-Nie, dziękuje.- Kręcę głową, kiedy tylko pada pytanie z ust czerwonowłosego pokemona, zwanego Satorim.
-Dlaczego?- Pyta, obchodząc mnie by stanąć ze mną twarzą w twarz. Mam problem z utrzymaniem swojego wzroku tak wysoko, ale nie chce spuścić głowy, by nie pomyślał, że się go boje, albo wstydzę.- Wakatoshi nie będzie grał.
I chwała- jeśli bym się oczywiście zgodziła z nimi zagrać po treningu- bo straciłabym ręce, przytomność i przy okazji całą swoją godność, gdybym odbiła się od lecącej torpedy- czytaj: piłki. Znając życie to ja bym się od niej odbiła, a nie ona od moich rąk.
Wole posiedzieć- dziękuje.
Przynajmniej mam pewność, że nic mnie nie zabije... no chyba, że jakimś cudem w końcu jakaś piłka poleci w moim kierunku... ale wątpię, bo chłopaki starają się jak mogą, omijać "moją" część hali- tak bym nie uległa nieszczęśliwemu wypadkowi. Przynajmniej mam taką nadzieje, że się starają- jak na razie nie zauważyłam żadnego zagrożenia z ich strony i oby tak zostało. Na razie mam na nich tak zwanego haka- bo moja obecność jakoś im nie przeszkadza, a wręcz cieszy- i zdają sobie sprawę, że jeden mały wypadek i możliwe, że nigdy więcej moja stopa nie stanie na tej hali- a tego nikt nie chce. Nawet ja... lubię ich oglądać, gdy grają. Ich skupione miny, pełne napięcia, trwające w oczekiwaniu na ruch przeciwnika za siatką- do tego te wszystkie precyzyjne, wręcz precyzyjne ruchy, które napawają mnie spokojem. Można nawet uznać, że zaczęłam im cicho kibicować- by udawało im się we wszystkim co robią... do tego był on.
Semi- chłopak, który wyglądał, jakby świat go stworzył do gry. Te wszystkie ruchy, zagrywki jakie wykonywał... wcześniej widziałam przez okno, jak odbija piłkę w ogrodzie. Często sam, odbijając ją od ściany garażu- czasami z ojcem, którego widywałam tak rzadko, że pewnie bym go nie rozpoznała bez jego pomocy- pomimo, że urodę chłopak miał właśnie po nim... jednak to nie było to samo. Tutaj- na tej hali- chłopak jakby odżywał. W końcu ukazywał całego siebie...
-Nadal nie.- Mówię stanowczo.
-Satori.- Upomina go menadżer, który na tej hali stał się moim osobistym aniołem stróżem, broniącym mnie w razie potrzeby. Często również użyczał mi swojej wiedzy, kiedy nie rozumiałam zasad gry, albo dlaczego tak, a nie inaczej się chłopaki zachowują.
Dobrze, że tu był... przynajmniej miałam z kim porozmawiać- a trener drużyny- stary pryk, jak zazwyczaj nazywali go chłopacy z drużyny- nie kwapił się do rozmowy ze mną... czułam się przy nim dziwnie nieswojo. Czasem nawet miałam wrażenie, że przeszkadza mu nawet moje oddychanie- a co za tym idzie- życie. Egzystencja. Sam fakt, że siedzę tutaj, na tej małej, oddalonej jak najdalej od centrum gry, ławce.
-Nie powinieneś pomagać trenerowi, Menadżerze?- Pyta Satori, uśmiechając się niewinnie.
-Satori.- Upominam go, mrużąc oczy.- Nie bądź nie miły.
-Semi'ego też tak ustawiasz?- Pyta, przekrzywiając głowę.- Pozwala ci na to? Ja od trzech lat próbuje, ale za każdym razem słyszę "Satori, ty idioto, prędzej zdechne"...
-Tendō!- Przerywa mu menadżer.
-To przecież prawda!- Tłumaczy chłopak, oburzony, że ktoś mu przerwał.- Sam słyszałeś!
Mimowolnie się uśmiecham... ten chłopak nie jest taki zły- czasem nawet potrafi być zabawny, ku mojemu zdziwieniu. Możliwe, że źle go oceniłam na początku- ale to przez jego dynamiczny charakter, który mi nie spasował. Wole spokój- może dlatego go odrzuciłam- nie chciałam chaosu... ale jego chaos nawet zaczyna mi pasować. Nie przeszkadza mi już... a może się przystosowuje do niego.
CZYTASZ
Semi Eita~Zielona Herbata
FanfictionZaczęło się od dnia, kiedy zabrakło zielonej herbaty. Później w jego życiu pojawiła się "ona". Kim jest? Dziewczynom, która nie lubi chaosu. Woli żyć w harmonii i nie narażać się na jakiekolwiek zmiany w swoim świecie. Czy to się zmieni, kiedy po...