Elizabeth
—Wow, ale macie fajny dom!—krzyknął Martin, po raz pierwszy przekraczając próg naszego nowego mieszkania, które znajdowało się w centrum Monachium, i rozglądając się dookoła—I macie nawet taki duży telewizor!—zachwycał się biegając po wszystkich pomieszczeniach, na co zaśmiałam się prawie niezauważalnie, opierając głowę o ramię Andreasa
—Chyba jego reakcja przeszła twoje najśmielsze oczekiwania.—Wellinger objął mnie ramieniem i przytulił, przypominając moment, kiedy Martin dosłownie rzucił mi się na szyję i chyba nieświadomie próbował popełnić morderstwo poprzez uduszenie
—Ale wszystko na plus. Zawsze chciałam, żeby był szczęśliwy. Żeby wszyscy byli.—dodałam z uśmiechem na myśl, że wszyscy moi podopieczni znaleźli cudowne rodziny zastępcze, gdzie było im naprawdę dobrze
—A będę miał swój pokój?—spytał, wciąż będąc w biegu chłopczyk
—Pewnie, młody. W końcu uwolnisz się od współlokatorów i będziesz miał spokój.—Andreas poczochrał go po głowie, sprawiając, że Martin uśmiechnął się nawet szerzej ode mnie—Na szczęście dość daleko od naszego.—dość cicho dodał mój mąż, na co mimowolnie zachichotałam - jemu nigdy nie było mało—Może chodźmy dzisiaj do kina, całą trójką, co?—zaproponował mężczyzna siadając na kanapie
—Nie mogę, muszę dokończyć na poniedziałek projekt do pracy. Przepraszam.—spojrzałam na niego smutnymi oczami
—Ale jest sobota! Musisz pracować nawet w sobotę?—jęknął blondyn, na kolanach którego po kilku sekundach znalazł się Martin
—Jak ty pracujesz przez cały weekend to jakoś nie narzekam.—Przewróciłam oczami—Skoro mamy jutro jechać do moich rodziców, to nie mam wyboru i muszę skończyć dzisiaj, to jest logiczne.
—Czy to znaczy, że się dzisiaj ze mną nie pobawisz, Liz?—spytał zawiedzionym głosem, przysłuchujący się rozmowie, chłopczyk
—Oczywiście, że się pobawimy! W co chcesz zagrać?—zapytałam przewidując, że czeka mnie zarwana noc na dokańczaniu projektu - w końcu kto normalny mógłby odmówić takiemu słodziakowi wspólnej zabawy?
Martin zasnął dopiero koło dwudziestej pierwszej. Wcześniej, przez całe popołudnie, ganiał jak szalony po parku i po mieszkaniu z taką prędkością, że nawet Andreas zastanawiał się, skąd on ma tyle energii. Gdy jednak w końcu zasnął, po raz pierwszy w swoim nowym, własnym łóżku, ja nie miałam takiego luksusu, zmuszona zabrać się za projekt. Na nic nie pomogły próby Wellingera, który niezmordowanie starał się odciągnąć mnie od tego pomysłu i siłą zaciągnąć do łóżka.
—Naprawdę, Wellinger, wiem, że jest prawie północ, ale nic nie zyskasz stojąc tak nade mną, tylko dodatkowo mnie wkurzysz.—warknęłam w końcu na irytującego Niemca, który doprowadzał mnie do szewskiej pasji, pstrykając non-stop długopisem, który musiałam nieopatrznie zostawić wcześniej na stole
—Przeżyłem twój atak, kiedy któregoś razu jak miałaś okres rozlałem zupę na twoje najlepsze spodnie, więc takie coś mi nie straszne.—Wyszczerzył się, posyłając mi buziaka
—Tak się składa, kotku, że w najbliższym czasie nie uświadczysz u mnie okresu, więc radziłabym ci się mieć na baczności dwadzieścia cztery na siedem.—Wyrzuciłam z siebie szybko i udając niezwykle pochłoniętą kolejnym akapitem zwróciłam się twarzą do ekranu laptopa, czując niezwykłą ulgę, że w końcu to powiedziałam
—A co się stało? Księżyc będzie miał jakąś anomalię, która przenosi się na kobiety? Ale super, Julia w końcu nie wykradnie mi całego zapasu czeko... Możesz powtórzyć ostatnie zdanie?—oczami wyobraźni widziałam, jak marszczy nos, a potem w jego oczach maluje się tak wielki szok pomieszany ze szczęściem, jak kiedy zdobywał swoje indywidualne złoto na Igrzyskach—Naprawdę? Udało nam się? Który dzisiaj mamy, pierwszy kwietnia?—mężczyzna nawijał jak szalony po tym, jak niezwykle zdezorientowany opadł na kanapę
—Trzynasty sierpnia, złotko. Tak, udało się. Znowu zostaniesz tatą.—Tym razem nie mogłam się powstrzymać i na chwilę przeniosłam spojrzenie na zszokowanego mężczyznę
—Wow, nie spodziewałem się tego. Ależ to cudownie! Kurczę, ja to mam szczęście, a to wszystko twoja wina. Najpierw dzięki tobie mam ślicznego, mądrego synka, a teraz drugi szkrab. Nie no Liz, szalejesz.—powiedział łamiącym się głosem, ze łzami w oczach i podszedł do mnie mocno mnie przytulając
—Nie spodziewałeś się? Myślę że mimo wszystko wiesz, jakie zadanie ma antykoncepcja, a raczej jej braku.—Spojrzałam mu w oczy rozbawionym wzrokiem
—Wiesz, zawsze byłem beznadziejny w szkole ze wszystkiego oprócz wf-u.—Uśmiechnął się i pocałował mnie delikatnie
—Hej, Andreas, a mój projekt?—spytałam w przerwie, kiedy zmuszony był oderwać się ode mnie, ponieważ musiał pokonać drogę do sypialni bez wpadania na cokolwiek
—Projekt nie zając, nie ucieknie.—mruknął, ucinając tym samym temat
**********
—Ale nigdy mnie nie oddacie, prawda? Nawet jak się urodzi ten dzidziuś, którego Liz ma w brzuszku, prawda?—spytał z czystą trwogą w oczach Martin, kiedy dowiedział się o rozwijającym się we mnie małym człowieczku
—Och, oczywiście, że nie. Teraz już na zawsze będziesz moim dużym synem, młody.—zaśmiał się Andreas, sprawiając, że na twarzy chłopca wykwitł uśmiech chyba nawet szerszy niż ten kilka tygodni temu, kiedy z nami zamieszkał
—Tylko żeby to nie była dziewczynka. Dziewczynki są fuj.—Skrzywił się, sprawiając, że Andreas wewnętrznie wręcz tarzał się po podłodze
—Ty też uważasz, że dziewczynki są fuj?—spytałam wieczorem blondyna, kiedy już leżeliśmy w łóżku, nie mogąc powstrzymać delikatnego uśmiechu, który pojawił się gdzieś na moich ustach
—Pewnie, nie tknąłbym żadnej nawet kijem od miotły. Jak w ogóle można rozmawiać z dziewczyną? Przecież dziewczyny są takie głupie.—wzdrygnął się na pokaz
—Ładnie to tak, obrażać dziewczyny tylko dlatego, że są ładniejsze?—spytałam zadziornie
—Nie martw się, ty się nie zaliczasz. Jesteś na to zbyt płaska, moja droga.—oznajmił niezwykle poważnym tonem
—A co, jak w końcu cycki mi urosną przez tę ciążę i przestanę być płaska? Wtedy będę głupia? Dzięki Wellinger, śpisz dzisiaj bez buziaka na dobranoc.—Udałam obrażoną, obracając się na drugi bok, aby po kilku sekundach pokładać się ze śmiechu razem z Andreasem
—Jak w końcu cycki ci urosną, to chyba będę najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Nie dość, że będę miał lepsze widoki, to jeszcze ten mały ludzik z ciebie wyjdzie. Wiesz, takie dwa w jednym.—zażartował, doprowadzając mnie do histerycznego chichotu
—Szkoda, że w parze z tym idzie większa waga i w ogóle.—westchnęłam ciężko
—Nie martw się, i tak będę cię kochał. Raczej.
_________________
Mam dzisiaj swoją pierwszą jazdę i trochę się cykam, ngl
Przeraża mnie, jak szybko czas przecieka przez palce ;-;
CZYTASZ
Miło Cię poznać, Martin
Fiksi PenggemarCzasem dzieci nie mają szczęścia. Ich rodzice ich nie kochają, albo porzucają. Czy można sprawić, że chociaż jedno z nich się uśmiechnie? Elizabeth jest w tym mistrzynią *napisane 2019*