| Prolog |

360 23 1
                                    

Otworzyłem okno w swoim pokoju na oścież, pozwalając zimnemu, porannemu powietrzu do niego wtargnąć. Poczułem przyjemne mrowienie na skórze... Musiałem wywietrzyć. Wtedy lepiej mi się myślało. Rześkie powietrze działało na mnie uspokajająco, a moje obolałe mięśnie powoli się rozluźniały. 

Bolały jak cholera, dlatego błagałem by jak najszybciej nieprzyjemne uczucie minęło... myślałem, że już zdążyłem przywyknąć do ciężkich treningów, które wymyślał nam nasz trener. Ostatni raz miałem tak ogromne zakwasy w pierwszej klasie- na drugi dzień, po pierwszym treningu, który według trenera "nie był wcale taki wyczerpujący". 

Nałożyłem pierwszą lepszą bluzę z kapturem i zszedłem na dół po schodach, do małej, ale przestrzennej kuchni. Nastawiłem wodę na herbatę, zastanawiając się, co mogę zrobić przez cały dzień... W końcu jest niedziela. Godzina siódma, a ja ledwo chodzę. 

Obym tylko sobie czegoś nie naciągnął... zbliżają się mistrzostwa. Muszę być w formie, nawet jeśli nie gram w głównym składzie. 

Otworzyłem szafkę, gdzie zawsze mama trzymała najróżniejsze ziółka. Spojrzałem na opakowania, które stały w równych rządkach, jedno na drugim. Była "melisa", "szałwia", ale nigdzie nie znalazłem najzwyklejszej "zielonej herbaty"... Czyżby się skończyła, a mama zapomniała kupić? Ja nie miałem w zwyczaju chodzić do sklepu, chodź był dość blisko- moja rodzicielka doskonale o tym wiedziała. 

Na ojca też nie mogłem liczyć, bo jego pobyty w domu wyglądały bardziej jak spotkania firmowe, niż rodzinne... na co dzień jest tak zapracowany, że gdyby nie mama, to sypiałby w swoim biurze i w ogóle by z niego nie wychodził. 

"Piekielna kobieta"- pomyślałem, przypominając sobie ostatnią awanturę mamy i jej wykład o byciu mężem, jak i dobrym ojcem.

Westchnąłem- ludzie mają gorsze problemy, niż ojca pracoholika...

Nie zastanawiając się dłużej, chwyciłem opakowanie z "czerwoną herbatą" i nasypałem trochę wysuszonych liści na dno kubka. Woda akurat dała znać, że się zagotowała, więc zalałem wcześniej przygotowane listki.

"Czerwona też dobra... ale zielona lepsza."- pomyślałem, zastanawiając się czy rzeczywiście nie pójść do sklepu. W końcu to tylko parę metrów. Pół godzinki i jestem z powrotem w domu...

"Później zajdę."- Postanowiłem, wychodząc na taras z parującym kubkiem w dłoni. 

Zająłem swoje ulubione miejsce w jednym z foteli ogrodowych na które uparła się mama- czasami doceniam jej charakter. Przynajmniej, dzięki niemu, mamy wygodne meble ogrodowe, na których mogę się wylegiwać w takie dni jak ten. 

Wziąłem łyka ciepłego napoju, stwierdzając, że zielona herbata jest o niebo lepsza. Czerwona pozostawiała dziwny, cierpki posmak na języku... 


Semi Eita~Zielona HerbataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz