Elizabeth
Z zapartym tchem oglądałam noworoczny konkurs w miejscowości, gdzie jeszcze kilkanaście godzin temu bawiłam się w najlepsze na imprezie sylwestrowej. Na samo wspomnienie zabawy zrobiło mi się gorąco, a na moją twarz wypłynął ogromny rumieniec. Trzymałam kciuki za wszystkich zawodników, ponieważ miałam okazję się z nimi zapoznać i przekonać się, jak cudownymi ludźmi są. Mimo że nadal Niemcom kibicowałam bardziej, w szczególności takiemu jednemu mistrzowi olimpijskiemu, to zwycięstwo Hayboecka nie było da mnie żadnym zawodem, wręcz przeciwnie. Byłam zadowolona, że moja nowa znajoma, Camila, będzie miała co świętować. W końcu jej ukochany musiał wygrzebać się z naprawdę poważnego dołka formy żeby w końcu ponownie wygrać zawody. Pozostałe aspekty zawodów też były na plus. Andreasowi udało się wywalczyć czwarte miejsce, dzięki czemu przeskoczyliśmy w Pucharze Narodów Norwegię, która została za nami o osiemnaście punktów. Po dekoracji przypomniałam sobie, co obiecałam zrobić gdy tylko zakończą się zawody, jednak odczuwałam jakąś taką wewnętrzną barierę, która nie pozwalała mi wykonać tego ostatecznego kroku i nacisnąć znajdującego się tuż obok zdjęcia Wellingera przycisku "zadzwoń". Brzuch mnie bolał, a ręce trzęsły mi się jakbym miała podchodzić właśnie do matury. W końcu, po kilkudziesięciu minutach wewnętrznych zmagań stwierdziłam, że co ma być to będzie i z dudniącym sercem wykonałam połączenie. Na osobę po drugiej stronie niewidzialnego łącza czekałam może trzy sekundy, jednak dla mnie czas oczekiwania dłużył się niczym wieczność.
—Hej, Elizabeth. Jak się czujesz po Sylwestrze w stylu skoczków? Warto było stracić jeszcze jeden dzień nauki?—zapytał radośnie Andreas
—Było niesamowicie. Zaskoczyliście mnie swoją pozytywną energią i zachowaniem na miarę piętnastolatków, ale za to akurat dostajecie duży plus. Nie spodziewałam się, że wszyscy tak dobrze tańczycie. Czułam się tam nie na miejscu—poczułam, jak cały stres odchodzi w zapomnienie, a na jego miejsce wpływa spokój i ekscytacja
—Wcale nie tańczysz aż tak źle—rzucił żartobliwie
—Po prostu ty dobrze prowadzisz—skomplementowałam go—Coś się stało, że rano tak zasypałeś mnie wiadomościami? Miałam rozładowany telefon i nic nie słyszałam—troszkę spoważniałam
—No wiesz... wczoraj... po tym jak wsiadłaś do pociągu...—wziął głęboki oddech—Nie wiedziałem, czy nie poczułaś się niezręcznie po tym, jak wyznałem ci miłość. Nie chciałbym stracić z tobą kontaktu, więc...
—Byłam troszkę zaskoczona i zdezorientowana, ale nie czułam się niezręcznie—przerwałam mu—Wiesz, nie chciałam tego robić przez telefon, bo uważam to za brak szacunku względem cienie, jednak jeśli masz się tak stresować, chyba będę zmuszona dać za wygraną. Ja też cię lubię. Chcę spędzać z tobą mnóstwo czasu, słyszeć twój radosny śmiech, patrzeć w cudowne oczy. Chciałabym być koło ciebie, żeby cię wspierać i służyć ramieniem, w które mógłbyś się wypłakać. No i przede wszystkim pragnę cię lepiej poznać, więc daj z siebie wszystko, a potem zabierz mnie na prawdziwą randkę, taką z buziakiem na koniec. Dasz radę?—wyrzuciłam z siebie to wszystko, co układałam sobie w głowie od rozmowy z bratem
Po drugiej stronie telefonu zapanowała grobowa cisza, a potem nastąpiło coś jakby plaśnięcie.
—Wybacz, Liz, Andreas z wrażenia aż usiadł. W tej chwili chyba nie nadaje się do jakiejkolwiek rozmowy, chociaż minę ma taką, jakby ktoś mu dał nową deskę surfingową bez okazji. Dziękuję, że poprawiłaś mu humor—powiedział Stephan
—Emm... ale ja nie zrobiłam nic nadzwyczajnego, po prostu powiedziałam prawdę—powiedziałam znowu czerwieniąc się na policzkach
—To tak uważasz—przez chwilę znowu było cicho, po czym Leyhe ponownie się odezwał—Każe przekazać, że absolutnie da radę i już nie może się doczekać. Coś ty mu powiedziała, że teraz skacze po pokoju jak jakiś naćpany?—zapytał z niedowierzaniem
—Tajemnica. Na razie. Pozdrów go—rozłączyłam się
Natychmiast odrzuciłam od siebie telefon i opadłam na kanapę szczęśliwa, że mam to już za sobą.
____________
szkoła online to dno, change my mind
CZYTASZ
Miło Cię poznać, Martin
FanficCzasem dzieci nie mają szczęścia. Ich rodzice ich nie kochają, albo porzucają. Czy można sprawić, że chociaż jedno z nich się uśmiechnie? Elizabeth jest w tym mistrzynią *napisane 2019*