Elizabeth
—Naprawdę, wyglądasz zjawiskowo, Liz. Przestań się już tak oglądać w tym lustrze.—zaśmiała się Liza, którą energicznymi skinięciami głowy poparły moja siostra i mama
—Twój olimpijczyk nie będzie mógł od ciebie oderwać wzroku jeszcze bardziej, niż od tych swoich medali.—zaśmiała się najstarsza w naszym gronie, a my wszystkie po chwili do niej dołączyłyśmy
—Mam nadzieję, że wszystko pójdzie jak należy...—westchnęłam spoglądając na ustawione na stoliku zdjęcie, gdzie ja i Andreas stoimy w parku obejmując się, nieświadomi, że jakiś tajemniczy fotograf, w osobie siedzącej na łóżku Tanji, postanowił zrobić nam zdjęcie
Takie fotografie zawsze uważałam za najlepsze. Żadnego pozowania ani sztucznych min. To było tak, jakby wyjąć z życia chwilę, zatrzymać i oprawić w ramkę. Obok zdjęcia leżał delikatny wisiorek, którego prawie nigdy nie zdejmowałam. Był prezentem, który dostałam na moje pierwsze, wspólnie spędzone urodziny. Na cienkim łańcuszku wisiała niewielka śnieżynka, która sprawiała wrażenie, jakby po zetknięciu ze skórą miała się roztopić. Sięgnęłam po naszyjnik i podałam Lizie.
—Zapniesz mi? Wiem, że nie będzie widać, ale to taka nasza niepisana umowa. Moja i Andreasa.—uprzedziłam pytanie odgarniając z karku włosy
Już po chwili poczułam chłodny metal na skórze i mimowolnie zadrżałam. Teraz, mimo trzęsących się z podniecenia rąk czułam się znacznie pewniej. Spojrzałam na zegar, który wskazywał trzecią po południu i wstałam z zajmowanego przeze mnie krzesła. Wymieniłam krótkie spojrzenie z każdą kobietą obecną w pokoju i otworzyłam drzwi uważając, żeby nie ubrudzić sięgającego niemal do podłogi białego materiału. Po drodze do salonu, gdzie w najlepsze trwała dyskusja między moim narzeczonym, Stephanem, moimi braćmi i naszymi ojcami, prawie zderzyłam się z Julią i mamą Wellingera, które po drobnych poprawkach w makijażu wychodziły z łazienki.
—Wyglądasz zjawiskowo. Rozpuszczone włosy to jednak był genialny pomysł.—skomentowała młodsza skanując mnie od dołu do góry i z powrotem
—Dzięki.—uśmiechnęłam się i tym razem bez przeszkód dotarłam do celu
Kiedy stanęłam w progu przez chwilę pozostałam niezauważona, ale kiedy tylko Leyhe szturchnął swojego przyjaciela, wszystkie oczy spojrzały na mnie. Po ich minach wywnioskowałam, że naprawdę dobrze wyglądam, choć pierwotnie nie byłam przekonana do sukienki z zakrytym dekoltem i ramionami.
—Zbieramy się?—spytałam, wyrywając mężczyzn z szoku, w który wprowadziłam ich swoim wejściem
Jak na zawołanie wszyscy oprócz Andreasa wstali z zajmowanych miejsc i wyszli z salonu, po chwili zupełnie opuszczając mieszkanie. Po kilku sekundach przedstawicielki płci pięknej również opuściły mieszkanie, a my zostaliśmy na moment sami.
—Powinieneś częściej nosić garnitur.—stwierdziłam niepewnie przerywając ciszę, wciąż czując przesuwający się po moim ciele wzrok mężczyzny
—Pewnie masz rację.—podniósł się ze swojego miejsca i stanął za moimi plecami, na których położył dłonie
—Co ty robisz?—zdziwiłam się i spojrzałam przez ramię na jego twarz, po której błądził niewielki uśmiech
—Wyglądasz dzisiaj tak olśniewająco, że sprawdzam, czy żaden anioł się pod ciebie nie podszył.—powiedział to takim tonem, jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie, więc niemal od razu spaliłam buraka, notując w pamięci żeby potem dopisać ten tekst do "najbardziej cringowe teksty na podryw, na które poleci każda"—Moje fanki będą o ciebie strasznie zazdrosne.—zaśmiał się, a ja delikatnie zdzieliłam go w głowę
CZYTASZ
Miło Cię poznać, Martin
FanfictionCzasem dzieci nie mają szczęścia. Ich rodzice ich nie kochają, albo porzucają. Czy można sprawić, że chociaż jedno z nich się uśmiechnie? Elizabeth jest w tym mistrzynią *napisane 2019*