabeth jest w tym mistrzynią *napisane 2019*