Elizabeth
—Wellinger, wstawaj!—krzyknęłam w ostatni czwartek przed Bożym narodzeniem, które w tym roku w czwartek właśnie wypadało—Zaraz spóźnisz się na busa i Horngacher cię zabije, pamiętasz, co mówił Stoch na temat spóźniania się?—powiedziałam złowrogo, a na dźwięk nazwiska szkoleniowca Andreas momentalnie się rozbudził, wyskoczył spod kołdry i zaczął przetrząsać szafę w poszukiwaniu spodni—Już, już, uspokój się. Przecież w tym tygodniu macie wolne.—zaśmiałam się, za co zarobiłam spojrzenie z serii "już mnie nie kochasz, czy co?"
—Tak się nie robi!—stwierdził robiąc minę zbitego pieska i rzucając się na łóżko
—No przepraszam, ale mam dzisiaj do późna dzień w robocie, a ciebie wieczorami nie ma, więc chciałam się chociaż przywitać. Wiem, że jest sezon i jesteś wypompowany, ale ja też potrzebuję twojej uwagi, a nie tylko narty.—powiedziałam z lekkim wyrzutem w głosie, a następnie opuściłam sypialnię, gotowa do wyjścia
Złapałam zrobioną pół godziny wcześniej kanapkę, wrzuciłam ją do torebki i wyszłam na klatkę. Obcasy średniowysokich butów postukiwały o schodki, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy nie robiłam mu wyrzutów bez powodu. Faktem jest, że odkąd zaczął się sezon nie poświęcał mi aż tak dużo uwagi, jak zawsze, ale nie miałam prawa mówić mu z tego powodu kazań, że"mnie zaniedbuje". Miał swoją pracę, dużo bardziej wymagającą niż moja, która wymagała od niego wielu wyrzeczeń, a ja powinnam być dla niego wsparciem, a nie zaborczą laską. Na to skojarzenie aż się wzdrygnęłam, bo przypomniało mi się, jak kiedyś Andreas opisywał mi swój związek z Carlą.
—Agrh.—Głośno westchnęłam dając upust nagromadzonej we mnie frustracji i mimo że dochodziłam już do przystanku tramwajowego zawróciłam w kierunku bloku, który przed chwilą opuściłam
Nie pokonałam jeszcze nawet połowy drogi z powrotem, kiedy zobaczyłam biegnącego w moim kierunku Andreasa, oczywiście bez kurtki ani czapki.
—Zwariowałeś?! Zaraz będziesz chory!—krzyknęłam na niego i natychmiast nałożyłam na jego głowę moją czapkę, a w okół szyi owinęłam szalik
—Nie dawaj mi tej czapki, lepiej sama ją załóż.—Próbował się opierać, ale nie dałam za wygraną i szybkim krokiem ruszyłam w kierunku naszej klatki—A z resztą nieważne.—mruknął pod nosem—Przepraszam.—powiedział, kiedy tylko znaleźliśmy się w środku, osłonięci przed wiatrem i śniegiem—Ostatnio rzeczywiście cię zaniedbuję, a zamiast tego latam ze Staphanem po sklepach i kupuję z nim prezenty. Tak rzadko spędzamy razem czas w zimie, a ja nawet mając wolne nie umiem poświęcić ci go wystarczająco dużo. Naprawdę przepraszam.—przytulił mnie, a ja pokręciłam głową
—To ja przepraszam. Ostatnio mam trochę więcej na głowie w pracy, a na dodatek posprzeczałyśmy się z Elizą i niestety byłeś w złym miejscu o złym czasie i to na tobie się wyładowałam. Wiem, że masz teraz mnóstwo roboty i chcę żebyś osiągnął jak najlepsze rezultaty, wiec jeśli czujesz potrzebę wyskoczyć ze Stephanem do sklepu, czy na piwo, nie widzę przeszkód. Pod warunkiem, że żadnego striptizu.—zaśmiałam się i przeczesałam jego nieułożone jeszcze włosy
—Kijem bym go nie tknął, jeszcze by mnie czymś zaraził, albo co.—uśmiechnął się—Żartuję, nikt poza tobą mnie nie pociąga, nie masz się o co martwić, Liz. Co powiesz na to, żeby dzisiaj gdzieś wyskoczyć wieczorem, kiedy już wrócisz, co?—zaproponował
—Chyba wolałabym zostać w domu, jeśli nie masz żadnych szczególnych planów. No i muszę już lecieć, bo jeszcze chwila spóźnienia i w ogóle nie wrócę.—zaśmiałam się
—Nic, czego nie dałoby się przesunąć.—uśmiechnął się tak, jak to tylko on potrafi—Jeśli poczekasz na mnie minutkę, to cię podrzucę.—zaproponował i już pędził na górę, prawdopodobnie po to, żeby wziąć kluczyki i się ubrać
CZYTASZ
Miło Cię poznać, Martin
FanfictionCzasem dzieci nie mają szczęścia. Ich rodzice ich nie kochają, albo porzucają. Czy można sprawić, że chociaż jedno z nich się uśmiechnie? Elizabeth jest w tym mistrzynią *napisane 2019*